“Orki zabijają rekina. Niesamowite obrazki” – na planecie Ziemia, wyrażenie to jest dopuszczalne w grach o przeżycie. I na ekranie telewizora.

“Matka pozwala lekarzowi zabić swoje dziecko” – to z kolei w życiu niedopuszczalne. No w życiu, mówię, nawet jeśli to zjawisko we współczesności występuje powszechniej od niegdysiejszych selekcji na rampie kolejowej Auschwitz. Wiem, wiem: aborcja to “prawo reprodukcyjne”, a nie zbrodnia, zaś sterylne kafelki na ścianie gabinetu zabiegowego to nie to samo, co smród bydlęcych wagonów czy strzykawka w dłoni “doktora Śmierć”. No przecież, że nie to samo. Niemniej założę się, że tak samo jak mordowanych kiedyś, tak i mordowanych dziś, o zdanie w tej kwestii nikt nie pyta. Ważne, że wszystko dzieje się zgodnie z prawem. Dzianie się “zgodnie z literą i duchem”, prawa, to dziś fundament przyzwoitości. I na jaką cholerę letni dzień bruździć sobie myśli o pokaleczone sumienie? Sobie bruździć czy innym? Bruździć i brudzić? Sumienie każdy ma swoje, prawdę każdy ma swoją, swój odwłok też każdy ma, a każdy z przedziałkiem, więc można powiedzieć, że nawet dwa odwłoki. Nowoczesność czyli i postęp z najwyższej półki. Wyżej tylko czerń inferalna.
***
Luty dotarł na swoje miejsce, Państwo zauważyli? Dwa, trzy tygodnie i odwiedzi nas wiosna. Oczywiście, o ile nic nie zmieni się po wystąpieniach prezydentów Bidena i Putina. Bo to wiadomo dziś na pewno o czymkolwiek cokolwiek? Wiadomo, że nie wiadomo.
Ot, weźmie sędzia Rzepliński Andrzej wyjdzie z siebie, na czas wychodzenia nie opanuje się należycie więc i zatrzymać nie zdoła, a w ramach retorsji zaordynuje wszystkim Polkom i Polakom niekonstytucyjność. Czegokolwiek, niechby wiosny właśnie. I co mu zrobimy? Ponoć gdy lat przybywa, sił ubywa, a człowiek kurczy się fizycznie (bo do ziemi mu coraz bliżej), średnia ilość rozumu w jednostce zwiększa się. Statystycznie rzecz ujmując. Jednakowoż, czy wskazane reguły mogą dotyczyć profesora Rzeplińskiego? W życiu.
A jeden ci on tam nam, ów Rzepliński? Na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydział Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji, w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji? Całe ich grono tam mamy, tam czy obok, w Trybunale Konstytucyjnym, całe tam naliczymy gremium, zespół, kapelę całą i trupę, ansambl kompletny, rzec można: team, drużynę, a nawet aktyw, wręcz sędziowską brygadę narodową, można powiedzieć narodową kadrę sędziowską… I co? I nic. Ciało zbiorowe okazuje się nie takie zbiorowe. Podobno profesorstwo i doktorstwo tamtejsze, choć utytułowane nie do wyobrażenia, okazało się zakręcone do tego stopnia, że nie ogarniają już, kto z nich jest kim i po co właściwie jest tam, gdzie jest, a nie gdzieś indziej, gdzie być mógłby. Czy nawet mógłby i chciałby.
To znaczy tak mówią, ale ja nie wiem. Tak czy siak – będzie, co będzie, a jak stanie się to, co będzie, już tak pozostanie. Bo inaczej nie będzie przecież, niż się stało. Oczywiście o ile nic się nie zmieni. A to wiadomo dziś cokolwiek? Weźmie sędzia Andrzej… – i tak dalej, i tak dalej. Koło historii toczy się drogą, którą się toczy. Może i rzeczywiście nie zna innej?
***
Co z wojną na Ukrainie, pyta ktoś? Dziś tyle powiem ciekawskim: może człowiek rzeczywiście nie może przyzwyczaić się do zła czynionego wobec niego samego i jego bliskich, lecz dość szybko przyzwyczaja do zła czynionego bliźnim – gdzieś tam? Hen, daleko? Dalej od skądkolwiek?
Im dalej, tym przyzwyczajenie prędsze, tyle wiemy na pewno. Dostojewski uznał za przyczynę tego rodzaju postaw podłość ludzką, jakoby człowiekowi wrodzoną. Bywałem podły, komu nie zdarzyło się nigdy, niech pierwszy kamieniem ciska, lecz aż tak radykalnym nie będąc (to znaczy nie zgadzając się, że podłość wrodzona jest istotom człowiekowatym), zgadzam się z poniższą opinią: “Gestem domyślnym naszej epoki jest spazm, raptowny wyrzut emocji i wielkich słów, zbiorowa panika, grupowy szantaż (…), w ramach którego domagamy się natychmiastowych działań, triumfu sprawiedliwości, spektakularnej, nieodwracalnej klęski zła. Jeśli dobro ociąga się ze swoją vendettą, nasze myśli wędrują ku nowym apokalipsom, planowaniu wakacji, polityce bieżącej. Płomień oburzenia jest wysoki, ale szybko gaśnie. Choćbyśmy solennie temu zaprzeczali, to jednak większość z tragedii i wojen staje się, po krótkotrwałej medialnej ekscytacji, tłem dla prywatnego życia, trzeciorzędnym newsem” (Łukasz Najder). Ładnie napisane, prawda? “Vendetta w wykonaniu ociągającego się dobra” jest jeszcze lepsza, bo i bardzo ładna, i bardzo prawdziwa. Z tym, że powyższe konstatacje czynią świat jeszcze bardziej ponurym.
***
Jak to w ogóle brzmi: ponura prawda? Wypadałoby zdecydować: albo prawda wyzwala, albo ponurzy? Tylko nie konsultujcie tej wątpliwości z profesorem Rzeplińskim. W żadnym razie. W człowiekach starych znajdujemy mądrość, w wieku podeszłym ukrywa się roztropność, ale nie u każdego z ludzi przecież. To znaczy owszem, można roztropności u profesora Andrzeja szukać, ale moim zdaniem łatwiej byłoby w śniegach Alaski znaleźć złoto, powiedzmy: grupie nagich Aborygenów.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU