Dotkniemy dziś emocji związanych z brytyjskim ceremoniałem. Myślę o przedstawieniu odegranemu na deskach Westminsteru.

Czy tam między wiekowymi kamieniami Opactwa w Westminsterze. Bo nawet jeśli w ubiegłą sobotę ktokolwiek teatr ów ominął, weźmy: pomny krzywd, na jakich wzniesiono więdnący dobrobyt Brytyjczyków oraz majątek brytyjskiej Korony, i tak kojarzy, o co chodziło – o koronację Karola III. Kim jest Karol III też wiadomo. To: “Z Bożej łaski król Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz czternastu innych, suwerennych królestw Wspólnoty, w tym ich terytoriów i obszarów zależnych, głowa Wspólnoty, świecka głowa Kościoła Anglii, Obrońca Wiary i naczelny dowódca Brytyjskich Sił Zbrojnych”.

Jak wiemy, żaden król nie istnieje bez korony. Zapewne z tego powodu – oraz na wszelki wypadek, mało to złodziei na ziemskim łez padole? – więc na wszelki wypadek korony są dwie (de facto jest ich więcej, ale ograniczę się do użytych podczas koronacji). Pierwsza obciążyła skronie Karola tak zwana korona św. Edwarda, następna była Brytyjska Korona Państwowa. Ciężka podobno (tak mówią) jak diabli.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Cóż, przynajmniej nie trafiła na głowę biednego. Wartość “biznesu rodzinnego” Windsorów (aktualnie własność siedmiu osób) trudno w ogóle wskazać. Tylko wartość nieruchomości, z których Windsorowie czerpią dochody, dziennikarze z USA oszacowali na ponad osiemnaście miliardów USD. Proszę też wyobrazić sobie kwotę, wydaną na przedstawienie, o którym tu mowa. Dwieście pięćdziesiąt milionów GBP, licząc po 5,5 za funta, to w polskim złotym równowartość miliarda trzystu siedemdziesięciu pięciu milionów PLN.

        No dobrze. Stać Brytyjczyków. Nikomu nie wypada lustrować portfeli. Ale gdzie byliby dziś Brytyjczycy, nie tylko Windsorowie, ale i niegdysiejsi oraz współcześni ich poddani, gdyby nie parę wieków brytyjskiego kolonializmu? Gdyby nie hektolitry krwi, utoczonej przedstawicielom nacji tak bezwzględnie dominowanych? Na marginesie: do Rzeczypospolitej obce nacje lgnęły, włączając żydowską. A skąd wziął się niewyobrażalny majątek Zjednoczonego Królestwa? Bo przecież nie z tego samego, z czego brała się potęga i dobrobyt Rzeczypospolitej? Literalnie Obojga Narodów, de facto narodów wielu?

***

        Teraz chronologicznie. W roku 1585 królowa Elżbieta I zalegalizowała rabunek kolonii hiszpańskich w Ameryce, wliczając w to przejmowanie siłą zawartości ładowni statków hiszpańskich, powracających na kontynent europejski z dobrem “pozyskanym” w koloniach. Tym samym Korona rozpoczęła swój bój o terytoria zamorskie. Następnie w umysłach Anglików wykiełkowała idea powoływania kompanii handlowych, mających administrować koloniami i prowadzić handel zamorski w imieniu i na rzecz Korony. Pomysł wykiełkował, dojrzał, a w 1600 roku zaowocował powołaniem Kompanii Wschodnioindyjskiej.

        Minęło kilkadziesiąt lat i Korona zrozumiała, jak dobrze “zażarło”. W roku 1670 król Karol II podpisał dokument ustanawiający spółkę łowiecką pozyskującą futra. Ktoś powie: “Oj tam, oj tam”? Tymczasem, występując w roli monopolisty, wzmiankowana spółka przez jakieś dwieście lat czerpała zyski z terenów zajmujących większość powierzchni współczesnej Kanady. Kompania Zatoki Hudsona, bo o niej mowa, jako korporacja handlowa działa do dziś.

        W roku 1672 powołano do życia Królewską Kompanię Afrykańską. Co z kolei przełożyło się na sto pięćdziesiąt lat gromadzenia zysków pochodzących z handlu niewolnikami. Ów proceder stanowił podstawę gospodarki w koloniach brytyjskich położonych na Karaibach, ale nie tylko tam. Brytyjczycy odpowiadali za sprowadzenie do Ameryki jednej trzeciej, trzech i pół miliona, z liczby blisko jedenastu milionów niewolników, przywiezionych ogółem na ten kontynent. O prywatnych fortunach nie wspominając, dochody z handlu ludźmi stworzyły dobrobyt miast takich jak Bristol czy Liverpool.

W połowie XVII wieku Kompania Wschodnioindyjska przejęła zbrojnie władzę w Indiach, a następnie z żelazną konsekwencją poszerzała wpływy, wasalizując lokalnych przywódców. W 1877 roku, po przejęciu aktywów Kompanii przez Koronę, królową Wiktorię koronowano na cesarzową Indii, te zaś zyskały laur “klejnotu w koronie brytyjskiej”, a ujmując rzecz po ludzku: najważniejszego z kolonialnych źródeł potęgi Wielkiej Brytanii. O “wojnach opiumowych” i przywilejach handlowych dla Korony po konfliktach w Chinach, w tym o aneksji Honkongu, przypominać nie trzeba.

        Więc Indie, więc Pakistan, więc Cejlon. Dalej Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Związek Południowej Afryki (i pozostałe “placówki” brytyjskie w Afryce) –doprawdy, było z czego czerpać dochód, bez względu na to, czy tubylcy przystawali na rabunek dóbr, czy nie. Słońce wszędzie świeciło, a w stosunku do buntowników nieodmiennie rozstrzygała przewaga militarna. Zysk należał do Korony.

***

        Tytułem podsumowania, opinia Ksawerego Anonima: “Gdyby Brytole przez tyle lat nie rabowali świata, albo gdyby oddali po dobroci, co światu zrabowali, dziś musieliby klecić sobie koronę ze sztachety obwiązanej łętami po ziemniakach”.

        Cóż za dictum. Łęty po ziemniakach. A pocisk w celu.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl