Socjaliści zawsze rozwiązują  z niebywałym poświęceniem problemy, które sami stworzyli. To, co dzieje się w Kanadzie potwierdza tę regułę. Niestety nie tylko w Kanadzie; cały świat globalizuje się za sprawą centralnego planowania. Główni architekci  WEF nie kryją, że wprowadzanie Nowego Wspaniałego Świata to PLAN  polegający na ręcznym sterowaniu procesami ekonomicznymi i kanalizowania ludzkiej przedsiębiorczości poprzez drakońskie przepisy  i miliardowe dotacje.

Jesteśmy świadkami rewolucyjnej zmiany w Kanadzie, gdzie wypalił się dotychczasowy model własności nieruchomości. Model przez globalistów nielubiany, bo dający zbyt dużo wolności i namierzony na tradycyjną rodzinę. Dom stanowił podstawę niezależności finansowej, był ekonomiczną kotwicą, majątkiem, który pozwalał na  działanie, planowanie, ustawianie dzieci, był symbolem uwłaszczenia pokoleń.

Posiadanie nieruchomości umożliwiało akumulację kapitału, a inwestowanie w nieruchomości było jedną z podstawowych form inwestycji dostępną dla każdego. W latach 50. czy 60. po kilkuletnim zaciskaniu pasa i zgromadzeniu zadatku można było kupić dom i mieć nadzieję na spłatę w perspektywie 10 – 15 lat. Zostawało się „kamienicznikiem” i można było dalej „budować”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Dzisiaj nawet ludzie dobrze zarabiający tej perspektywy nie mają. Dlaczego? Co się stało? Czy to był nieuchronny proces?
Nie zadecydowała o tym „niewidzialna ręka rynku”, lecz całkiem widoczna dłoń – celowe działanie – polityków.

Dzisiaj Kanada ogłasza wielki program budowy mieszkań na wynajem.
Najpierw poprzez różnego rodzaju przepisy ochrony lokatorów doszło do tego, że inwestowanie w nowe bloki stało się nieopłacalne; wyeliminowano z tego rynku konkurencję, następnie poprzez sztuczne zaniżenie stóp procentowych skierowano całą aktywność budowlaną na rynek mieszkań własnościowych i domów, a dzisiaj kiedy model taniego kredytu zaczął zagrażać stabilności finansowej państwa, socjaliści przejmują kierownicę i biorą się za ręczne sterowanie.
Chodzi o to, by nie owijając już niczego w bawełnę, w zgodzie z zaleceniami WEF, budować mieszkania czynszowe, te bardziej odpowiadają modelowi zrównoważonego rozwoju, łatwiej w nich kontrolować ludzi i wpływać na ich zachowanie. To bardziej właściwe dla nowego modelu społecznego, w którym ”nie będziesz miał nic”.
Zamiast wrócić do sprawdzonych rozwiązań z lat poprzednich, kiedy dzięki oszczędnościom można było zbudować fundament finansowy rodziny, socjaliści chcą budować „nowy, wspaniały świat”.
A  zaczęło się od tego, że choć bank centralny miał nas chronić przed inflacją, cena domu nie została wliczana do koszyka inflacyjnego. Jest w nim jedynie koszt „utrzymania” domu.
Koszt jednego z największych nabytków, jakiego dokonuje rodzina w swoim życiu, nie liczył się, jako czynnik inflacyjny, choć już cena samochodu tak, (a nie cena „utrzymania samochodu”).

Co to oznaczało? Bank centralny ma reagować na wzrost cen zwiększając koszty kredytu. Kiedy zostaje obniżony popyt „na kredyt”, mniej jest chętnych do zakupu i ceny zaczynają spadać. Gdyby w ten sposób reagowano na wzrost cen domów, mielibyśmy sytuację z lat 60.
Było inaczej, ponieważ spekulacja na rynku nieruchomości została uznana za podstawowy motor napędowy wzrostu gospodarczego, pozwalający jednocześnie na ukrywanie prawdziwej inflacji, prawdziwej podaży pieniądza. Ludziom żyło się coraz trudniej, bo rosły koszty zakupu domu, ostatecznie zaś samo posiadanie stało się marchewką zawieszone na kiju – nikt już nie dążył do całkowitego spłacenia nieruchomości, a jedynie liczył na jej „utrzymanie” i wzrost wartości. A wartość rosła głównie dzięki taniemu finansowaniu.
Cena domów i mieszkań – jak słynny znikający punkt – coraz bardziej się oddalała pompowana polityką niskich stóp procentowych – ku zadowoleniu banków i  polityków, którzy mogli pożyczać bez opamiętania finansując coraz bardziej rozbudowane programy.
Do tego doszedł ostatnio eksperyment pandemiczny, podczas którego wpompowano w zablokowaną gospodarkę miliardy dolarów. To, że zakończy są to inflacją było czymś oczywistym. Wytworzono, – jak to się  określało w PRL – nawis inflacyjny, który zaowocował jeszcze większym wzrostem cen nieruchomości, bo jednocześnie, sztucznie, z powodów politycznych utrzymano stopy procentowe na niskim poziomie. Wtedy w czasach blokady pandemicznej władza kontrolowała również popyt przez  zamknięcie całych dziedzin gospodarki, działał jednak handel nieruchomościami, na efekt nie trzeba było długo czekać.
Ceny domów poszybowały o kilkadziesiąt procent, wymykając się poza możliwości finansowe przeciętnego Kanadyjczyka. Dzisiaj doszła do tego olbrzymia fala imigracji – planowo wprowadzana w ramach globalnych założeń – Kanada ma być za kilkadziesiąt lat krajem o populacji przekraczającej 100 mln.

Kryzys na rynku mieszkaniowym zaczął przybierać patologiczne formy, rządzący nami socjaliści szukają rozwiązań  przerabianych przez ich ideologicznych poprzedników. Co prawda, nie ma jeszcze mowy o dokwaterowaniach, przydziałach mieszkaniowych i meldowaniu babci dla usprawiedliwienia większego metrażu ale… wszystko jeszcze przed nami. Na razie mówi się o ograniczeniu własności nieruchomości poprzez uniemożliwienie tzw. wynajmu krótkoterminowego.

Czyli Ty, Drogi Czytelniku,  masz własność, ale nie możesz nią dysponować – to taka nowa definicja – socjalizm zawsze zmienia znaczenie pojęć. Na razie jest to zakaz najmu krótkoterminowego, może niedługo będzie nakaz wynajmu pustych mieszkań.  W PRL-u też walczono z „pustostanami”.  Toronto już tę walkę zaczęło prowadzić, opodatkowując  mieszkania, które pozostają niezamieszkałe dłużej niż 6 miesięcy.

Tymczasem nasze kanadyjskie państwo rusza na wielkie budowy, inwestując, podobnie jak chwilę temu w produkcję baterii elektrycznych – miliardy dolarów wyjętych z naszych portfeli, aby nakarmić kolejną hydrę biurokracji i otworzyć drogę do nowych  korupcjogennych deali, jak to w każdej socjalistycznej gospodarce jest nieuniknione.  Tylko dlaczego my ludzie z komuny musimy to przerabiać drugi raz?

Andrzej Kumor