Grzegorz Braun jest politykiem, który odstaje od większości polityków polskich, jakby to niedyplomatycznie powiedzieć, jest to człowiek, który „ma jaja”; jest w stanie iść na przekór wszystkiemu; jest w stanie mówić to, co myśli w sytuacjach, w których inni po prostu kładą uszy po sobie. I dlatego ciekawe jest to, jaki dom go ukształtował. Zapraszamy na rozmowę z rodzicami Grzegorza Brauna, kandydata na prezydenta Polski.


– Państwa syn Grzegorz jest postacią fascynującą, wyjątkową w polskiej polityce. Myślę, że jest to jeden z najbardziej szczerych polskich polityków, polityk bezkompromisowy. Dlatego jest tak bardzo ciekawe to, z jakiego domu pochodzi, jakie wartości dały możliwość takiego działania. 
Dla mnie Grzegorz Braun jest też przykładem tych starych elit polskich, które w większości zostały wymordowane,  wypędzone, które zostały zdemoralizowane; elit działania, których w Polsce po wojnie nie było; kiedyś prof. Chodakiewicz mówił, że zostały nam tylko elity przetrwania. 
Pani Zofio. Panie Kazimierzu, proszę powiedzieć, jaki był Grzegorz. Państwo mieszkają w Stanach Zjednoczonych, no a Grzegorz wrócił do Polski. Proszę o nim opowiedzieć.

Kazimierz Braun: – Może ja opowiem o tym momencie, kiedy on wrócił do Polski, dlatego że to było tak.

Ja zostałem wyrzucony z pracy, za to, co robiłem w teatrze i no i pod ziemią, bo w teatrze to było publiczne. Ja zawsze powtarzam, żyliśmy wtedy w ustroju totalitarnym. Mianowicie jak ktoś zaczął być prześladowany, to wtedy to szło po kolei. Mnie wyrzucono z teatru, wyrzucono mnie z uniwersytetu, ze szkoły teatralnej. Jeszcze rozrzucono mi ostatnią książkę, która była przyjęta do druku.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Dowiedzieli się o moich przygodach moi przyjaciele amerykańscy, gdzie już bywałem, wykładałem, reżyserowałem i zaproponowali mi pracę tutaj. A ponieważ pracy w Polsce dla mnie nie było, więc wyjechałem.

Oczywiście było trudno uzyskać paszport, ale to jest osobna historia. Szkoda na nią czasu. Kiedy dostawałem paszport, to komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu powiedział mi; Ale z rodziny pana nikt paszportu nie dostanie. Niemniej Zofia, moja żona, pracowała wtedy w arcybiskupim komitecie charytatywnym. Mieliśmy dobrych prawników, ja też tam pracowałem zanim wyjechałem  i jeden z prawników poradził Zofii, niech pani napisze bezpośrednio do ministra Kiszczaka, podobno on lubi artystów… Zofia napisała do ministra Kiszczaka. I proszę sobie wyobrazić dostała paszport i paszport dostały dzieci, to znaczy dwoje dzieci. Najstarsza nasza córka Monika, już miała jakoś ułożone życie w Polsce. Nie było mowy o jej wyjeździe.

– Czyli  najpierw Pan wyjechał sam?
– Najpierw wyjechałem sam. Zaproponowano mi pracę w New York University. i równocześnie w Swarthmore College. Zacząłem pracę od 1 września 1985, ale mamy mówić o Grzegorzu.
Więc było tak, że ostatecznie Zofia dostała paszport i dostał paszport Grzegorz i dostała paszport nasza najmłodsza córka Justyna. Justyna przyjechała z Zofią. Grzegorz przyjechał niedługo potem sam.
I przez rok tutaj byliśmy razem w Ameryce. Objechaliśmy Amerykę za moją pracą, bo dostałem pracę najpierw właśnie w Nowym Yorku, w Pensylwanii, potem dostałem pracę w Kalifornii. Pojechaliśmy tam samochodem. Dzięki temu zwiedziliśmy całą Amerykę. Część drogi za kierownicą była Zofia, część drogi za kierownicą był Grzegorz. Piękna podróż. Dzięki temu poznaliśmy Amerykę.

Zofia Braun z domu Reklewska: – A Grzegorz był tym, który mówił. Tu się zatrzymamy, tu skręcimy, bo tam jest coś bardzo pięknego. I dyrygował naszą podróżą, żebyśmy nie przegapili.

– Byliśmy w Yellowstone, byliśmy w Grand Canyon; w wielu wspaniałych miejscach. Pracowałem tam na  University of California w Santa Cruz. Reżyserowałem w Minneapolis. Tam polecieliśmy samolotem i wróciliśmy tutaj, bo ostatecznie dostałem pracę w Buffalo.
I teraz dochodzimy do Grzegorza, a mianowicie Grzegorz chodził na zajęcia na uniwersytet zarówno w Kalifornii, jak tutaj. Nie tracił czasu, doskonalił swój angielski, który już był  – dzięki temu, że Zofia woziła go na lekcje angielskiego we Wrocławiu – już był zupełnie niezły. Ale po roku. No cóż, ja starałem się o powrót do kraju. Nie będę o tym opowiadał, bo to jest jakby inna ścieżka rozmowy. Starałem się o powrót do kraju, do pracy i to się nie udało.
Nie znalazłem pracy w Polsce, ale tutaj zaproponowano mi pracę stałą.  Zostałem zaangażowany na tenure track. I powiedziano mi, że jeżeli zostanie mój przewód zakończony, a to był analogiczny przewód do profesorskiego przewodu, który przeszedłem w Polsce pozytywnie, ale była to jedna z przyczyn mojego wyjazdu, mianowicie, kiedy uniwersytet zakończył ten przewód i zostałem przez uniwersytet, przez Senat uniwersytetu powołany na stanowisko profesora, to takie były wtedy prawa w Polsce, że musiała to zatwierdzić partia rządząca. Otóż partia nie niezatwierdziła mojej profesury i wyjechałem bez tej profesury.
Natomiast tutaj się otwarła droga, a ponieważ nie mogłem wrócić do kraju, wstąpiłem na tę drogę, która potem, zakończyła się pozytywnie. Zostałem mianowany profesorem w Ameryce. I jestem tutaj rzadkim okazem, mianowicie, formalnie jestem profesorem polskim i profesorem amerykańskim.
Po roku, kiedy już tutaj jakoś stabilizowaliśmy się, byliśmy blisko kupna tego domu. Grzegorz powiedział, że on wraca do Polski obalić komunizm.

– Tak po prostu?
– Ja to bardzo dokładnie pamiętam, to była poważna rozmowa. Czy zostajesz z nami? Nie. Ja wracam do Polski; nie będę z wami w tym bufflu siedział. Dokładnie tak powiedział; nie będę z wami w tym bufflu siedział. Wracam walczyć o Polskę.

– Państwo się pytali, jak on sobie wyobraża tę walkę o Polskę?
– No, trochę żeśmy pytali, to było niewyobrażalne…
– On wtedy miał jeszcze jeden rok polonistyki do skończenia, skończył go, a potem robił studia. Robił studia filmowe w Katowicach, więc taki miał plan wyjeżdżając.

– Że dokończy swoją edukację w Polsce. Tak, chciał robić filmy. Wtedy już to był ten kierunek?
– To był już kierunek, ku któremu zmierzał. W każdym razie rzeczywiście, powiedział, że – w rozmowie to padło w tym sformułowaniu –  jadę obalać komunizm. I pojechał. No, jak wiemy, obalił, chociaż tak niezupełnie do końca, ale w dużej mierze obalił, był związany z Pomarańczową Alternatywą.

– To były takie malowane krasnale, to była walka z komunizmem przez śmiech, satyrę, szyderstwo z tych wszystkich głupot komunistycznych. 
– Z szefem Pomarańczowej Alternatywy zwanym Majorem już reżyserował tam pewne akcje uliczne. No a potem studiował film, reżyserię filmową w Katowicach. Tak że tak zakończyła się jego droga amerykańska.

– Tutaj był na uniwersytecie, miał kontakty, znajomych, ale doszedł do przekonania, że nic tutaj się nie dzieje?
– Dla niego naprawdę zawsze najważniejsza była Polska. I to było aż uderzające i aż dziwne dla mnie, że on mówi o Polsce. Kiedy my wyjeżdżaliśmy z komuny i my mówiliśmy o komunie, a on mówił o Polsce.

– No właśnie i dlatego jestem u Państwa. Dlatego chciałem zapytać, z czego on wyrósł i z czego państwo wyrastaliście? Bo wiem, że i pani Zofii, i pana przodkowie zapisali się złotymi zgłoskami…. 

– To jest stara szlachecka polska sandomierska tradycja. Reklewscy herbu Gozdawa. A od strony matki również Wasiutyńscy z Podola. Też herbowa szlachta, to trzeba powiedzieć.

– Czyli ziemiaństwo.
– Ziemiaństwo. Ojciec Zofii Wincenty Reklewski miał wielki majątek. Tu można podać od razu taką ciekawostkę To był wielki majątek, Cztery tysiące hektarów pól i lasów.

– W Polsce centralnej to był duży majątek.
– Sandomierskie, jeden z bardzo nielicznych majątków, nie obłożony żadnymi długami. On był wspaniałym gospodarzem, specjalistą po studiach rolniczych. I ojciec Zosi został w 39 roku, 27 grudnia zamordowany przez czerwonych bandytów, kiedy stanął w obronie proboszcza swojej parafii w Waśniowie napadniętego przez  czerwonych bandytów. On stanął w jego obronie. Kazał im wynosić się i dostał strzał w serce.

– Z tą śmiercią ojca to ogromnie wzruszająca sprawa. Ona jest opisana na murze kościoła w Waśniowie, na bramce, że właśnie tu zginął Wincenty Reklewski w obronie miejscowego proboszcza, którego napadli. No tam nie jest napisane, „czerwoni bandyci”.

– Ale ja do tego doszedłem w moich badaniach. A tu jest książka wspomnieniowa Zofii. Notabene już czwarte wydanie tego bestsellera; „Urodziłam się pomiędzy”, pomiędzy ziemiaństwem a poniewierką powojenną po reformie rolnej.

– Tak,  urodziłam się w ziemiańskiej, bogatej, dostatniej rodzinie. Ale ja tego nigdy nie zaznałam. Bo ja urodziłam się we wrześniu 39 roku, kiedy już to wszystko było w rękach niemieckich. A ojciec mój został zastrzelony przez bandytów komunistycznych, którzy napadli proboszcza w Waśniowie. I ojciec pojechał go ratować. No i go zastrzelili. Ja miałam wtedy trzy miesiące. A nas było w domu pięcioro. Więc zostaliśmy sierotami i zostaliśmy bez środków do życia wyrzuceni z tego majątku ojca w 45 roku.

–  To trzeba wyjaśnić. Zofia spędziła pierwsze swoich 4,5 lat w tym dworze podczas okupacji. Przez czas okupacji zarządzała matka i administratorzy. Notabene wie pan, tu jest też taka ciekawostka o ojcu Zofii, że on prowadził sam buchalterię. Był sam administratorem. Kiedy  zginął, to matka musiała zaangażować do administracji 5 osób…
Te pierwsze lata Zofia spędziła w tym dworze, ale 45 rok, reforma rolna,  matka z pięciorgiem dzieci została wyrzucona z tego dworu i zaczął się straszny czas.

– A jeszcze był taki przepis, że nie można się osiedlać do 50 km od majątku.

– Szczęśliwie Mirogonowice formalnie były w opatowskim powiecie, tak że rodzina mogła się zatrzymać w Ostrowcu Świętokrzyskim, w powiecie ostrowieckim. Tak, znam ten przepis. Pisałem wiele o tych sprawach. I  to jest pochodzenie, to są korzenie.

– Niech pani jeszcze opowie, pani Zofio, jak to było.

– Właśnie tak, jak opisałam w tej książce, że pamiętam moment, jak przychodzą do nas ci ubecy, komuniści i my siadamy na furmankę.

– Dali jakiś czas, żeby się spakować?

– Tak,  ale nie mieliśmy wiele pakowania – Były dwa tygodnie dane od ustalonej przez nich daty wyprowadzki.

– Były obostrzenia, co można zabrać, co trzeba zostawić?

– Wolno było zabrać to, co wejdzie na jedną furmankę, czyli po dwie walizki na osobę. Praktycznie rzecz biorąc zostawało wszystko; została ogromna biblioteka, arrasy w tym dworze, które notabene w Tokarni pod Chęcinami są jakby odnalezione i umieszczone, podobnie tam jest zbudowana replika tego dworu mironowskiego.

– Dobrze, że nie rozkradzione, bo w wielu sytuacjach i biblioteki…

– Dużo ukradli. Bardzo dużo. I ja, urodzona na początku wojny tak naprawdę nie pamiętam dostatku i dobrobytu. Ja pamiętam właściwie same tragedie. Bo poza tym, że mój ojciec zginął okrutnie zamordowany, bo podjechał, żeby pomóc proboszczowi, to zginął także mój brat stryjeczny, jeden w Auschwitz, a drugi zabity przez bandytów we Wronowie. To był sąsiedni majątek, gdzie właśnie sprawował funkcje administracyjne mój brat stryjeczny, też Reklewski.

– I ja dodam, w drugim majątku została zamordowana i to już wiadomo konkretnie, przez oddział Armii Ludowej – to jest w internecie, można sprawdzić – została zamordowana przyrodnia siostra Zosi, Jadwiga, z męża Rauszerowa. Natomiast po Powstaniu Warszawskim zginęło dwóch kuzynów bliskich Romockich, bohaterów, Bonawentura i Morro. Tak, to byli bliscy kuzyni Zofii.

– Na Czerniakowie zginął ten starszy, ten młodszy w pierwszych dniach powstania, Andrzej zginął w ostatnich dniach powstania na Powiślu.

– Te wszystkie historie kształtowały Grzegorza?

– Tak. Po pierwsze, kształtowały mnie, bo ja, jak się mówi czy tam gdzieś pisze, że jestem pochodzenia ziemiańskiego, to myślę, że ja w ogóle nie zaznałam tej… 

– Ziemiaństwo to się kojarzy tak „filmowo”, że to są bale koronki, salony i w ogóle gra w karty i utracjuszowski styl życia

– Nic takiego w moim życiorysie nie było, ponieważ  ja doświadczyłam całego okrucieństwa wojny i komuny, która mordowała ziemian, mordowała wszystkich inteligentów, po prostu.

– Ścinała nam głowę.

– Po prostu

– Więc to jest to jest środowisko, to jest pamięć Zofii, natomiast jeżeli chodzi o mnie, to jakby zaczynając od końca, ja wywodzę się,  z galicyjskiej inteligencji, a stało się to tak i to jest dokładnie udokumentowane – nasza najstarsza córka Monika, napisała taką grubą książkę , „Kronika rodzinna”, „Migrena”; Migrena dlatego, że to była rodzinna choroba. Otóż jest to udokumentowane.

– Każdy jak chce ród Braunów zgłębić, to… to wygląda na tysiąc stron. 

– Podziwiam, że naszej córce się chciało to zrobić.

– Otóż, jest udokumentowane; w połowie osiemnastego wieku był rok, dokładnie 1752. Polska była jeszcze wielka geograficznie, dźwigała się z wojen szwedzkich i innych, jeszcze się nie rozpadała, chociaż moralnie i politycznie już były bardzo złe kierunki, otóż w tym roku 1752 do Lwowa przyjechało dwoje Austriaków Teresa i Baltazar Braun. To było małżeństwo katolickie. Osiedli w pięknym mieście Lwowie. W księgach parafialnych, lwowskich są kolejne śluby, chrzty, pogrzeby.
Potem rodzina się przenosiła. Mój dziadek Karol studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim prawo. Mój ojciec Juliusz także po nim studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Też był prawnikiem. W momencie, kiedy rodzina Karola Brauna osiedliła się w Tarnowie, to był czas, kiedy ich synowie, a  mieli trzech synów Kazimierza, Jerzego i Juliusza oraz  córkę Jadwigę. Otóż kiedy ci młodzi ludzie powinni byli iść do gimnazjów, to rodzina z Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie pan Karol był notariuszem, przeniosła się do Tarnowa i stąd w Tarnowie są bardzo głęboko osadzone korzenie tej rodziny. Jerzy, mój stryj, był tam hufcowym.

– To jest ten człowiek, który skomponował i napisał słowa Płonie ognisko szumią knieje, kultową,  piosenkę harcerską, śpiewaną do dzisiaj. 

– Jerzy Braun, wtedy harcerz, potem poeta, potem filozof, potem polityk, potem delegat rządu na kraj. To był mój rodzony stryj, brat mojego ojca.
Najstarszy, Kazimierz, poszedł do legionów. Walczył dzielnie. Najpierw jako legionista, potem był internowany przez Austriaków. Podczas kryzysu przysięgowego uciekł z internowania na Węgrzech. Był jednym z przywódców powstania niepodległościowego w Tarnowie w 1918 roku. Potem zaraz poszedł do lotnictwa. Taki miał pomysł na życie i walczył w wojnie 20 roku  jako strzelec pokładowy.  To był ten sposób ich walki małymi samolocikami, że oni atakowali konnicę Budionnego lotem na wysokości metra czy dwóch nad łbami koni. Strzelali do nich, zatrzymywali ataki konnicy. Przeżył wojnę, ale zaraz potem zginął. No to ja dlatego zostałem nazwany Kazimierzem, żeby przenieść pamięć.

– Wracając do Grzegorza, bo mówimy o Grzesiu, to właśnie to szaleństwo rodzinne, szaleństwo patriotyczne, szaleństwo patriotyczne jest głęboko osadzone w Grzesiu.

– Pani mówi „szaleństwo”,  dlaczego? Myślę, że chwila wymaga czasem takich działań.

– Ja je bardzo szanuję, ale mówię „szaleństwo” w tym sensie, że on się ogromnie naraża każdego dnia.

– Chciałem zapytać o to, czy państwo się nie boją?

– Wracając do tej historii, która jest historią Grzegorza, dlatego, że on zna ją doskonale,  wielokrotnie w czasie wakacji, już jako chłopiec, a potem jako młody człowiek, spędzał wakacje w domu moich rodziców. I to jest ta tradycja właśnie mojego ojca, stryja Kazimierza, także ciotki Jadwigi Domańskiej, która przez ZWZ  aresztowana przy przekraczaniu granicy jako kurierka trafiła do Gułagu, potem do armii Andersa, w Armii Andersa była dyrektorem Teatru II Korpusu, po wojnie została na Zachodzie. To wszystko była tradycja Grzegorza.

– Stąd Pana zainteresowanie teatrem?
Tak, prawda. Ale wracając do Grzegorza, otóż Grzegorz był tym z wnuków, który najczęściej i tak można powiedzieć najbardziej dociekliwie wypytywał mojego ojca o przeszłość, o historię rodziny, o historię Polski. Ojciec był prawnikiem.

– Rozmowy wnuka z dziadkiem?

– Otóż, tutaj trzeba wyjaśnić, jak to było. Mianowicie moi rodzice poznali się i pobrali przed wojną. Moja matka z domu Szymanowska dostała w posagu od swojego ojca Michała Szymanowskiego, ziemianina, górę lasów w kieleckim i tam moi rodzice zbudowali dom letni. Tak się stało, że w 39 roku ten dom położony w Górach Świętokrzyskich był wykorzystywany na wakacje. Nie był wykończony, ale już można było spędzać wakacje. Ojciec poszedł do wojska jako ochotnik, notabene do pierwszej wojny światowej poszedł jako ochotnik bo był za młody, a do II wojny poszedł jako ochotnik gdyż nie był już w wieku poborowym. W tym domu, który przechował nas przez wojnę; ponieważ rodzice mieszkali przed wojną w Sosnowcu, a Sosnowiec dekretami Hitlera został wcielony do Rzeszy i rodzice stracili tam dom; zostaliśmy w tym domu letnim i ten dom letni się przechował.
Przechował się także przez wyrok na ojca po wojnie  pod komunistycznym sądem na przepadek mienia. Ale ponieważ nie było tam prądu elektrycznego i wody, to ubecja nie zarekwirowała tego domu. I tam Grzegorz przyjeżdżał razem z nami na wakacje wielokrotnie w Góry Świętokrzyskie i słuchał opowieści mojego ojca. Wchodził w tę całą tradycję, w tradycję matki i wchodził w tradycje ojca i dziadków przez moją matkę, tradycję jej rodziny.

