Z ciekawością wysłuchałem wystąpienia byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza w centrum kultury polskiej im. Jana Pawła II, ponieważ reprezentuje on sposób myślenia charakterystyczny dla pokolenia odrobinę starszego od mojego, które ukształtowane zostało w czasie zimnej wojny i z trudem przychodzi mu wyzwolić się z tamtych klisz.
Można łatwo zauważyć, że polska polityka zagraniczna chodzi na amerykańskiej smyczy, a polscy politycy licytują się tym kogo bardziej klepią po plecach Amerykanie.
Polska zrezygnowała z podmiotowej polityki bezpieczeństwa, która usiłuje nie palić mostów, i ugrywać od wszystkich stron co tylko można i podpięła się pod walkę USA o zachowanie hegemonii.
Podmiotowo od dawna zachowuje się Turcja; w Unii Europejskiej próbuje w ten sposób grać Budapeszt, który ma poprawne relacje z Kremlem, a jednocześnie bliskie więzy z ważnymi politykami USA.
Podwieszenie się Polski u klamki nie uwzględnia szybko zmieniającej się globalnej dynamiki. Deindustrializacja i problemy finansowe Stanów Zjednoczonych powoduje, że ich siły zbrojne, pomimo wciąż olbrzymiego potencjału, słabną, a jeśli Waszyngton miałby wybierać między Bliskim Wschodem a Europą Środka, zapewne wybierze Bliski Wschód z uwagi na wewnętrzne uwarunkowania polityczne.
Pogarsza się też wewnątrzamerykańska sytuacja polityczna, kraj trawi neobolszewicka, globalistyczna rewolta.
Minister Macierewicz jako geopolityczny fundament wskazał na to, że Ameryka usiłując nie dopuścić do euroazjatyckiego układu Niemiec z Rosją, posługuje się Polską, a to daje czas na stworzenie polskiej siły. Niestety mimo zapewnień w rodzaju „silni, zwarci, gotowi, polska armia zamawia jedynie drogi amerykański sprzęt, reszta jest w opłakanym stanie.
Waszyngton przez jakiś czas szachował Niemcy Polską, ale od obecnie daje RFN w Polsce i na Ukrainie wolną rękę; przejęcie władzy przez Donalda Tuska nastąpiło przy pełnym błogosławieństwie amerykańskiej ambasady.
Tak więc gdyby polskie elity polityczne miały silną pozycję, a państwo polskie, było niezależne, to z pewnością, oprócz zbrojeń opartych o własny przemysł – wyciągnięcia wniosków z tego, co dzieje się na Ukrainie, gdzie widać przewagę rosyjskiej artylerii, i łatwość zakłócania zachodnich systemów naprowadzania, a także supernasycenie dronami – powinno się prowadzić politykę zaangażowania z Chinami, Iranem czy Turcją.
Nadskakiwanie Waszyngtonowi nie poprawia w niczym polskiej pozycji negocjacyjnej.
Równowaga światowa zmienia się szybko i można się zastanawiać dlaczego współpraca z Ameryką jest dzisiaj dla Polski korzystniejsza od tej z Rosją, Chinami czy Niemcami?
Kluczem jest jedynie to, jak silna jest Polska i jak silny jest polski przemysł. Być może lewarowanie z Chińczykami dawałoby nam poważne atuty. Rosjanie, wbrew gębie jaką się im przykleja, prowadzą racjonalną politykę opartą na sile i interesach; nie usiłują narzucać żadnej ideologii. Widać to wyraźnie wewnątrz BRICS.
Czy bezpieczeństwo Polski bez Amerykanów nie jest do wyobrażenia? Czy dobrobyt Polski bez udziału amerykańskiego jest nie do wyobrażenia? Oczywiście, że jest! Tym bardziej, że to Chiny są fabryką świata.
II wojna światowa została wygrana przez Amerykanów nie dlatego że ich armia miała najlepszą technologię; hitlerowskie Niemcy miały samoloty odrzutowe, rakiety balistyczne V2 i wiele innych superbroni. Stany Zjednoczone wygrały wojnę swoim potencjałem produkcyjnym. Dzisiaj taki potencjał i dynamikę społeczną posiadają Chiny.
Ze względu na potencjał ludnościowy i produkcyjny oraz sojusz z Azją, Rosja niedługo będzie dyktować warunki ewentualnego nowego układu w Europie. Co z tego wyniknie dla Polski? To samo co zwykle.
Andrzej Kumor