Powiedzcie szybko tytuł tego felietonu: deżdż, deżdż, deżdż. I zanim zachwycicie się pięknym polskim słowem, powinniście usłyszeć: deszcz, deszcz, deszcz.
W zeszłym tygodniu napisałam, że nie ma mianownika (odpowiada na pytanie kto/co) od czasownika dżdży. Wiemy, że jak dżdży to tak lekko pada deszcz.
Pamiętamy także wiersz Leopolda Staffa ‘Deszcze jesienny’ gdzie
‘Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…
Jęk szklany… płacz szklany… a szyby w mgle mokną’
Całe życie aż do wczoraj byłam przekonana, bo tak mnie nauczyła moja polonistka, że czasownik dżdży nie ma mianownika. Co prawda moja siostra próbowała mnie przekonać, że ma, i jest to właśnie deszcz, bo z kolei nie ma bezpośredniego czasownika od deszczu, bo na przykład nie powiemy deszczuje, tylko pada, albo leje.
Albo – dżdży. I co? Rozwiązało się dzięki Sztucznej Inteligencji (Artificial Intelligence). Po prostu zapytałam, czy jest mianownik od czasownika dżdży? I otrzymałam następującą odpowiedź:

‘Mianownikiem od „dżdżu” jest archaiczna forma deżdż, podczas gdy współczesnym mianownikiem jest deszcz. Forma „dżdżu” jest dopełniaczem liczby pojedynczej, która pochodzi od dawnej formy „deżdż”. ‘
Acha! Czyli ta sztuczna inteligencja, która nie jest niczym innym jak tylko zindeksowanym zbiorem niezliczonych internetowych wpisów związanych z ‘dżdży’ wynalazła, to czego ani ja, ani moja polonistka nie wiedziała. Wiedziała częściowo moja siostra, bo tak jak ja byłam zdziwiona czasownikiem dżdży, które nie ma mianownika, tak ona była bardzo dociekliwa, dlaczego też deszcz nie ma czasownika, tylko coś dookoła, takie jak pada, albo leje. I pada i leje są bardzo nieprecyzyjne, bo wiele innych rzeczy może lać i padać. Na przykład ja padam jak jestem zmęczona. I lano mnie w szkole linijką przez łapę.

Odkrycie ważne, a zarazem radosne. Pomyśleć tylko, że tylko my Polacy jesteśmy nie tylko napisać dżdży, ale i to wypowiedzieć. Poprawnie. Mój znajomy próbuje, ale mu wychodzi kiepsko. Google translate (też sztuczna inteligencja) zupełnie nie rozumie co on mówi, zresztą ja też nie, bo to jego dżdży wcale nie jest podobne do naszego pięknego dżdżu.
Zresztą ten google translator waha się i waha nawet przy moim pięknym polskim dżdży. Dopiero po chwili wyświetla mi ‘it’s drizzling’.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

No cóż mój znajomy ma także problemy z polskimi wyrazami blisko brzmiącymi, i nie słyszy różnicy między ‘sen’ a ‘syn’. A jak nie słyszy różnicy to nie może tego poprawnie powiedzieć. I mówi, że jego syn było głęboki, zamiast sen był głęboki. I sen ma 34 lata, zamiast syn ma 34 lata. Znacie to, bo ciągle macie problemy z angielskim i myli wam się kitchen z chicken, samochód z karą, a o wymowie to już nie wspomnę.
Ale, ale zostawmy kłopoty językowe na boku, bo wszyscy należymy do tej uprzywilejowanej grupy liczącej około 60 milionów (40 w Polsce, i 20 mieszkających poz Polską), dla której krople dżdżu, ani Szczebrzeszyn nie sprawia żadnego kłopotu, ani w wymowie, ani w piśmie. Jaka to wspaniała przynależność! To dzięki niej byliśmy w stanie przez wieki przetrwać przyswajając różne formy. I to jest powód do dumy i radości. To powód do poczucia jedności. Tożsamość językowa jest ogromnym atutem w procesie budowania narodu. Pilnujmy więc tego naszego pięknego dziedzictwa i zachwycajmy się kroplami dżdżu, szczególnie w okresie pluchy jesiennej.

I jak to się ma do geopolityki świata? Ano ma, bo pozwala nam na odczytanie przekazów opisujących to co się dzieje na świecie w nasz unikalny sposób.
I tak, Google i inne fora i platformy zmieniły mój algorytm filtrowania informacji dla mnie. Nie ma już nic o Gazie, nie ma nic o wojnie w Ukrainie. A przecież do niedawna byłam informowana co rano, co tam strasznego się dzieje. Ktoś zmienił algorytm informowania mnie. Chodzi o to abym im ufała, i wierzyła, że konflikt i głód w Strefie Gazy jest zażegnany. Ale ja mam wzory językowe i doświadczenia z PRL-u, że nie tylko czyta się między wierszami, ale i nie wierzy w to w co mi wierzyć każą. Bo mają w tym interes. I to jest to, czego mnie nauczono. Nie dać się omamić, nie dać się zastraszyć i nie dać się zmanipulować.  Polszczyzna nam w tym pomaga. Poznając i przyswajając skomplikowane zasady gramatyczne jesteśmy zdolni do rozszyfrowywania społecznych i politycznych zasadzek. Nie wierzymy i nie ufamy publikatorom, nie dlatego, że jesteśmy prymitywnymi niedowiarkami, którzy nikomu i niczemu nie ufają, ale dlatego, że mamy narzędzie w postaci języka, który dostrzega zależności poza oczywistymi wzorami, chociażby takimi jak skojarzenie mojej siostry, że mianownikiem czasownika dżdży jest deszcz – szczególnie, że ten deszcze nie deszczuje tylko pada, rosi, albo leje. Dotyczy to i odczytywania prób manipulacji z epidemią COVID-y trzy lata temu, jak i manipulacją obecnego rządu Kanady, że wszystko jest różowe. Mamy wierzyć, że jest dobrze, a będzie tylko lepiej? Bo co? Premier tak mówi? Ten premier Mark Carney jest groźny, bo mądry, w przeciwieństwie do poprzedniego. Kanadyjczycy pozwalali głupocie rządzić nami przez 15 lat. No to mamy tego efekty. A dobrze to w Kanadzie już było.

A w Polsce? W Polsce, a i w Europie przestały latać niezidentyfikowane drony. Nie przestały, tylko przestano o nich pisać. Wojna taką jaka jest w naszych genach jest passe. Obecna wojna trwa na wielu frontach – niekoniecznie konwencjonalnych. Jednym z nich, i to ważnym jest ogłupianie ludzi takim platformami jak Facebook, Instagram, X i podobne. To wasza sprawa, jeśli wam to nie przeszkadza aby być inwigilowanym i manipulowanym poprzez ciągłe obniżanie poziomu  uczestników i wypowiedzi.  A skąd wiem, że drony wcale nie przestały latach? Bo Polska wdraża szczegółowy plan ewakuacji ludności. Chyba nie przed powodziami? Bo do tej pory nie tylko nie było planu ewakuacji powodziowej, ale i narzędzi ostrzegania przed powodzią. A teraz są wdrażane plany ewakuacji. W pierwszej kolejności kobiety, dzieci, starcy i ułomni. Tego kto ich będzie ochraniać  już nie wiemy. Także każdy ewakuowany będzie mieć zapewnioną żywność i wszystko potrzebne do przetrwania. Kto to zapewni i w jaki sposób? Tego już nie wiemy, ale…To zapewne są wiadomości poufne, nawet jeśli nie zaplanowane do realizacji. Pamiętacie? W PRL-u każdy komunista gwarantował mieszkanie (nawet w bloku) dla każdego przed końcem swojej kadencji. A potem kadencja mu się kończyła, i nowy też to zapowiadał. Ale czyż to nie jest domena polityków? Obiecać, być wybranym a potem zapomnieć o obiecankach. Akurat ta prawidłowość zdaje się być globalna. Popatrzcie tylko dookoła.

Na zrozumienie takich skomplikowanych zależności pozwala nie tylko nasz język, ale przede wszystkim nasze historyczno-kulturowe doświadczenie. Wiele spraw rozumiemy choć nie są wprost. I używamy dżdży nawet jeśli nie wiemy, że to od archaicznego deżdżu pochodzi.

Alicja Farmus, 
22 października, 2025