Déjà-vu. Już to kiedyś przeżyłam, kiedy to odkrycie o donoszeniu zwaliło mnie całkowicie z nóg. O mało nie dostałam zawału serca, a z niesmakiem życiowym po tym odkryciu żyję do dzisiaj. Pewnie mi przyjdzie z tym żyć do końca moich dni. Dalej czekam. Na przeprosiny, albo przynajmniej na słowo wyjaśnienia, na jakiekolwiek słowo. A tu nic nie nadchodzi. Żadne słowo, tak jakby dalej było niepotrzebne. A przecież w końcu wiemy. Taka byłam zwalona z nóg. Oczekiwałam jakichś przeprosin, albo chociażby wyjaśnień. A tu nic. Do dzisiaj nic. Tak jakby się nic nie stało, że ktoś na kogoś doniósł do komunistycznych tajnych służb.

        Po co? Żeby temu, na którego się donosi zaszkodzić, a przy okazji jakiś marny ochłap złapać z komunistycznego stołu. Nic takiego nie nastąpiło. Ci z listy donosicieli poszli w zaparte zaprzeczając, twierdzili, że to pomyłka, zbieżność nazwisk, albo umieszczenie na liście donosicieli zamiast na liście ofiar.

        Najlepszy był jeden facet (dość aktywny w Polonii), który zadzwonił do mnie i mi pogratulował, że mnie na liście Wildsteina nie ma. A co miałam być? – spytałam. Tak, szukał mnie, bo był przekonany, że tam będę, więc jak mnie nie znalazł to do mnie zadzwonił z gratulacjami. Niestety, on sam się na tej liście znalazł jako opłacany donosiciel. Oczywiście przez pomyłkę. Jedynie moja szwagierka – Bogu-ducha winna kobiecina z małego miasteczka – wytłumaczyła się, że ją mąż ormowiec w to wrobił. Za nic. To znaczy z głupoty i powinności małżeńskiej, bo nic za to nie dostała – w co akurat nie wierzę. Ale mąż dostał atrakcyjne awanse.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        A o naprawieniu krzywd, jak komu życie zniszczyła donosząc na niego, to ani słowa. No i została cała rzesza tych ciągle utajnionych aktywnych, których na żadnych listach nie ma. I co z tego, że lista Wildsteina, donosicieli i tajniaków została ogłoszona prawie 20 lat temu, bo w roku 2005?

        Sprawy zbrodni donosicielstwa nie ulegają przedawnieniu. Tak jak złamane komuś życie. Więc strzeżcie się! Jeden z moich znajomych co weekend otaczał się wszystkimi polonijnymi magazynami i je podkreślał na żółto jak czytał – tak mówiła jego siostra, u której mieszkał.

        Po co? Pewnie robił odpłatną analizę treści i kablował, tylko nie wiem komu? Czy służbom polskim, czy kanadyjskim? Taki facet ciągle ze skrzywioną miną, to pewnie i tu, i tu?

        Mam takiego kumpla ze studiów w Polsce, a obecnie mieszkającego w Ottawie. Ten z kolei co się upił to wylewał łzy w moją bluzkę przepraszając mnie, że na mnie donosił na uniwersytecie. Prosił o wybaczenie, ale ja byłam niezłomna, twierdząc, że mu wybaczę dopiero wtedy kiedy przeprosi tych którzy zostali w Polsce ze zwichniętym przez niego życiem. Ja się wywinęłam, bo wyjechałam. A oni? Sądząc po wiadomościach z Polski – nie za bardzo.

        A on? Bezpiecznie wypłakiwał swoje winy w moją bluzkę, bo nie udało mu się mi złamać ani życia, ani ducha. Jak na donosiciela to i tak dużo, bo przynajmniej miał wyrzuty sumienia.