– Grzesiek miał taką jedną cechę odróżniającą go od jego rodzeństwa i kuzynów, że wypytywał. Naprawdę wypytywał. Ja to świetnie pamiętam. Już nie tylko nas. Mnie bardzo często, ale ojca Kazika. Na przykład, moją mamę. Jak tylko miał okazje, to wypytywał i słuchał uważnie opowieści o tym, co było. To było aż uderzające dla mnie, bo inne dzieci tego nie robiły. Taki się urodził.

– To są piękne historie, historia Polski, tej, która gdzieś tam jeszcze jest ukryta, bo odeszła. Ważne jest dla nas, żeby ją dalej przenosić. To jest przecież nasza tożsamość. Jeżeli mówimy o Europie, no to właśnie  to jest ta Europa Środkowa. 
Nasz problem polega na tym, że nas pobito. Po powstaniu styczniowym zlicytowano ponad sześć tysięcy majątków, rusyfikowano ludzi, więc to jest dla mnie coś inspirującego w pracy Grzegorza, bo przecież przez niego też dotarłem do takich rzeczy jak chociażby Gietrzwałd o którym w ogóle nie miałem pojęcia. To wiele historii właśnie takich, krwistych, ciekawych. Niestety myśmy nie mieli swojego „Hollywoodu” i pozostało to właśnie taką areną  śledztwa,  odkrywania dawnych tajemnic.

– A propos tego, co pan mówi, mój stryj Jerzy zrobił film o powstaniu styczniowym.  To był w ogóle człowiek z ogromną wyobraźnią, pomysłami, niesamowitymi. Planował serię takich filmów historycznych o historii Polski właśnie. Ale ten film był tak kosztowny, że potem już nikogo nie było stać, żeby nakręcić dalsze odcinki.

A Grzegorz od tego dopytywania się o przeszłość rodziny, o przeszłość Polski – mój ojciec był doskonale zorientowany w historii Polski –  Grzegorz doszedł do czytania. To jest   jego cecha charakterystyczna. On potem, kiedy wyjechał od nas z Ameryki i wrócił do Polski, i potem te lata, kiedy został dokumentalistą, on przez te wszystkie lata ogromnie dużo czytał. Tutaj na przykład mam taką wspaniałą jego książeczkę „Iskry Boże”, to jest książka o historii Polski jakby śladami świętych. Wspaniała lektura.  A te książki które pokazałem,  dowodzą jego szalonej wiedzy historycznej.

– Bo też jest to dla mnie przekazywanie tego, że w życiu trzeba działać. Grzegorz wiele razy to podkreślał, że jest takim tylko gawędziarzem. Tak, ale myślę, że teraz w jego życiu trwa inny okres; okres działania, tak jak wielu jego przodków działało i zmieniało rzeczywistość wokół siebie. Bo na tym polega to, że się przewodzi, że się jest elitą. To jest to, co Polska straciła. Straciła ludzi, którzy prowadzili Polaków.

To były te tradycje II wojny światowej, konspiracji. Właśnie mój stryj Jerzy, który w 39 roku założył już pierwsze tajne stowarzyszenie, jakąś organizację, potem był twórcą i przewodniczącym. To była taka droga, że od Unii, do połączenia ze Stronnictwem Pracy, a poprzez Stronnictwo Pracy do Rady Jedności Narodowej, a z Rady Jedności Narodowej, której został przewodniczącym, Jerzy Braun, do stanowiska ostatniego Delegata Rządu na Kraj. To były działania.

Mój ojciec był tak samo w Unii, był szefem okręgu kieleckiego Unii. Był aresztowany przez Niemców w 39 roku, raz w Katowicach w ramach akcji zbiorowej, kiedy był zamach na Hitlera. To była druga połowa października, więc tam już była Rzesza. Aresztowano dziesiątki ludzi z całej Rzeszy. No ale ojciec, prawnik, mówiący z gimnazjum w Galicji, znakomicie po niemiecku , potrafił się dogadać z przesłuchującymi go prawnikami niemieckimi. Ojciec opowiadał, że to byli wtedy jeszcze prawnicy, potem to już byli tylko oprawcy.

Potem ojciec był aresztowany w czasie wojny, ale także nie rozszyfrowany jako ten działacz i jego praca nie została rozszyfrowana. Natomiast był aresztowany po prostu w ramach odpowiedzialności zbiorowej. To też taka dramatyczna wojenna historia, że aresztowano z całej okolicy 20 mężczyzn jako akcję odwetową za jakąś akcję partyzancką. I ci mężczyźni byli zebrani z różnych miejsc i wywiezieni do Kielc na rozstrzelanie. Ale zostali wywiezieni do więzienia, gdzie polski strażnik szybko rozprowadził ich po celach i w związku z tym jakoś sprawa natychmiastowego rozstrzelania nie dokonała się. Ojciec w ten sposób przeżył i potem także na przesłuchaniach, gdzie potrafił ze śledczymi Niemcami rozmawiać po niemiecku.

Ci przesłuchujący esesmani byli też łasi na dobra materialne. Otóż tak się stało, że jakimś sposobem, w tym naszym letnim domu znalazło się futro mojej mamy. Moja babcia, która też z Galicji pięknie mówiła w wiedeńskim akcentem, który bardzo imponował Niemcom zawiozła to futro do komendanta żandarmerii, która aresztowała ojca i w prezencie dla żony dowódcy żandarmerii ofiarowała futro i te dwa jakby elementy, że ojciec umiał z nimi się porozumiewać, a tam żona dostała futro spowodowały, że ojciec został zwolniony. Pamiętam, jak z matką jeździliśmy pod więzienie kieleckie na dawnym zamku w parku. Można było tam się przechadzać i można było liczyć, że przez szpary w oknach. Okna były zabite deskami, ale że przez szpary więźniowie mogą widzieć ludzi przechadzających się pod tymi oknami? Otóż, pamiętam, jak przechadzaliśmy się tam z matką. Z tego więzienia odchodziły transporty do Auschwitz. Na szczęście ojciec nie znalazł się w żadnym z tych transportów, tylko został zwolniony.

Skoro już opowiadam o nim, to dodam jeszcze dwa zdania; po wojnie rzucił się do pracy nad odbudową. Ciężko pracował. Był dyrektorem Izby Przemysłowo-Handlowej w Częstochowie, zorganizował pierwszą wyższą uczelnię, Wyższą Szkołę Administracyjną Handlową w Częstochowie, ale został stopniowo rozszyfrowany i w ramach akcji przeciwko Unii został w 48 roku aresztowany. To był ten czas na jesieni 48 roku, kiedy oni sobie oczyszczali teren przed Kongresem Zjednoczeniowym Ruchu Robotniczego z PPS.

– Skończył się okres pokazowy dla aliantów, że my tutaj mamy demokrację, Mikołajczyk, te wszystkie rzeczy. I teraz się zaczyna na poważnie budowa komunizmu.

– No więc wtedy ojciec został aresztowany, tak samo stryj Jerzy, jemu jako przewodniczącemu, jako dla Delegata Rządu na Kraj, dla niego żądał prokurator kary śmierci, co zostało zamienione na dożywocie. Ja odwiedzałem stryja w strasznym więzieniu we Wronkach. Pamiętam widzenie przez sito w takiej blasze.

Wróćmy do Grzesia, bo chodzi o Grzesia.

– Chodzi o Grzesia i chciałem o niego dopytać wiele rzeczy.

– Grześ wypytywał jak żadne inne dziecko. Wypytywał jak tylko zaczął w ogóle coś kojarzyć, myśleć i ojca i dziadka. O wszystkie te szczegóły. Mnie to zawsze aż dziwiło, że jego to interesuje. No ale go interesowało.

– Państwo pracowali wokół teatru, wokół filmu, I tam był też Grzegorz, prawda? On się tym interesował i koło tego chodził?

– Tak jak myśmy się poznali w momencie, kiedy Zofia kończyła polonistykę warszawską, a ja już byłem polonistą „skończonym” z Poznania i studiowałem reżyserię. To też jest taka miła historia, że spotkaliśmy się, można powiedzieć, nad Norwidem, bo Zofia pisała pracę magisterską o Norwidzie, a ja wcześniej pisałem pracę magisterską o Norwidzie, więc mogłem jej to i owo poradzić.

– Mogę powiedzieć, żeby cię pochwalić, że ja pisałam moje magisterium u profesora Jana Kota, który był, jaki był, wszyscy wiemy, bardzo właśnie taki lekki w zachowaniach. No poszłam do niego na konsultacje, żeby mi poradził. Panie profesorze, co ja mam napisać? Miałam napisać o Teatrze Norwida, o. Kleopatrze.
I on coś mi zaczął mówić, a potem mówi, wiesz co, ja się na tym tak do końca nie znam, ale na reżyserii jest taki student, który właśnie tym się interesuje. Będzie reżyserował Norwida. Idź do niego.

– Żeby dopełnić ten temat, bo trzeba go dopełnić, była druga ścieżka, na której myśmy się spotkali, to była ścieżka prowadząca przez las w Laskach, gdzie Zofia jeździła recytować dla niewidomych, a potem ja, nie wiedząc, że ona tam to robi, też jeździłem recytować dla niewidomych, ale i ona była pod opieką ojca Tadeusza Fedorowicza i ja byłem pod opieką ojca Tadeusza Fedorowicza. I on w jakiś sposób nas także zbliżył. No, udzielał nam dobrych nauk przedmałżeńskich.

– No tak, ale to już za dużo o nas. Chodzi o to, że Grzesiek z tego wyrósł, bo on zawsze wypytywał nas, jak to było. Kto to był, gdzie był. On dobrze poznał to środowisko katolickie, no i inteligencji katolickiej.

– I środowisko teatralne. No bo rzeczywiście ja skończyłem reżyserię.

– Podobno Grzegorz gdzieś grał w filmie

– No, jako starszy człowiek.

