W trakcie pisania tego felietonu jeszcze nie było wiadomo która partia wygra wybory do parlamentu kanadyjskiego, a tym samym przywódca której partii zostanie nowym premierem Kanady. Jak wiadomo walka toczy się między konserwatystami z liderem partii Pierre’em Poilieverem, a liberałami z liderem Mark Carney. Podczas druku tego numeru wybory zostały zakończone (poniedziałek 28 kwietnia) i zapewne już wiadomo jakie były rezultaty głosowania i kto został premierem Kanady. Mam nadzieję że….
Nie chcę ciągle pisać o tym samym, ale skoro pisanie felietonów – jeśli nie jest suchym sprawozdaniem z wydarzenia, albo profesjonalnym raportem – musi wychodzić z nas – autorów, to nie mogę powstrzymać się od pisania o tym co mnie dziwi, co mnie niepokoi, co przeraża. Nie chcę pisać beznamiętnie. Moje emocje muszą być przelane na papier. Podobnie jak malarz wyraża swoje widzenie świata, a często i swoje emocje, tak i autor stara się namalować obraz za pomocą słów. Piękna proza, zgrabny felieton, poezja wydobywająca najgłębiej skrywane uczucia? Słowa to jak pędzel malarza, złożone w całość budują wizję, nie tylko odzwierciedlenie rzeczywistości. I tak jak we wszystkich dziedzinach, wizja budowana jest dla odbiorców, którzy rozumieją podobnie. Ci odbiorcy to obecnie taka wirtualna bańka, którą się otaczamy. Bardzo się zżymamy, kiedy inni z innej bańki nam przeszkadzają. Z kolei, my z naszej bańki denerwujemy tamtych jeszcze bardziej. Nie, ta różnorodność nie jest typowo polska. Popatrzcie jak inni są zróżnicowani: Amerykanie (republikanie naparzają się od pokoleń z demokratami); Niemcy (geograficznie na wschód od Łaby, przeciwko południowym i zachodnim landom); Anglicy, Francuzi, Ukraińcy – można tak wyliczać bez końca. Wskaźnikiem totalitarnego reżimu jest to kiedy takiego zróżnicowania nie ma. Wtedy zróżnicowanie jest bezwzględnie karane. Nie ma miejsca na swobodną wymianę poglądów, wolność słowa jest cenzurowana i karana, wszyscy muszą poruszać się pod dyktando tych co wiedzą lepiej. Znacie to? Znamy. I niestety znów poznajemy coraz lepiej. Zrobiło się takie ‘déjà vu’ – już tam byliśmy. I znów, niestety jesteśmy.
Wracając do kandydata Marka Carney (mam nadzieję, że nie nowego premiera Kanady). Ten facet napsuł mi dużo krwi! Podobnie zresztą jak i poprzedni z tej samej linii politycznej liberałów, co w obecnych czasach tłumaczy się jako lewaccy neomarksiści. Tamten (Justin Trudeau) był premierem z sentymentu Kanadyjczyków do czasów świetności Kanady pod przywództwem jego ojca Pierre’a Trudeau (był premierem Kanady w latach 1968-1974) i wizerunku – przystojny facet. Ten obecny lider partii liberalnej, Mark Carney, jest jego zaprzeczeniem. Jego wizerunek to zaprzeczenie poprzedniego zastępczego nauczyciela dramatu (drama supply teacher). Urodził się ‘ze srebrną łyżką w ustach (born with a silver spoon in his mouth) czyli w bardzo wpływowej i zamożnej rodzinie i nic mu to nie pomogło, żeby zdobyć bardziej prestiżowe wykształcenie i zawód. No to został politykiem. O smętku Kanady pod jego rządami napisałam wielu. Wszyscy to odczuwamy, bo podczas jego rządów (2015-2025) Kanada zjechała we wszystkich prestiżowych rankingach świata, a my wszyscy odczuwamy to po naszych pół pustych kieszeniach w stosunku do kieszeni Amerykanów.
