W którymś z naszych prawicowych tygodników przeczytałem artykuł o Unii Europejskiej, który wobec często spotykanych wymądrzeń okazał się godny lektury. Jego autor, Antoni Libera, krytyk literacki, reżyser, pisarz, tłumacz i doskonały znawca Samulela Becketta i angielskiej literatury, który z domu wyniósł szacunek do prawdy słowa i myśli (z książek jego ojca uczyłem się na studiach o Mickiewiczu i przede wszystkim o oświeceniu), wypowiedział się na temat obecnej Unii Europejskiej, którą jak najpierw cenił, tak ostatnio począł odbierać negatywnie. Ponieważ nie jest to rozgadany tekst, a jak na rozsądnego człowieka przystało, spójny i wręcz syntetyczny, więc nie trzeba go omawiać, a wystarczy wskazać odpowiednie akapity dotyczące unijnego tematu.

        Najpierw A. Libera jak najbardziej pochwalał przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. I to chociażby z racji własnego zainteresowania europejską literaturą, nie tylko anglojęzyczną, ale grecką czy niemiecką, która dzięki temu mogła u nas zyskać wieksze uznanie. Zreszta przetłumaczył z tej okazji „Odę do radości” Schillera, „tak aby hymn Unii można było nie tylko czytać, ale i śpiewać po polsku”, a także został odznaczony francuskim Orderem Sztuki i Literatury i w 2005 roku wziął udział w paryskim kongresie „Intelektualiści dla UE”. I właśnie wtedy jego „euroentuzjazm zaczął słabnąć”. Dostrzegł „manipulowanie ideami i natrętną propagandę”, a przede wszystkim „grę pozorów, że oto pewna mniejszość przedstawiająca się jako „prometejska awangarda” , która pragnie uszczęśliwić ludzkość, jest w istocie żądnym władzy uzurpatorem, który dąży do dominacji i zniewolenia innych (…) Ci, którzy najgłośniej krzyczeli o różnorodności, pluralizmie, tolerancji o poszanowaniu innych, byli dziwnie nietolerancyjni, a w swoich przekonaniach zapamiętali i zacietrzewieni”.

        Odtąd „sceptycyzm” A. Libery wobec Unii Europejskiej, „jako biurokratycznego molocha (…) zaczął narastać, a z czasem przerodził się  w daleko idącą rezerwę i krytycyzm”, który narastał „z wyraźną zmianą polityki Brukseli i Berlina wobec Polski”. Unia Europejska odnosiłą się do nas jak najlepiej, gdy wychodziliśmy na prostą po komunistycznej dyktaturze, ale wszystko poczęło się zmieniać, gdy zaczęliśmy doganiać Zachód i wtedy „Polska wybijająca się po wielu latach  na podmiotowość i aspirująca do tego, aby stać się nareszcie równorzednym partnerem, a nie wiecznie potakującym petentem, przestała się podobać”. Ponieważ nie wypadało wyrażać tego bezpośrednio, bo przecież wedle „przewodnich idei i haseł UE” byłoby to nieprawomyślne, więc postanowiono mówić, „że Polska jest państwem niepraworządnym, nietolerancyjnym, niepostępowym, a więc że hamuje rozwój nowoczesnej cywilizacji i wręcz zagraża jej swobodom”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        W tym miejscu trzeba było A. Liberze siegnąć pamięcią do czasów przedrozbiorowych, kiedy to „Polska upadła w XVIII w. właśnie z powodu zbyt postępowej jak na owe czasy demokracji”. Aby nie były to czcze słowa, zilustrował to angielską ryciną z roku 1772, na której widzimy Katarzynę II, Fryderyka II i Józefa II pochylonych nad rozpostartą mapą Polski i układających się, które ziemie komu przypadną. Tymczasem za jej rozpostartą karta siedzi związany Stanisław August Poniatowski, bezsilnie tym targom się przypatrując i nie mogąc nawet poprawić królewskiej korony, która zsuwa mu się z głowy. Odnosząc więc tę sytuację do naszych czasów, nietrudno wobec tego zgodzić się ze słowami A. Libery: „Czy alegoria ta nie kojarzy się z sytuacja obecną, gdy Polska od dobrych kilku lat stawiana jest pod pręgierzem rozmaitych instytucji unijnych, takich jak KE i TSUE, i besztana jak parobek przez pana”.

        Z tym nie możemy się oczywiście zgodzić, mając szczególne poczucie wolności, o czym pisałem niegdyś w „Gońcu”. Wynika zaś z tego dla Unii Europejskiej jedynie taka rada, wypowiedziana w ostatnim akapicie artykułu przez A. Liberę: „Niech UE znów będzie Europą Ojczyzn, Europą Narodów, a nie superpaństwem zdominowanym przez utopię – jedną doktrynę i jedno przywództwo”, z którym to niemieckie zaczyna być coraz bardziej czytelne. Bowiem czy tak obecnie nie jest, jak ujął to Jan Parys, że „Teraz idzie o zmianę ustroju RP, bo wskutek federalizacji UE mamy być krajem zależnym od urzędników w Brukseli”.

        Gdyby żył Józef Wybicki, to Antoniego Liberę i Jana Parysa by jak najbardziej poparł. Natomiast Henryk Sienkiewicz być może dodałby jeszcze do tego swoją humoreskę „U wrót raju”, zakończoną sekwencją bliską obecnej sytuacji, kiedy to ropa i gaz znaczą więcej niż krew Ukrainy. Wobec tego warto poznać nieznany utwór Sienkiewicza, który gdyby żyłby teraz, też by nie przemilczał unijnych igraszek, na które również by się nie zgodził współtworca Unii Europejskiej, Robert Schumann, i poparłby autora „Potopu” tak piszacego przed ponad stu laty:

 „Puk, puk! Otwórz święty Piotrze!

        Kto tam:

        Ja, miłość.

        Jaka miłość?

        Chrześcijańska.

Święty Piotr uchylił nieco podwoi, ale całkiem ich nie otworzył, gdyż doświadczenie nauczyło go wielkiej ostrożności. Więc przez szparę tylko zapytał:

        A ty tu czego chcesz?

        Schronienia.

        Jak to, schronienia?

        A przecie kazano ci mieszkać na ziemi.

        Ale ludzie mnie wypędzili.

        Bójże się Boga! Więc dla kilku złych ludzi wyrzekłaś się swojej świętej  służby i swego posłannictwa?

        Mnie nie tylko kilku ludzi wypędziło, ale wszystkie narody ziemskie.

Święty Piotr roztworzył całkiem drzwi, wyszedł na zewnatrz Raju i siadł przed bramą na kamieniu.

        Coż się to stało? zapytał z niepokojem. O! ale widzę, że nie przyszłaś tu sama. Kogóż to ze sobą prowadzisz?

        To moje córki: Sprawiedliwość, Litość i Prawda.

        Wypędzono je także?

        Tak. Nie ma już dla nas miejsca między narodami ziemi.

        Ciągle mówisz o narodach ziemi, ale się przedsię zastanów. Ludzie zawsze grzeszyli przeciw tobie. Narody zawsze wiodły ze sobą wojny okrutne, a jednak nie uciekałaś od nich.

        Ludzie grzeszyli i narody wiodły wojny okrutne, ale w głębi serc miały wiarę i przekonanie, że to ja powinnam być podstawą życia. Teraz ta wiara wypaliłą się do cna. Nie zostało z niej ani śladu, święty Piotrze, i dlatego naprawdę ja już nie mam nic do roboty na ziemi.

        Skądże to poszło? Zapytał święty Piotr.

        Miłość Chrześcijańska wyciągnęła ramię ku dołowi, kędy w otchłaniach przestrzeni widac było wirującą kulę ziemską i ukazawszy na niej palcem ciemną plamę, odrzekła:

        Stamtąd.

Święty Piotr utkwił oczy w ową ciemną plamę, patrzył długo i wreszcie rzekł:

        Widzę… Miasto!… a w nim i naokół mnóstwo pomników…

        Pomników tego, któremu na imię było: Nienawiść.

        Tak… Poznaję… To on… i rozumiem.

        Więc puść mnie, Święty Kluczniku, za bramę.

        Zaraz. Tylko powiedz mi jeszcze, czy nie próbowałaś pójść gdzie indziej?

        Poszłam na Zachód, ale tam cały kraj w stronnictwach i nawet bracia braci tak nienawidzą, że zupełnie nie było dla mnie miejsca.

        Mogłaś pójść jeszcze dalej – za morza.

        Nie miałam pieniędzy.

        No, a w drugą stronę od miasta Nienawiści?

        Nie miałam … paszportu.

        Nigdzie nie mogłaś?

        Nigdzie

        Więc gdyby nasz Pan Ukrzyżowany chciał znowu zstąpić na ziemię?

        Och, święty Piotrze, nie puszczono by Go lub wyszydzono.

Nastała chwila milczenia, poczem Apostoł podniósł głowę, spojrzał ze smutnym zdziwieniem na Miłość Chrześcijańską i zapytał:

           Ale, powiedz mi wreszcie, co im zastąpi Jego naukę i ciebie?

A ona odrzekła:

        Powiadają, że rynki zbytu”.

                                                Tadeusz Linkner