Człowiekowate tańczą, bo lubią. Ja nawet z przyjemnością patrzę, gdy tańczą. Zwłaszcza kiedy tańczą tacy, którzy potrafią. Weźmy: pary. Weźmy: na zamarzniętej tafli jeziora.

Natomiast ponadprzeciętnie irytuje mnie wówczas zatrważająca nieświadomość malująca się na obliczach pań i panów radośnie pląsających. Niespecjalnie ogarniających, po jak kruchym lodzie stąpają. Tymczasem ledwie parę centymetrów oddziela ich od świata pozbawionego powietrza. Tam rządzi mrok i lodowate zimno. Tam tonie się, a potem umiera szybko – i w tym miejscu, nie wchodząc samemu na lód, przystańmy, albowiem odnoszę wrażenie, że wcale nie tak szybko umiera się pod lodem, jak szybko umiera nasze człowieczeństwo, dzisiaj.

***

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        W rocznicę kapitulacji Rzeszy Niemieckiej, tej zwanej trzecią, złośliwy kleszcz dopada kanclerza współczesnych Niemiec. Szczególnie złośliwy kleszcz. Dopada i gryzie kanclerza tam, gdzie niemieckie kleszcze mają w zwyczaju kanclerzy niemieckich gryźć. Czy tam kąsać. Mniejsza z tym. W każdym razie, dopadłszy, swoje wyssać kanclerzowi ów kleszcz najwyraźniej musiał, skoro pan Olaf, zamiast skorzystać z pomocy specjalisty, nie zwlekając ćwierknął sobie ochoczo: “78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu”. Po czym dodał, że za to właśnie naród niemiecki jest dźwięczny. Wdzięczny. Kto zawiódł, kto zawinił? System? No raczej. Oraz procedury.

        Bandyta brutalnie katuje 8-letnie dziecko powierzone jego pieczy. Bicie, łamanie kości, przypalanie papierosami, oblewanie wrzątkiem. Po pięciu dniach od poparzenia, dziecko trafia do szpitala. Za późno na uratowanie mu życia. Mały męczennik “wychowywał się” w rodzinie patologicznej, o czym wiedzieli co najmniej od paru miesięcy: szkoła, policja, sąd, opieka społeczna, sąsiedzi. Nikt nie zdążył zareagować. W każdym razie nikt spośród nauczycieli, policjantów, sędziów, kuratorów sądowych, pracowników socjalnych i sąsiadów – to znaczy nikt nie zdążył zareagować dostatecznie prędko. Nikt nie wiedział tyle, ile powinien, by zdążyć na czas. Teraz będziemy sprawdzać prędkość reakcji i zasadność jej braku. Kto zawinił? Kto zawiódł? Jasne, że procedury. I System.

        Rosyjska rakieta manewrująca typu powietrze-ziemia fruwa sobie po Polsce na wysokości o połowę niższej niż punkt widokowy wrocławskiego wieżowca na 49. piętrze, a kiedy kończy się jej paliwo, przysiada na pieńku w lesie pod Bydgoszczą. Nie eksploduje bynajmniej. Choć mogłaby – czy to ładunkiem konwencjonalnym (w przeliczeniu 300 kg trotylu), czy nawet atomowym piekłem w postaci piętnastu Hiroszim (może przenosić ładunek o mocy 200 kiloton, co stanowi mniej więcej piętnastokrotność mocy bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę). Zamiast uczynić nam fajerwerk jak się patrzy, AS-15 Kent (ros. Ch-55) znosi nam betonowe jajo. Następnie ukrywa się sprytnie przez kilkanaście tygodni. W każdym razie nikt nic nie wie. Kto zawiódł, kto zawinił? Co za pytanie. System, to jasne. I procedury.

        Młody mężczyzna z deficytami czuje się odtrącony, łapie więc za emocje i ściska aż krew tryska. Przepraszam za rym. W każdym razie, właśnie kierując się emocjami, chwyta za nóż, po czym uśmierca “winną” miłosnego zawodu i życiowych rozczarowań. Przy okazji dźga, kto mu akurat pod nóż podejdzie (trzynaście osób rannych, pięć ciężko). Kto zawinił? Kto zawiódł? Wiadomo: System i procedury.

        Myśliwiec wielozadaniowy Su-35 “Suchoj” wywija piruety dookoła dwusilnikowego samolotu turbośmigłowego Frontexu, unijnej Straży Granicznej i Przybrzeżnej (załoga polska, pięcioosobowa). Samolot wykonuje lot patrolowy nad Morzem Czarnym, Su-35 podchodzi zawadiacko, zawraca, za chwilę podchodzi drugi raz, przelatując bliżej. Trzeci przelot – to już jest bardzo ryzykowna kozaczyzna, pięć metrów przed pracującymi silnikami samolotu Frontexu. Co wywołuje turbulencje ze skutkiem w postaci utraty kontroli nad samolotem przez pilotów. Maszyna spada w sposób niekontrolowany. W każdym razie incydent nie skończył się katastrofą jedynie dzięki umiejętnościom polskich pilotów. Polska reaguje stanowczo: od 9. maja Królewiec, a nie jakiś tam głupi Kaliningrad. Świat się śmieje, Rosja odpowiada ustami wiceprzewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, niejakiego Miedwiediewa: “Królestwo Polskie wchodzące w skład Federacji Rosyjskiej” ma się dobrze.

        Kto zawiódł, kto zawinił? No jak to kto? Procedury pożarły się z Systemem i potencjalna katastrofa gotowa. Krawiecka igła nie bywa tak prosta.

***

        “Niech żyje Polski Król! Wielki, potężny Król, niech żyje Król! Dni Jego Boże chroń, w boju poprowadź dłoń, zwycięstwem uwieńcz skroń! Niech żyje Król!” – rozbrzmiewa śpiew. Dalej robi się ciekawiej, dowiadujemy się mianowicie, iż: “Król twierdzą naszych praw”, a w czterech ostatnich wersach wyłuszczono nam naszą powinność. Nadwiślańską. Proszę: “Kto się Polakiem zwie, w kim prawe serce tchnie, ten społem ozwie się: niech żyje Król!”.

Nazwisko autora pominę, przypomnę okoliczności powstania pieśni: koronacja cara Mikołaja I na króla Polski (1829). Kto asocjacji nie pochwycił, temu bęc. Dziś nie mam więcej uwag.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl