Wczesno jesienny ogród to jeszcze nie jesień. Ale znaki już są. Mój ogród  wyraźnie spowolnił, zatrzymuje swoje życie. Nic nie rośnie tak szybko jak jeszcze niedawno. Nawet mój sąsiad przestał swoją nieprzyzwoicie głośną kosiarką kosić trawę dwa razy w tygodniu. Uff! Nie cierpię tego hałasu. Co komu przeszkadza trawa? Ale jemu tak. Starym anglosaskim zwyczajem chce pokazać, że jest tak bogaty, że nie musi uprawiać warzyw na swojej posiadłości, tylko może mieć wypielęgnowaną murawę. Pewnie nawet o tym nie wie, skąd ta kosiarska obsesja. U niego to pewnie już w genach, tylko nie ta murawa, tylko to ścinanie, bo jako potomek biednych Szkotów raczej nie miał większych posiadłości. A jak miał, to je  wykorzystywał. Na pole, na ogród, albo na pastwisko. Zresztą jaka tam to posiadłość u niego w Toronto? Taka jak i moja. Trochę z przodu, trochę z tyłu domu – nic wielkiego. Jak to w centrum miasta. Ale ostatnio musiał przyciszyć swoją maszynkę do golenia trawy. Toronto wprowadziło limit hałasu. Hałas nie powinien przekroczyć 75 decybeli. A mówi się nawet o tym, że wkrótce kosiarki spalinowe zostaną zabronione na rzecz elektrycznych, albo tych na baterie – bo mniej hałasują i mniej smrodzą. Panie! Jest wojna, miasto Toronto tonie w długach, jest tylu azylantów, że śpią na ulicy (nie ma na nich pieniędzy, bo nie ma pieniędzy  na nic – koniec kropka), a radni miasta o kosiarkach i wyeliminowaniu tych, które były w użyciu od połowy zeszłego wieku. Jak Niemcy o zakazie kopalń w Polsce, ale nie u siebie. Ta eliminacja warkoczących kosiarek  na pewno mojego sąsiada zasmuci, bo dotąd uważał, że wszyscy sąsiedzi go podziwiali, że tak ładnie, regularnie i głośno kosi. A tu okazało się, że jakiś sąsiad zaraz po wprowadzeniu limitu na hałas, doniósł na jego głośną kosiarkę. Skąd wiem? Bo sam mi się poskarżył. Pewnie mnie posądzał, że to ja. No cóż w mojej tradycyjnej anglo saksońskiej dzielnicy należę do  tych niechcianych, gorszych, którzy się w Kanadzie nie urodzili. Nie ważne kim jestem i co zrobiłam. Podobnie jak w naszej kastowej wspólnocie polonijnej.

A tu jesień się zbliża. Po niej tuż, tuż zima nadchodzi. Kwiaty i warzywa nie tworzą już nowych pąków, nie wypuszczają nowych liści. Liście zaczynają żółknąć i opadać nawet chwasty, które z takim wigorem pojawiały się przez całe lato straciły swoją moc – tak jakby przestały ze mną walczyć. Ja z nimi zresztą też. Gdzieś tak od połowy lata już nie miałam ani siły, ani emocji, ani energii żeby walczyć z chwastami. Całą energię poświęciłam na walkę z inflacją – też bezskutecznie.

W rogach ogrodu, tam gdzie trudno dojść, pojawiły się złote nawłocie (golden rods). To niewątpliwie oznaka końca lata. Ale póki co można wykorzystać dany nam czas na zbieranie plonów i radość z kolorów jesieni. A zima? Ta na pewno przyjdzie, bo przychodzi zawsze. Pytania czy będzie ostra, czy wczesna są niezbyt istotne ponieważ zima na pewno przyjdzie i na pewno będzie trwała kilka miesięcy. Sądząc po kolibrach które już odleciały w tym roku (z reguły odlatują dopiero w drugiej połowie września) zima nadejdzie wcześnie. A na razie?  Cieszmy się chwilą i ciągle jeszcze złotymi kolorami tego co  jest nam darowane.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 15 września, 2023