Wybory, wybory i po wyborach. Jak furkoczące w przestrzeni publicznej emocje opisują tak zwane kręgi: “Sytuacja dynamizuje się”.

To prawda. O ile atmosfera może “rozkręcać się” i dynamizować, rozkręca się i dynamizuje, jakby diabli nadali. W tygodniu jeszcze przedwyborczym, moją uwagę przykuła zwłaszcza wypowiedź autorstwa byłego Komorowskiego. To znaczy byłego prezydenta Bronisława “Chodź tu szogunie” Komorowskiego, wyrażającego się o gościu trzęsącym polską sceną publiczną od ćwierćwiecza: “Zagubiony w rzeczywistości staruszek”. Niebywałe. Otóż, zdaniem rzeczonego, PiS akcentuje sprawy związane z bezpieczeństwem, a tu okazuje się, że: “Nawet armia nie czuje się bezpieczna w kontekście kontaktu z funkcjonariuszami Prawa i Sprawiedliwości” – jak to ujął były. No nie pogadasz.

***

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Nie gadają też na Bliskim Wschodzie. W odwecie za bezprecedensowy atak, Izrael zapłonął gniewem, objawiając “Żelazne Miecze”. Zapewne z intencją urządzenia Arabom nawałnicy. W samej rzeczy, IDF (Siły Obronne Izraela) traktują przeciwnika jak zawartość garnka z mlekiem: postawili Hamas na gazie i podkręcają kurek do oporu. W efekcie, Strefa Gazy niczym mleko kipi i znika. Wraz z ludźmi. “Za tą eskalacją stoi Rosja” – oznajmia tymczasem pan redaktor, od lat aspirujący do roli polsatowskiego trybuna ludowego nr 1, to jest Grzegorz Jankowski, i właśnie w tym miejscu robi się trochę śmiesznie. Odrobinę, jako że bardziej jednak strasznie niż śmiesznie: Rosja staje oto za wszystkim, wszędzie. Strach sięgnąć do kuchennej szuflady po sztućce. Czy tam za wszystkim i wszędzie niektórzy pragną Rosję widzieć. Czy dlatego, że w wojnie z Ukrainą, Rosja nic tylko przegrywa i przegrywa? Dobrze od ponad roku. Jak długo można przegrywać, pyta ktoś? Tyle, ile będzie trzeba. W każdym razie zdaniem Sztabu Generalnych Sił Zbrojnych Ukrainy, który danymi o stratach Rosji wręcz womituje.
Przywódca irański Ali Chamenei wybrał inny rodzaj zaśpiewu: “Iran całuje dłonie tych, którzy zaplanowali atak”. Z kolei premier Netanjahu powołuje nadzwyczajny rząd jedności narodowej, zapraszając do “gabinetu wojennego” liderów opozycji, po czym podaje ton z tego samego śpiewnika: “Każdy członek Hamasu jest trupem” (“Jest czas na pokój i czas na wojnę. Teraz jest czas na wojnę” – wyjaśnia jeden z zaproszonych do rządu, niegdysiejszy szef sztabu IDF). Ale powiedzieć można wszystko. Wprost, czyli od ulicy, ewentualnie od zaplecza. Od strony ogrodu wykrzyczeć, wyszeptać, wyskrzeczeć. Byle pryncypialnie. Tak działa świat.

***

Jednak ludzie świadomi, czym jest przyzwoitość, tylko do pewnego momentu znoszą jednoczesne obciążenie serca, rozumu i duszy. Pękają wcześniej czy później. Jan Maciejewski, publicysta dziennika “Rzeczpospolita”, pękł, wierzgnął, sapnął, wyjaśnił co i jak, i poszedł sobie hen. Bo dziennikarstwo: “Zaczęło przypominać stadionowe trybuny”. Bo: “Polskie media zaczynają coraz bardziej przypominać trybuny piłkarskiego stadionu”. Bo: “Czytanie komentarzy to jak przysłuchiwanie się kibolskim przyśpiewkom: podobna głębokość refleksji, subtelność i – to przede wszystkim – tolerancja dla głosów odrębnych. (…) Kto nie skanduje przekazu dnia, ten zdrajca, barbarzyńca, ruska onuca, antysemita (…)”.
Nie zgodzić się z powyższym byłoby trudno. Posłuchajmy więc clou omawianej deklaracji: “(…) to, co robią Palestyńczycy, jest oczywiście zbrodnią. Ale trudno mi znaleźć też inne określenie na prowadzoną od wielu lat politykę Tel Awiwu wobec Strefy Gazy. Według danych ONZ tylko od początku tego roku na kolonizowanych przez Izrael terenach okupowanych zginęło z rąk jego żołnierzy 207 osób, w tym 45 dzieci, rannych zostało 7660 osób, a 1112 wysiedlono, przy okazji burząc 686 budynków. Nie potrafię przyklaskiwać – jak robi to duża część polskiego komentariatu – wypowiedziom izraelskiego ministra obrony, zarządzającego całkowite oblężenie Strefy Gazy, pozbawiające dwa miliony żyjących tam ludzi żywności, paliwa i elektryczności, okraszającego tę decyzję stwierdzeniem: <Walczymy ze zwierzętami i będziemy odpowiednio działać>”.
Mocne? Owszem. Do tego niespecjalnie poprawne politycznie. Za to prawdziwe. “Tak jak mam ogromną słabość do klimatu piłkarskich trybun” – podsumowuje Maciejewski – “te udawane, dziennikarskie przyprawiają mnie o coraz poważniejsze mdłości. Dlatego też jest to ostatni mój felieton w tym miejscu”. Po czym refleksyjnie konkluduje: “Zdzieranie sobie gardła w krzyku, który i tak zostanie zagłuszony, jest zajęciem z gruntu pozbawionym sensu”.

***

Otóż niekoniecznie. Jakub Bożydar Wiśniewski odpowiada na to: “Poza uleganiem światu i uciekaniem od niego, można też być w świecie, ale nie ze świata. Tylko wówczas, łącząc zdystansowaną wstrzemięźliwość i asertywną odwagę, można zachować wewnętrzną wolność i wewnętrzny pokój, a nawet promieniować nimi na zewnątrz, choćby zewnętrze wydawało się w tym kontekście zupełnie nieobiecujące. Tylko wówczas można mieć bowiem pewność, że stanęło się po jedynej stronie, która nie jest w stanie przegrać”.
…W świecie, ale spoza świata. Tak. Aż chce się zakończyć ulubionym słowem Kurta Vonneguta: “Amen”.

Krzysztof Ligęza 
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl