Dużo słów ostatnio padło w orbicie 2 godz. wywiadu jaki była gwiazda stacji FOX News, Tucker Carlson (teraz Tucker Carlson Network) przeprowadził z Putinem. Oceny tego medialnego wydarzenia wahają się od pochwał za złamanie tabu, do pomówień o zdradę. Wyłania się kilka zagadnień, które warto poruszyć. Putin zaprezentował się jako imperialnie rozmarzony spadkobierca carycy Katarzyny Wielkiej (“Rosja jest najwspanialsza kiedy podbija sąsiadów”) i wielkiego demokraty Stalina, któremu też wszystko co wolne za granicą autentycznie zagrażało.

W imperialnym ględzeniu Putina co raz to brzmiało polonofobiczne uczulenie, które nieustannie wypełzało z zatęchłych grobowców imperialnej Rosji. Więc dla nas Polaków to nic nowego jednak dziwi, że zostało wypowiedziane w tak sowiecki prostacki sposób. To Polska uwiodła zachodnich “Rosjan” zamieszkujących tereny dzisiejszej Ukrainy, buntując i odrywając ich od matuszki Rossiji. Według Putina najpierw było państwo rosyjskie (czytaj moskiewskie). Zapomnij o pierwszym państwie Rusinów w Kijowie. Biedny Bolesław Chrobry nie wkroczył do Kijowa, tylko chyba do Moskwy. To było dawno temu i Chrobry nie konsultował czy istnieje państwo kijowskie z Putinem, może jego komórka nie miała zasięgu?

Według tego znakomitego postsowieckiego historyka Putina, Polska współpracowała z Hitlerem, podał nawet przykład rozbioru Czechosłowacji. Chodziło o odebranie Czechosłowacji (a rzeczywiście Niemcom) zdradziecko i krwawo zagarniętego w 1919 r. Zaolzia. Uprzedzimy potakiwaczy wyjaśniając, że Polacy stanowili 80 procent populacji tych obszarów i min. J. Beck obawiał się propozycji Hitlera, aby (jesień 1938 r) wymienić ewentualnie zajęte przez niego polskie Zaolzie na przecież etnicznie niemiecki Gdańsk. Zarzucił też Polsce, że nie zgodziła się na postulowany przez Stalina przemarsz wojsk sowieckich na pomoc Czechosłowacji. Tu Putin wykazał się nieznajomością tekstu układu sowiecko-czechosłowackiego, w którym Stalin zaznaczył, że udzieli pomocy, dopiero po tym jak podobnej pomocy udzieli Pradze Francja (!). Wnikliwy historyk Putin ani nie bąknął o rewolucyjnej wyprawie bolszewików na Warszawę, gdzie w 1920 r. Polacy odesłali bolszewików jak powiedział Piłsudski do ich “gównianego kraju”.
Putin jedynie przelotnie nadmienił inicjujący II wojnę światową pakt przyjaźni niemiecko-sowiecki (Ribbentrop – Mołotow), czyli wspólne zbrojne uderzenie na Polskę, jej zniszczenie i rozgrabienie jej ziem przez dwóch socjalistów (Stalin międzynarodowy, Hitler narodowy). O zaopatrywaniu Hitlera przez Stalina w materiały potrzebne do prowadzenia wojny z Francja w 1940 r. Putin nie słyszał. O wspólnych konferencjach Gestapo i NKWD w Zakopanem, których celem było niszczenie polskiej inteligencji, pewnie Putin nie ma zielonego pojęcia (o tym niedobra mówić). Popisał się też sugerując, że Polska właściwie doprowadziła do wybuchu II w.ś.(!).

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Wracając do Ukrainy Putin podkreślił, że nie ma takiego narodu jak Ukraińcy, a całemu temu zamieszaniu winni są właśnie Polacy, przez narzucanie tamtejszym Rosjanom nazwy Ukraina (czyli ziemią u krańca polsko-litewskiego państwa). Ciekawe więc dlaczego Rosja Sowiecka utworzyła sowiecką republikę ukraińską? Co jeszcze bardziej zabawne w 1954 r. ta Ukraina została przez republikę rosyjską obdarowana Krymem (!), który Putin niedawno (2014 r.) przywrócił Rosji.
Putin zapewnił Tuckera, że Rosja nie ma apetytu na pożeranie kolejnych państw takich jak Łotwa, czy Polska. No chyba, że ta wredna rozmarzona w swoich wolnościach Polska zaatakuje matuszkę Rosję. Głodny terytorialnie Hitler też nigdy nie myślał o zniszczeniu Polski. Dopiero “polski atak” na niemiecką radiostację w Gliwicach kompletnie wyprowadził go z równowagi i pokojowego nastawienia.
Pewnie Putin uważa, że maleńka Czeczenia nie mogła zatrzymać swojej wywalczonej od Rosją niepodległości, bo to strasznie zagrażało poczuciu bezpieczeństwa pokojowo usposobioniej Rosji. A prezydent Czeczeni Dżochar Dudajew prawdopodobnie popełnił samobójstwo połykając putinowską rakietę, może w/g historyka Putina cierpiał na depresję?

Teraz Polacy już mogą spać spokojnie mając za sąsiada życzliwego lidera o gołębim serduchu, który wyznał, że Polski nie zaatakuje i już. Można mu chyba wierzyć, choć na krótko przed inwazją Ukrainy też zapewniał, że tego nie uczyni.
W swoim z sowiecka ciosanym wywodzie historycznym przypominał nieco cierpiącego na demencję Józia Bidena z uśmiechem wciskając Tuckerowi swoją wersję rzeczywistości. Jednak Tucker, który chwalił się swoimi studiami nad historią Rosji zachował się biernie nie próbując kontrować i korygować przekłamaną sowiecka hagadę sprowadzając cara Wowkę na ziemię. Z drugiej strony mamy przez to wgląd w poziom wiedzy i myślenie amerykańskich elit o Rosji.

Więc spójrzmy na problem amerykańskich konserwatystów w mylnym, dla nas niezrozumiałym pojmowaniu Rosji jaką ona historycznie była i jaką jest dzisiaj. Trzeba wyjść od uproszczenia, że amerykańscy konserwatyści przeciwstawiając się kroczącemu lewicowemu totalitaryzmowi tak w UE jak i w Ameryce, szukają w świecie sojuszników, którzy dbają o interesy swoich narodów i sprzeciwiają się pochodowi globalistów z NWO. Do tego obozu trzeba zaliczyć Trumpa, Erdogana, Orbana, Kaczyńskiego, Bolsonaro, Putina, Milei, Wilders, Meloni, etc.
W oczach amerykańskich konserwatystów (oczywiście wykluczamy tu związanych z przemysłem zbrojeniowym RINO, NeverTrumpers i neocons), każdy kto na świecie opiera się globalistycznej łże lewicy i jej planom zlikwidowania praw obywatela i zamienienie swoich (ogłupiałych) wyborców w cyfrowe owieczki, jest sojusznikiem wolności i tradycyjnych wartości. Oczywiście konserwatyści nie mają pojęcia o korupcyjnej naturze rosyjskiego oligarchicznego systemu, a jeśli coś wiedzą to w ich mniemaniu można to usprawiedliwić. Nie rozumieją czysto imperialistycznych i tradycyjnie rosyjskich pobudek Putina. Tucker niedawno użalał się nad losem prześladowanych ortodoksyjnych chrześcijan przez ukraiński reżim Żeleńskiego nie mając pojęcia o tym, że ukraińska cerkiew wyzwoliła się spod kontroli rosyjskiej cerkwi, a konflikt przebiega po linii narodowościowej. Ukraińska cerkiew nie chce dłużej być częścią rosyjskiej, historycznie przecież tak bardzo związanej z władzą w Moskwie.

Z polskiego podwórka na platformie X odgłosy krytykujące brak decyzji w amerykańskim Senacie o przyznaniu dalszych $61 mld dla Ukrainy wydał aktualny premier Tusk, który zachował się jak prowincjonalny piłkarz, który pomylił boiska. Wygląda na to, że w Brukseli nauczył się arogancji i chamstwa i tym właśnie pochwalił się w swoim wpisie. Teraz trzeba by go wysłać do jakiegoś pipidówka, aby przypomniał sobie podstawowe zasady dobrego wychowania, a może on ich nigdy nie miał? Ta pogarda i palenie mostów z naszym na dziś największym sojusznikiem można jedynie tłumaczyć tym, że Tusk nie reprezentuje interesów Polski, a jedynie Berlina i Brukseli. Może najpierw powinien nauczyć się dyplomacji od swojego ministra Radka (ale podobno, z pustego nie nalejesz).
Oczywiście przynoszący Polakom wstyd, tweet Tuska zauważono i spotkał się z odpowiedzią kilku senatorów (m.in. Vance i Rubio) i kilku analityków i ze zdziwieniem jak trzeba być kiepskim politykiem, aby z takim zapałem bezmyślnie szkodzić swojemu krajowi. Może Tusk zapomniał, że jest teraz premierem i chciał tradycyjnie “dokopać Kaczorowi”? Innymi słowy postrzegany jest w USA jako poniemiecki niewypał…

Tuska nie interesuje wysokie prawdopodobieństwo powrotu jesienią do Białego Domu D.J. Trumpa. W polskich MSM gadające głowy wyraziły wielkie oburzenie na wypowiedź Trumpa na wiecu w Południowej Karolinie. Trump powtórzył to co już mówił wcześniej o karygodnym braku odpowiedzialności europejskich państw NATO w zakresie finansowania własnej obronności (2% budżetu, Polska ma już 4%). Trump nie lubi Niemiec (kraj jego przodków) i wielokrotnie szydził z nich i innych państw. Kraje te finansowały Rosję Putina (poprzez import zasobów energii) i finansując państwo socjalne ograniczały wydatki na własne bezpieczeństwo, jednocześnie oczekując, że w razie potrzeby Ameryka ich obroni przed Putinem. Tusk reprezentuje niemiecki (i francuski) interes i punkt widzenia. W skrócie sprowadzający się do wypchnięcia Ameryki z Europy i stworzenia wspólnie z Rosją euro-azjatyckiego supermocarstwa. W sumie chodzi o odnowienie starego romansu niemiecko – rosyjskiego na grobach pomniejszych państw narodowych.

Okazuje się, że aby ratować demokrację tak w USA jak i w Polsce, trzeba ją gwałcić. Przypomina to wprowadzanie systemu sprawiedliwości społecznej, wolności osobistej i równości przez bolszewików w Rosji. Z kolei Putin interpretując historię w naszym rejonie Europy mówi o potrzebie denazyfikacji Ukrainy, ale i o potrzebie zakończenia wojny. Dodajmy, że Putin tak jak i Tusk mówią o przywracaniu prawa tak jak oni je rozumieją(!).
Na koniec uwaga, krajowi komentatorzy mówią jak postąpi, czy postępowała Ameryka. Wypada przypomnieć, że nie ma jednej Ameryki, że i w USA trwa walka o władzę i w zależności od zwycięskiej opcji Ameryka może zachować się zupełnie inaczej niż poprzednio, chociaż zawsze istnieją silne wpływy potężnych korporacji i przemysłu zbrojeniowego. Z kolei aby zrozumieć amerykańską, czy europejską lewicę trzeba pamiętać, że gardzi ona cywilizacją łacińską i ją chętnie zniszczy dla urzeczywistnienia swoich utopijnych koncepcji zielonego ładu, globalnego ocieplenia vel zmian idiotycznych. Oto nasi partnerzy i sąsiedzi, w których wrogi nam diabeł siedzi…

Jacek K. Matysiak Kalifornia, 2024/02/12