– Ale, Grzegorz chodził już jako chłopiec na te przedstawienia, które ja reżyserowałem do teatru. Ja reżyserowałem wiele w telewizji Grzegorz oglądał te przedstawienia naturalnie, więc to były też jakieś impulsy dla niego. Reżyserowałem w Warszawie, potem w Tarnowie, w Toruniu. Grzegorz urodził się w Toruniu, kiedy ja tam pracowałem w tym czasie w Gdańsku, potem w Krakowie, w Lublinie, a wreszcie we Wrocławiu, gdzie Grzegorz już dorastał chodził do szkoły.

– Dla mnie to jest ważne, że on nie miał kompleksów, a należał pokolenia, któremu robiono to, co się później nazywało pedagogiką wstydu, że my, Polacy, nie jesteśmy wystarczająco Europejczykami, że jesteśmy prymitywni, zacofani. Tego rodzaju zabieg na mentalności można bardzo łatwo robić ludziom, którzy są na przykład z awansu społecznego, którzy nie mają właśnie kultury wyniesionej z domu rodzinnego, którzy nie mają się na czym oprzeć, którzy nie znają języków. W Polsce był to poważny zabieg zrobiony przez postkomunistów, na tych wszystkich ludziach, którzy dzięki komunizmowi uzyskali pozycję społeczną. Dlatego to jest dla mnie takie piękne to, o czym państwo opowiadają. Bo to jest przecież nasza polska tożsamość, to jest ta dumna Polska, to jest ta Polska działająca, mierząca się z innymi. I Polska, która niestety przegrała i stąd nasze wszystkie problemy – no, ale walczyła.

– Grzegorz miał, ma do dzisiaj, bardzo silne korzenie polskie, katolickie, jest wrośnięty w historię Polski, a także to jest ta podwójna tradycja idąca z rodziny Zofii, idąca z mojej rodziny.

– Nie bali się państwo o niego gdy wracał do Polski? Ile miał lat?

– Tak, oczywiście. Ja bardzo. Ja bardzo, Ale my zawsze mieliśmy tak samo.

– Młody człowiek sam poza domem.

– My mieliśmy zawsze taką taktykę wychowawczą, że zostawialiśmy im wolność i tak mówiąc już szczerze zostawaliśmy; ja zostawałam z modlitwą za nich, nie tylko za Grzesia. Mieliśmy troje dzieci i z każdym się odbywało coś takiego, że w rezultacie one szły swoją drogą.

– Dziecko trzeba wypuścić z domu.

– Tak i to, co pozostaje to głęboka modlitwa za nich. I to tak to funkcjonuje.

– To daje rezultaty.

– To jest coś, co nas także łączy, a oni o tym wiedzą.

– Że mają to wsparcie najważniejsze w życiu?

– Tak, tak.

– Grzegorz wybrał swoją karierę związaną z filmem. Był coraz bardziej znany przez swoje filmy dokumentalne. Robił filmy bardzo odważne; robił filmy niesamowicie znaczące, takie jak „Eugenika” na przykład, film, który powinien wejść do kanonu filmów o naszej cywilizacji, który każdy powinien zobaczyć. Czy państwa nie zdziwiło gdy, jak wielu jego przodków zechciał wejść do polityki, zająć się działalnością społeczną. Czy. Czy to była normalna droga? Pani Zofio?

– Ja chyba się zatrzymałam na chwilkę, kiedy on podejmował tę decyzję i myślałam do czego to doprowadzi, jaki to ma sens. Ale właśnie mieliśmy zawsze taką taktykę, że w końcu te dzieci dorastając same decydują o swoim życiu, same wybierają zawód, same się lokują tam, gdzie chcą. I to nie było tak, że wszystko było sukcesem. Absolutnie nie. Były momenty i doskonale je pamiętam, jakiś tam zapaści i Grześka, i naszej starszej córki zwłaszcza, ale i tej młodszej. To zostawienie im wyboru jest wielkim ryzykiem, ale w rezultacie oni z tego wychodzą.

– I to ich buduje. Dojrzewają w ten sposób.

– A jeżeli chodzi o przejście, można powiedzieć, od sztuki, od filmów do polityki, to Grzegorz jednak miał właśnie te wzory bardzo dawne. Kiedyś, na przykład, w rodzinie Wasiutyńskich było takie przejście. Była taka tradycja dawna, XIX wiek, ale potem stryj Jerzy, który był poetą, filozofem. Ale kiedy, mówię to w cudzysłowie, kiedy ojczyzna wezwała, to został politykiem i w czasie wojny robił robotę polityczną. W dokumentach z historii AK, znajdą państwo, którzy będą to czytali; proszę poszukać telegramów z Polski podpisywanych „Rogowski”, to był pseudonim stryja Jerzego jako Przewodniczącego Rady Jedności Narodu. Rogowski, proszę znaleźć to w tych księgach, „Armia Krajowa w dokumentach”. Taki jest tytuł tych kilku tomów. Tam jest pod koniec właśnie Rogowski Więc Grzegorz o tym oczywiście wiedział. Grzegorz to przeczytał na pewno.

– To jest może trudne pytanie, ale chciałem państwa zapytać o to, co państwu się w tym, co Grzegorz robi, podoba, a co się nie podoba? Czy program, który przedstawia, jest taki, jakby państwo widzieli dla Polski, jak to jest z państwa oceną własnego syna?

