W przeciwieństwie do rynku kurcząt, sytuacja na nadwiślańskim rynku hodowli bydła ras mięsnych, w tym zwłaszcza w segmencie półtuszy wołowych, zdaje się stabilizować. Co za szczęście.

Powtórzmy sobie dla zapamiętania: w segmencie tusz, czy tam półtusz, już jest dobrze. Niestety, kurczaki i indyki zżera ptasia grypa, świnie dzikie i hodowlane zżera a-es-ef, czy jak to się tam pisze, a całą resztę zamierza pożreć Komisja Europejska. Hurtem. Tak mówią. Normalnie strach napić się krowiego mleka, dodają. Krowiego, albowiem z tego całego zamieszania nawet krowy dostają gąbczastego zwyrodnienia mózgów.

HONOR JUDASZA

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Z drugiej strony, nie panikowałbym. W końcu ile takiego mózgu może mieć taka Mućka? Czy tam inna Kalina? Co innego profesor Hartman. U wykwitu intelektualnego polskich akademików, miejmy nadzieję wykwitu jednorazowego, boć ten ich eksperyment zawiódł w całości, więc u Hartmana Jana mózgu dostatek. Przesyt wręcz, jak się wydaje. W każdym razie pan nasz profesor, czy tam profesor, nasz pan, postanowił dzielić się z bliźnimi. Na co ludzie przyzwoici, bogaci w wiedzę i doświadczenie, zaraz szepczą cichutku: uciekajcie, uciekajcie… – bo kto z ucieczką nie zdąży, na tego bęc, profesor Hartman rzuci spuchniętym mózgiem swoim, a kłopoty z niewydolną opieką zdrowotną w kraju nad Wisłą tylko się pogłębią.

Wspominam wołowe półtusze, kurczęta oraz inne bydło, by w pierwszej kolejności wyrazić przekonanie, że profesor Hartman powinien jednak zdobyć się na odwagę i wyjąć z tylnej kieszeni spodni, czy tam gdzie to schował, resztki honoru. A to w tym celu, by bilansu dokonawszy, zamilknąć. Honorowo. Wszak honor to nawet Judasz miał. Koniec i kropka. Tu zacytuję Antoniego Słonimskiego, który w jednym z wydań “Wiadomości Literackich” z 1927 roku, w swojej “Kronice tygodniowej”, wspomniał o Hartmanie na dziesiątki lat przed jego narodzinami, cytuję: “Jest jeszcze paru gości w Warszawie, których należałoby spławić. Nie radziłbym tego próbować z Nowaczyńskim, nie utonie. Można by natomiast potrzymać parę godzin pod wodą niejakiego Hartmana Jana. Ciekawe, czy za sto lat wypłynąłby na posadę profesora ”. Dobre pytanie. Mówią, że g… zawsze wypływa.

PRZED NAMI

Natomiast w drugiej kolejności oraz w ramach mocnego kontrapunktu, rzucam tu pryncypialnie: czy gwarantowanie wolności słowa, precyzyjniej wolności wyrażania opinii, ma jakikolwiek sens przy jednoczesnym gwarantowaniu prawa do ochrony uczuć? Weźmy uczuć religijnych, ale przecież nie tylko religijnych? Już na pierwszy rzut oka dostrzegamy w powyższym nieusuwalną sprzeczność, jedno i drugie nie może bowiem współistnieć bezkonfliktowo. A skoro nie może, jedno i drugie należy uznać za rozwiązanie jałowe. Zatem, zapytajmy, w jakim celu tworzone są tego rodzaju kodyfikacje? Niespójne, niezrozumiałe, z gruntu niemożliwe do respektowania zgodnie z logiką i zdrowym rozsądkiem? Zapytajmy i zostawmy te pytania bez odpowiedzi.

Tymczasem USA czynią co mogą, by obronić świat przed antysemityzmem. A to przeniosą ambasadę do Jerozolimy, a to uznają izraelską aneksję Wzgórz Golan, a to znowu uchwalą ustawę 672, czy tam ileś tam, zobowiązującą rząd amerykański do przyjęcia definicji antysemityzmu autorstwa International Holocaust Remembrance Alliance (IHRA), to jest Międzynarodowego Sojuszu na rzecz Pamięci o Holokauście. Wspomniana definicja, przypomnijmy, określa antysemityzm jako takie postrzeganie Żydów, które przybiera formę nienawiści do Żydów i ich własności, w tym nienawiści do instytucji społeczności żydowskiej, do obiektów kultu religijnego oraz – a jakże – nienawiści do państwa Izrael.

Niewykluczone również, że w imię słusznej walki z antysemityzmem, wkrótce Amerykanie zaczną na masową skalę zabijać Persów. Czy tam Irańczyków. Czy nawet jednych i drugich. Jednego już zabili. W ramach utrzymania pokoju oczywiście. Wszystko przed nami, da się rzec. I znowu: niestety. Zresztą, gdy czytacie państwo te słowa, może nawet Amerykanie już Persów zabijają?

ZAŁATWIĆ ODMOWNIE

Dlatego stety czy nie, wiadomo: “antysemickie stereotypy oraz symbole muszą zostać wykorzenione z kulturowej i religijnej pamięci świata”. Wszystkie one “powinny zostać zidentyfikowane jako antysemickie i nie wolno pozwolić na to, żeby generowały antysemityzm”. Zaś te, których “z pamięci świata” usunąć się nie da, “powinny zostać opatrzone komentarzami ostrzegającymi przed ich antysemicką naturą”.

Jak to brzmi w kontekście zamiarów specjalnego przedstawiciela USA do spraw walki z antysemityzmem, pana Elana Carra, wizytującego ongiś Polskę? Otóż brzmi tak sobie, przyznajmy, niezależnie nawet od działań wspomnianego pana, o których to działaniach na dobrą sprawę niewiele jeszcze wiemy. “USA nie mają zamiaru nikomu niczego dyktować w sprawie mienia ofiar Holokaustu przejętego po II wojnie światowej” – zapewnił poki co Polaków pan Carr. Oczywiście, oczywiście. Nie jest naszą intencją dyktowanie czegokolwiek komukolwiek, dlatego wysyłamy B-52 w okolice Iranu. Czy tam B-2 i lotniskowców parę. A kto powie, że kierują nami niecne intencje, tego antysemityzmem załatwimy tak, że zaraz załatwiony zostanie. Odmownie.

Czy skonfrontowany z powyższymi faktami człowiek przyzwoity może nie zostać antysemitą, czy wręcz przeciwnie, powinien raczej czym prędzej zgłosić do antysemityzmu akces? Na tak sformułowane pytania każdy z nas musi dziś odpowiadać wyłącznie samemu sobie, a do tego wyłącznie we własnym sumieniu. Innymi słowami: odpowiadać winien cicho, cichutko, jak najciszej wręcz – jeśli nie przepada za atmosferą aresztów, sądowych korytarzy i sal – i tak dalej, i tak dalej – boć postępowa nowoczesność, czy tam nowoczesna postępowość, domagają się ofiar już nieustannie. A w obszarze antysemityzmu tak mocno, że idzie oszaleć.

PRAWDA ANTYSEMICKA

Nie ukrywajmy: idzie też o to, by wytresować ludzkość do postawy identycznej z postawą Sylwii Borowskiej, autorki książki “Mój mąż Żyd. Historie Polek w Izraelu”. Cała rozmowa pani Sylwii ze Złonetem to mniej więcej tysiąc dwieście słów, wliczając w to pytania dziennikarki. Zacytowany niżej wyżej fragment zbudowano ze słów dwudziestu pięciu. Tyle wystarczy, proszę zauważyć ile: dwa procent z całości – by zakłamać rzeczywistość, odbierając i autorce, i książce, coś, co nazywamy wiarygodność poznawczą. Otóż Sylwia Borowska rzecze: “Konflikt z Palestyną trwa od 1948 roku – dwa narody uzurpują sobie prawo do tego samego kawałka ziemi i nie potrafią się w tej sprawie porozumieć”.

Bijcie, dzwony, powiadam, bo okradają nas z rozumności. Nic a nic nie przesadzam. Jeszcze raz: “Konflikt z Palestyną trwa od 1948 roku – dwa narody uzurpują sobie prawo do tego samego kawałka ziemi i nie potrafią się w tej sprawie porozumieć”. Znaczy, do 1948 roku oba wzmiankowane narody żyły w symbiozie? Czy jak? Albo inaczej: cóż takiego wydarzyło się w roku 1948, bo to przecież nie byle jaki dramat musiał być, że do tego samego kawałka ziemi zaczęły sobie “uzurpować prawo” dwa narody?

Podsumowując temat na odrobinę innym poziomie: tak samo jak prawda o przebiegu II wojny światowej nie może być antyniemieckością, tak samo antytureckością nie mogłaby być prawda o rzezi Ormian. Idąc dalej, zapytajmy, czy antysemitymem może być przypomnienie prawdy o zamachu na hotel King David w Jerozolimie? Masakry w Dear Jasin także? Innymi słowami, czy przypominanie zamachów i mordów, generalnie bandyctwa Żydów, tworzących fundamenty własnej państwowości na krwi, byłoby czymś złym? Bo jeśli tak, wówczas prawda o XX-wiecznym odrodzeniu narodu żydowskiego w państwo Izrael z samej definicji staje się antysemicka. Taka, prawda ciekawostka. No nie chce wyjść inaczej. W każdym razie nie bez intelektualnego zaprzaństwa.



NIEDOBRA ZAMIANA

Warto pamiętać, świat cały do prawdy tej przekonując, Żydów nie wyłączając, że tak zwanym politykom słowa potrzebne są po to, by mogli ukrywać myśli, nie wyjawiać intencji oraz zakłamywać fakty. Tak zwanym, mówię, ponieważ polityka to rozumna troska o dobro wspólne, a nie łgarstwa w postaci pustych obietnic oraz powszechnego złodziejstwa ze strony na wpół mafijnego państwa. Teraz dla odmiany o Polsce mówię. Zresztą to ostatnie szacowanie (“wpół”) wydaje się nad wyraz optymistyczne.

Zweryfikujmy, jak deklaracje rządzących wyglądają w praktyce. Imigracja: “Nie będzie muzułmańskich imigrantów!”. I co? I są, ponieważ Dobra Zamiana uznała prymat ekonomii nad aksjologią. Co wydaje się najtrafniej ocenił Wojciech Szewko, zauważając: “Wygrać wybory w Polsce dzięki sprzeciwowi wobec przyjmowania imigrantów i trzy lata później zapowiedzieć program przyjmowania imigrantów. House of Cards to przy tym komiks dla czterolatków”.

Dobre podsumowanie.

Dalej. Nowela ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej: “Ani kroku w tył!”. I co, poza sferą buńczucznych deklaracji? I zrobili w tył więcej niż trzy kroki, do tego w tajemnicy przed opinią publiczną negocjując treść polskiego prawa z przedstawicielami państwa obcego. O uroszczeniach związanych z tak zwanym “mieniem bezspadkowym” (kuriozum prawne!) nawet nie wspomnę. To samo, jeśli chodzi o system wymiaru sprawiedliwości: “Pani Gersdorf nie jest już pierwszym prezesem Sądu Najwyższego!” – i co? I była!

I tak dalej, i tak dalej. Generalizując w moim własnym imieniu: można mnie oszukać, wszelako oszukiwać się nie dam. W każdym razie nie ponad miarę.

WOŻENIE PIASKU

Dalej. W roku 2018 zaimportowaliśmy ponad dziesięć milionów ton węgla kamiennego – drogą lądową. Drugie tyle przyjechało morzem. Nigdy w historii Polska nie importowała takich ilości węgla. Polskie porty zanotowały (dane rok do roku z kwietnia 2019) blisko dwudziestoprocentowy wzrost przeładunku. Niby dobrze, ale trzeba poznać także tło i warto wiedzieć, że w tym samym czasie np. w Gdańsku, gdzie przeładunek wzrósł o 25%, prawie o połowę wzrósł także tonaż przeładowywanego węgla oraz koksu.

Co więcej, liczby wskazujące na spadek wydobycia w kraju, w samej rzeczy robią wrażenie. 2016 – o ponad 70 mln ton. Rok później – o pięć milionów ton mniej. Ktoś pamięta, że polskie kopalnie wydobywały ponad 100 mln ton węgla rocznie, zatrudniając nawet 400 tysięcy ludzi? Do dziś zatrudnienie w tym sektorze gospodarki spadło pięciokrotnie. Cały czas mowa o węglu kamiennym Przy czym konia z rzędem temu, kto trendy widoczne w liczbach wyjaśniłby w sposób pozwalający uznać wyliczenia za rzetelne. Więc.

Więc węgiel z Rosji czy Kolumbii, zboże z Ukrainy (stamtąd podobno nawet jabłka), wieprzowina z Barbadosu, ziemniaki z Izraela. Ja ktoś powyższe skomentował: “Jesteśmy jak Eskimosi importujący śnieg”. Zgoda. Albo jak Tuaregowie zwożący piasek na Saharę. I co? Nic, tylko kwiczeć.

***

A poza tym, o czym przypominam na koniec (przypominam bo muszę, zaraz czkawki ze śmiechu dostanę), że w przeciwieństwie do rynku kurcząt, sytuacja na nadwiślańskim rynku hodowli bydła ras mięsnych, w tym zwłaszcza w segmencie półtuszy wołowych, zdaje się stabilizować. No i super. Gdzieś, jakieś, ale osiągnięcia dostrzeżone być muszą.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl