Panie Boże, wielkie dzięki za kapłanów. Zwłaszcza tych niezłomnych! Takim właśnie był ks. Tadeusz  Isakowicz-Zaleski. Przede wszystkim był człowiekiem wielkiego serca. Walczył o Boga, sprawiedliwość i prawdę. Pomagał tym najbardziej zapomnianym. Idąc za głosem sumienia często narażał się ludziom możnym, nigdy nie wszedł w żadne układy, które wymagałyby od niego kompromisu z sumieniem.
Gdy inni odcinali kupony od opozycyjnej legendy – on zajął się ludźmi z niepełnosprawnością intelektualną, którzy w ówczesnej Polsce byli „zamieceni pod dywan”. Stworzył dla nich domy, warsztaty zajęciowe, gdzie byli i są traktowani z godnością i zrozumieniem. Służył opieką duszpasterską. Był ich orędownikiem i przedstawiał ich potrzeby. Ukazywał piękno i godność życia.
W 1985 roku za swoją działalność przeciwko komunistycznemu zamordyzmowi został ciężko pobity. Napad ledwo przeżył. Sprawcy do dzisiaj nie zostali ukarani.
– Byłem wtedy bardzo młodym księdzem. – opowiadał – Już jako kleryk związany byłem z niezależnymi pismami ukazującymi się w podziemiu. Brałem udział w kolportowaniu pism, nie dostałem paszportu, choć byłem skierowany na studia do Rzymu. Od 1984 roku byłem związany z duszpasterstwem ludzi pracy  – Zostałem dwukrotnie napadnięty. Za drugim razem przyjechał samochód jak karetka, z którego wysiedli mężczyźni i młoda dziewczyna. Powiedzieli, że mój proboszcz miał zawał, że muszę jechać. Gdy wyszedłem, to mnie pobili, wtargnęli do mieszkania. Sprawcy udawali pracowników pogotowia wiedząc, że kapłan nie odmówi wyjazdu do chorego. Księdza związano klasyczną pętlą na szyję i zgięte nogi.
Ksiądz Tadeusz podkreślał, że dopiero, podczas wizji lokalnej zdał sobie sprawę co usiłowano zrobić…
Niestrudzenie, często narażając się swoim przełożonym, walczył o ujawnienie smutnych kart historii polskiego Kościoła, o ujawnienie tych, którzy ulegli komunistycznej władzy świeckiej, ale też i tych, którzy w trosce o lud Boży, prawdę i przyzwoitość zachowali się szlachetnie, z których polski Kościół może być dumny. Podkreślał, że prawda wyzwoli  tych,  którzy wówczas dali się złamać, że oczyści Kościół, pozbawiając politycznych graczy i służby wpływu; wytrącając „haki” z ręki.  Hierarchia polskiego Kościoła sądziła inaczej…
Narażając się na oburzenie, potępienie, odsądzany od czci i wiary walczył z rakiem pedofilii i homoseksualizmu wśród duchowieństwa. Był bezkompromisowy w imię Boże.
No i wreszcie walczył o pamięć ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich, tych zapomnianych Polaków, którzy wciąż nie mają grobów. Swą walką naraził się nawet prezydentowi Dudzie. Miał wielki żal do formacji patriotycznych, za to, że tę wielką część polskiej martyrologii złożyła na ołtarzu bieżącej polityki.
Ludzie, którzy szukali prawdy, sprawiedliwości, ale też zwykłej ludzkiej pomocy czy pociechy mieli w nim zawsze oparcie.
W wielkiej części dzięki niemu na przestrzeni minionych lat  zmieniło się nastawienie do osób chorych i potrzebujących. Mówił o tym w ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił Gońcowi w sierpniu ub. roku.
– Faktycznie jest coraz większa akceptacja. To widać choćby tutaj, na wiosce, gdzie my mieszkamy od 35 lat i to jest normalne.  (…) No i zmieniło się też podejście ludzi, to znaczy ono, jak podkreślam, zawsze było dobre, tylko teraz bardziej otwarcie się o tym mówi. Przedtem to był trochę temat tabu, to ciągle było gdzieś tam po kątach rodziny też się czuły wyalienowane z tego środowiska. Natomiast teraz już można o tym mówić spokojnie.
(…) I tu chciałem podziękować wszystkim Polakom z Kanady, gdzie miałem okazję być kilkanaście razy – ta pomoc tutaj jest przeznaczona na konkretne rzeczy.
– Księże Tadeuszu, dziękuję bardzo i w takim razie na następny wywiad umawiamy się już tam, u nas.
– Z największą przyjemnością i mam nadzieję, że to życzenie się spełni, bo bardzo bym chciał się spotkać już tam i normalnie wrócić do swoich zajęć.  Szczęść Boże.
Koniec cytatu.
I  tym żegnamy się na zawsze.
Andrzej Kumor