        Wygląda na to, że tak to już zostanie, bo ostatnio biedny już niewiele pamięta – nasza wspólna koleżanka twierdzi, że tylko tak udaje, bo nie chce pamiętać. Nie wiem. Ale także nie wiem, co z tym, wszystkim zrobić po tylu latach? A zrobić coś muszę, bo mi to nie daje żyć.

        Déjà-vu. Niestety, dotyczy to nie tylko nas. Donoszenie na bliźniego jest podstawową funkcją każdej służby zwiadowczej, każdego państwa, może też organizacji, na pewno partii politycznej.

        Także w Kanadzie. Wydawałoby się, że w tak pokojowym kraju, to jedynie donosi się na sąsiada, kiedy ten nie przystrzyże trawnika, albo zaparkuje nieprawidłowo przed domem. Jednak nie. Ostatnio do sagi miłości Kanady do komunistycznych Chin, doszło, że pracownicy ambasady chińskiej w Toronto zbierali informacje o pośle chińskiego pochodzenia do parlamentu federalnego (MP). Michael Chong – konserwatywny MP – był obiektem zbierania o nim informacji, a także o jego rodzinie w Hong Kongu. Kanadyjskie służby wywiadowcze (CSIS) przekazały te informacje, dodatkowo identyfikując pracownika konsulatu chińskiego w Toronto, jako tego, który te informacje zbierał, czyli na kanadyjskiego posła do parlamentu kanadyjskiego i jego rodzinę donosił do komunistów w Chinach.

        My z naszą historią, wiemy po co zbiera się informacje. Pamiętacie słynne powiedzenie? Przez korek, przez worek, albo rozporek? Chodziło o to, aby na podstawie danych o osobie i jej charakteru znaleźć na nią odpowiedniego haka. Do tego haka  należy dodać rodzinę.

        Nasz premier Justin Trudeau, jak zwykle nic nie pamięta i nic nie wie, że był w tej materii poinformowany. No cóż, nasz premier ostatnio nas wszystkich ponownie zaskoczył stwierdzeniem globalnej amnezji, że on (czyli liberalny rząd kanadyjski na czele którego stoi) nikogo nie zmuszał do anycovidowych szczepień. Tak? A Konwój Wolności o czym był? To był mała grupka (nazwana ‘fringe minority’ przez Trudeau), która się nie chciała przymusowo zaszczepić przeciwko covidowi.

        Więc dopiero teraz afera o zbieraniu informacji o kanadyjskim polityku (po dwóch latach) wyszła na jaw. I to tylko dzięki temu, że napisał o tym dziennik Globe and Mail kilka dni temu. Parlament kanadyjski dostał szoku, bo dyplomata chiński nie tylko dalej pracuje w konsulacie w Toronto, ale kanadyjska minister spraw zagranicznych Mélanie Joly obawia się, że wydalenie tego szpicla z Kanady będzie miało duże reperkusje dla Kanady. Tak? Jakie? Ano komunistyczne Chiny przestaną od nas kupować rzepak i kukurydzę. To przeżyjemy. Ale także przestaną nam przysyłać swoje towary. I tego to przeżyć nam się nie uda, bo wszystko w tym kraju stoi na imporcie z Chin.

        To wcześniejsza bezgraniczna miłość do Chin wychodzi nam teraz bokiem. Nie wiem czy jest na świecie drugi taki kraj jak Kanada, który opiera się w takim dużym stopniu na imporcie z komunistycznych Chin. Wybierzcie się do sklepu, i sprawdźcie sami. A ja (i podobni do mnie inni) musimy żyć, ze świadomością, że tam (w Polsce) robiono nam koło nosa donosząc na nas bez jakiejkolwiek szansy ma rozliczenie ze złem, i tu (w Kanadzie) też.

        Ryba psuje się od głowy, a i wzory relacji międzyludzkich idą z góry na dół. A my musimy z tą wiedzą żyć. Oj ciężko jest z tą wiedzą żyć, ciężko.

Alicja Farmus

Toronto, 8 maja, 2023