Sytuacja na Ukrainie rozwija się niebezpiecznie, to znaczy ukraińska ofensywa nadal pozostaje faktem medialnym, o ile nie liczyć rajdu „wolnych Rosjan”. Na razie wygląda na to, że Rosjanie nie tylko się adoptują do nowego wojowania, ale spokojnie rozwijają produkcję wojskową za wpływy z eksportu, który huczy i buczy. Rosja formalnie wystąpiła z układu o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych, który był niejako militarnym fundamentem po zimnowojennego porządku gwarantowanym przez wycofanie wojsk sowieckich z terenu NRD i PRL oraz uznanie tej strefy za buforową przez układające się mocarstwa, co zobowiązywało USA do nie rozwijania infrastruktury wojskowej na tym obszarze.

        Choć Rosja nie zdołała blitzkriegiem odbić Ukrainy to jednak propaganda Kijowa jakoby wystarczy Moskwę lekko popchnąć przy pomocy przekazanego sprzętu, by padła na pysk, okazała się… propagandą.

        Rosjanie pokazali, że są w stanie się ogarnąć, rozwinąć produkcję wojskową, improwizować, jednym słowem, są w sztuce wojennej całkiem kumaci.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        I dzisiaj mamy problem „bo zwycięstwo nie jest jeszcze w zasięgu ręki”,  a wojna zmusza Stany Zjednoczone do niebywałej pomocy dla Ukrainy i dla ukraińskich sił zbrojnych. Stąd coraz większa ochota na zmontowanie „koalicji chętnych”, zamrożenie chwilowe konfliktu jakimś rozejmem, ulokowanie na Ukrainie „wojsk pokojowych” np. z Polski i państw „bałtyckich”, przyjęcie Ukrainy na zasadach stowarzyszeniowych do UE, wejście amerykańskiego kapitału (surowce/zboże) na wielką skalę. Wszystko to w przygotowaniu do drugiej fazy wojny, w której „po naruszeniu rozejmu” przez przeciwnika byłyby już zaangażowane bezpośrednio wojska „pokojowe” z koalicji chętnych. Rozejm, dałby czas na dozbrojenie Ukrainy i wyposażenie polskiego wojska w nowy sprzęt kupowany przez Warszawę od USA, a także być może przeszkolenie polskiego rekruta.

        Taki drugi etap jest całkiem sensowny z punktu widzenia Amerykanów, w obliczu dość słabej materializacji ukraińskiej ofensywy, która miała usprawiedliwiać ponoszone przez amerykańskiego podatnika koszty wojny.

        Tymczasem ukraińscy politycy, jak już wielokrotnie pisałem, zachowują się o wiele bardziej asertywnie niż polscy, nie ograniczają się w żądaniach, często graniczących z butą.

        Poza tym jest w tym wszystkim ciekawa rzecz, mianowicie Ukraina od czasu majdanu była ostro spenetrowana przez amerykańskie służby i wojsko – inwestycje, laboratoria etc.; wielu Ukraińców jest na kontakcie amerykańskich służb, ale też i w drugą stronę, co ujawnił laptop syna Bidena, jest wiele rzeczy, którymi ukraińskie służby  i  ich mocodawcy są w stanie szachować amerykańskich polityków, podobnie jak są w stanie szachować polskich, którym w podhalańskich zamtuzach nie dopinał się rozporek.

        Możliwe więc, że ta granicząca z bezczelnością asertywność ukraińskiej polityki ma swoje źródło w bardzo konkretnych „sytuacjach korupcyjnych”, które odpowiednio użyte mogłyby zaważyć na przykład w amerykańskiej (a może polskiej różnież) kampanii wyborczej.

        W tym wszystkim siedzi po uszy Polska, która została użyta jako trampolina dla amerykańskiego land-leasu i zaplecze frontu; Polska, która najwyraźniej nie jest w stanie prowadzić niezależnej polityki, nie tylko wschodniej.

        Wojna, która odsłoniła słabość rosyjskiej armii w swoich początkowych miesiącach, odsłoniła również słabość polityczną i militarną Zachodu; wygląda na to, że Rosja zyskuje przewagę, zaś przewaga ta może niebawem przełożyć się na lewarowanie polityczne. A Polacy znów, jak przy porozumieniach mińskich, pozostaną poza stolikiem, a  wpływ polskich wyborców na to co się będzie działo jest minimalny. Po to by robić realną politykę trzeba mieć najpierw silne gospodarczo, suwerenne i handlujące państwo, z elitami wykształconymi do rządzenia. W przeciwnym wypadku jest się jedynie motywowanym patriotycznymi ideami najemnikiem.

         Andrzej Kumor