Mark Carney (zastąpił Justina Trudeau jako przywódca Partii Liberalnej) jest inny. Jest on wysokiej klasy intelektualistą, znawcą przedmiotu światowej ekonomii, szczególnie systemu światowego systemu monetarnego. I jeden i drugi są członkami najściślejszych prywatnych elit. Jako (nominowany przez kogo?) gubernator Banku Kanady, a potem Banku Anglii, jest niekwestionowanym specem od globalnych finansów. Jeśli Mark Carney został premierem Kanady, to trzymajcie się lin. Żeglowanie będzie ostre zanim się nawet zorientujecie, że jest huragan, bo ten facet wie jak rozgrywać, żeby wyszło tak jak on chce. Nie zapominajmy nigdy przenigdy o tym, że jest on reprezentantem elity z Davos i Światowego Forum Ekonomicznego, które napisało nam scenariusz net zero węglowej emisji. I w tym koncepcie net zero emisji węglowej może nie ma nic złego. Tylko… Musi ona dotyczyć całego świata, a nie niewielkiego procentu i powierzchni lądowej i ludności. A większość tego świata (Azja, Chiny, Afryka, Ameryka Południowa) ma w nosie taki koncept, bo dalej walczy o dostęp do świeżej wody, a spłukiwana toaleta jest symbolem luksusu. A poza tym… mówią, że klimat się zaczął oziębiać. Tak sam z siebie, bo ma w nosie Klausa Schwaba i ustalenia jego Światowego Forum Ekonomicznego? Pamiętacie dziurę ozonową, przez którą – grożono nam – że wszyscy wyparujemy? Była dziura i jej nie ma. Ile ważą nasze poczynania w skali świata i jego historii? Czy możemy walczyć z halnym, czy możemy walczyć z wiatrem z gór Skalistych chinook?
Mark Carney w roku 2022 (już po cowidzie) napisał książkę: ‘Wartości. Budowa lepszego świata dla wszystkich’ po angielsku ‘Value(s): Building a Better World for All’.
Nie ma tłumaczenia polskiego. Czekałam od jakiegoś czasu na tę książkę w bibliotece torontońskiej. Nie chciałam wydawać pieniędzy (około $20) na coś co chcę przeczytać, żeby wiedzieć, ale nie chcę posiadać na półce. Moja pozycja na liście była jakaś kilkaset tam, i choć było kilkanaście egzemplarzy tej książki, to i tak szans na dostanie jej przed wyborami w Kanadzie nie miałam. Trudno. W moim życiu nie wszystko idzie tak jak chcę. Podobnie było z egzemplarzami elektronicznymi, aż nagle.
Dostałam wiadomość, że ktoś przesunął swój termin elektronicznej książki o siedem dni, a ja ją dostałam na te siedem dni. Ale uczta! Całe siedem dni – z reguły książki, także te elektroniczne są wypożyczane na 21 dni. Niestety, tak jak szybko i ochoczo zabrałam się za czytanie tej książki, tak szybko przeszła mi ochota i zapał na spędzanie z nią czasu. Już tak niedawno miałam podobne doświadczenia z książką o Angeli Merkel ‘Wolność.
Wspomnienia’. Tego się nie dało czytać! Autorka Beate Baumann stwarza taką świetlaną postać pani Merkel, że jest to trudne do strawienia. Na pewno dla mnie.
Z książką Marka Carney było podobnie, ale z innych względów. Ta książka to dla mnie upiorne ‘déjà vu’. Przypomniała mi mowę trawę akademików komunistycznych, gdzie gadało się w stylu dialektyki marksistowskiej, żeby niczego nie powiedzieć, a przede wszystkim nikomu się nie narazić. Nie chcę być gołosłowna: cytat ‘Values of resilience, sustainability, and inclusiveness. Canadian values with global reach’. (rozdział The role of markets). W luźnym tłumaczeniu to: Wartości: odporność, zrównoważony rozwój i inkluzywność. Kanadyjskie wartości o zasięgu globalnym.
Heh? Nie rozumiałam za nic tej marksistowskiej dialektyki wtedy, i nie rozumiem tej neomarksistowskiej ideologii DEI (diversity, equity, and inclusion/różnorodność, równość, włączenie). I nie tylko dlatego, że akurat ja (i my) jesteśmy z tych zasad DEI po prostu wykluczeni. Ta książka nie jest o niczym, jest o tym jak sprytnie ograć innych, żeby nawet się nie zorientowali. Takie powolne gotowanie żaby.
Alicja Farmus,
Toronto, 27 kwietnia, 2025