– To jest bardzo trudne pytanie i bardzo trudna odpowiedź. Oczywiście są rzeczy, które nam się nie podobają, z którymi się nie zgadzamy, ale nawet specjalnie ich nie dyskutujemy z nim. On jest zupełnie innym pokoleniem niż my. My byliśmy wychowani przez tamto, przez wojnę, przez konspirację. A on wszedł w nowe, w nową falę życia Polski i żyje dla Polski.

– A ja bym powiedział tak, że mnie, nam obojgu na pewno brakuje, często, może nawet często, tego, żeby Grześ się stowarzyszył, z tym czy owym, ale równocześnie i w rozmowach, i myśląc o tym, uświadamiamy sobie, że on idzie prostą drogą, i to jest droga Polska, to jest droga Polska.
A zatem jeżeli ktoś chce iść na kompromisy w sprawie Polski, jeżeli się chce dogadywać rezygnując z wartości polskich, to jest zrozumiałe, że Grzegorz z tym człowiekiem nie ma po drodze. Tak że, rzeczywiście tego nam myślę, często brakuje, ale równocześnie rozumiemy, dlaczego nam tego brakuje w jego postępowaniu, w jego decyzjach, w tym, co mówi.

– To się też wiąże z tym pytaniem pana czy się boimy o niego.

– Powiem pani, że dla mnie Grzegorz jest też przykładem nieprawdopodobnie mocnego charakteru; przy takiej opresji, środków przekazu, środowiska, w którym jest, być samodzielnym i samotnie podejmować decyzje. Bo myślę, że to jest, jak to mówią, „na górze zawsze jest samotność”; że jest trudno w takich sytuacjach znajdywać siłę w sobie do tego rodzaju działania, działania radykalnego, często idącego absolutnie wbrew utartym kanonom, potępianego przez media głównego nurtu i tak dalej; być człowiekiem, który jest cały czas wytykany, że tak powiem. Skąd on ma tę siłę?

– A ja bym powiedział taką rzecz. Wie pan, widzimy często, że on się musi opancerzyć, ale w środku, on jest człowiekiem bardzo wrażliwym i dobrym.

– Tak, my go znamy, jako bardzo dobrego człowieka, w takich zwykłych relacjach ze zwykłymi ludźmi, z chorą ciotką, ze starą babcią, odchodzącą. Grzesiek jest niebywale wrażliwy. My tu mieszkamy, a tam w Polsce w tym czasie umarła moja matka. Umarły dwie moje siostry. Grzesiek im towarzyszył. On, jakby nawet nieproszony specjalnie przeze mnie, wziął w tym udział. Był z nimi do końca. I to jest wyjątkowe.

– Proszę państwa. Dziękuję bardzo. To bardzo piękne zakończenie.

– Czy to pana zadowala?

– Bardzo mnie to zadowala. I właśnie o to mi chodziło, żebyście państwo powiedzieli, jaki jest Grzegorz patrząc waszymi oczami.

– Jest bardzo dobrym człowiekiem.

– Bo to jest najważniejsze. Myślę, że to jest najważniejsze. Wielu ludzi postrzega go przez pryzmat tych wszystkich awantur, które w środkach przekazu są odpowiednio formatowane, tak bym powiedział ze względu na bieżący interes polityczny. Natomiast to jest też moja opinia, miałem go honor poznać, że Grzegorz jest po prostu dobrym człowiekiem i bardzo wrażliwym człowiekiem, wrażliwym na cierpienie innych ludzi, wrażliwym na fałsz. I dlatego myślę robi to, co robi. Czy to będzie miało dobry skutek, czy, czy w ogóle będzie miało skutek nie wiadomo. Ale jak sam Grzegorz mówi, to po pierwsze Pan Bóg kule nosi, a czasem i z kija wypuści, więc nigdy nie wiadomo, kiedy nasze świadectwo zadziała.
Tak że ja państwu bardzo z serca dziękuję. Mówię zawsze jako Polak dziękuję, bo polskość to jest, mówiąc tak zupełnie egoistycznie, dobrze uświadomiony interes własny. Jestem Polakiem i w moim interesie jest to, żeby Polska była silnym, dobrym krajem, którego opiekę będę mógł czuć i moje dzieci będą mogły czuć, bo przecież taki jest sens uprawiania polityki, taki jest sens posiadania państwa i instytucji tego państwa.

– Ja chciałbym powiedzieć jeszcze jedną rzecz, w naszej rozmowie do tej pory nie padło słowo, prawda. Myślę, że to trzeba podkreślić

– Zwłaszcza w kontekście polityki, gdzie tak rzadko się o tym mówi.

– Że on ma sam bardzo głębokie poczucie prawdy. On mówi zawsze prawdę, to my to wiemy, to my to wiemy z życia rodzinnego. Tyle lat przecież i on jest ogromnie uwrażliwiony na to, kiedy ktoś kłamie. Odrzuca fałsz. On opowiada się zawsze za tym, co jest naprawdę, co jest prawdą. Kryterium prawdy. Sprawdzalność.

– Bardzo dziękuję.