Za kresy.pl

Atak prorosyjskich bojowników na ukraińskie siły zbrojne, do jakiego doszło we wtorek na wschodzie Ukrainy, nie zmieni obranego kursu na zakończenie wojny – zapewnił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.

“Sytuacja jest w pełni kontrolowana przez naszą armię, szefa sztabu generalnego. Jesteśmy pewni, że ta prowokacja nie zmieni kursu, ponieważ tylko z silną armią można zasiadać do stołu negocjacyjnego. Idziemy pewnie, zbliżamy się do zakończenia wojny i do pokoju” – powiedział Zełenski na konferencji prasowej.

W rejonie miejscowości Zołote doszło do intensywnych starć sił ukraińskich ze wspieranymi przez Rosję separatystami. Wykorzystywano m.in. moździerze i granatniki. Są zabici i ranni. Obie strony wzajemnie oskarżają się o eskalację, przy czym w tym rejonie do starć dochodzi już od pewnego czasu.

Ostrzał miał być wsparcie dla ofensywy separatystów, próbujących przerwać linię kontaktową. Ukraińskie dowództwo przyznało, że ostrzał spowodował straty w szeregach sił rządowych. Zaznaczono przy tym, że w odpowiedzi na te działania nastąpiła „adekwatna odpowiedź” ze strony ukraińskiej, która również miała spowodować straty w szeregach przeciwnika.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Walki rano toczyły się m.in. w rejonie miejscowości Nowotoszkiwskie, Orichowe i Krymskie, czyli na zachód i północny zachód od Doniecka.

Media ukraińskie podawały, że wtorkowe działania były najintensywniejszym działaniem separatystów od długiego czasu, a zdaniem niektórych wojskowych od prawie 5 lat.

Później poinformowano, że oddziały ukraińskie zostały zmuszone do wycofania się spod Zołotego. Chodziło o pluton wchodzący w skład 72. Brygady. Informowano, że kilku żołnierzy zostało rannych, zaznaczając, że Ukraińcy odpowiadają ogniem.

Przed południem, około godziny 11:00 podano, że natarcie separatystów na zachód od Doniecka zakończyło się. Ukraińskie dowództwo podało, że pozycje zostały obronione i nie stracono pola, choć poniesiono przy tym straty. Oficjalnie informowano o jednym zabitym żołnierzu (najpewniej to 22-letni żołnierz 72. brygady, który obsługiwał granatnik) i czterech rannych, a także o jednym zabitym i 5 ciężko rannych po stronie separatystów. Później jednak sztab generalny Sił Zbrojnych Ukrainy podał, że po stronie separatystów poległo czterech ludzi, przy czym separatyści nie potwierdzają tych informacji.

Armia ukraińska podkreślała, że na agresję odpowiadano ogniem, zachowując kontrolę nad sytuacją na froncie. Podano też, że przeciwnik poprosił o zawieszenie broni.

 

Separatyści zaprzeczają twierdzeniom Ukraińców, jakoby to oni odpowiadali za eskalację i chcieli przerwać linię frontu (tzw. linię kontaktową). Przedstawiciele oddziałów samozwańczej, nieuznawanej Ługańskiej Republiki Ludowej twierdzą też, że to Ukraińcy byli stroną atakującą. Oficjalnie podają też całkiem inną wersję wydarzeń. Jak twierdzą, starcia zaczęły się po tym, gdy około godz. 6:00 rano wykryto 10-osobową ukraińską „grupę sabotażową”, zbliżającą się do pozycji separatystów w rejonie miejscowości Gołubowskoje (Hołubiwskie). Grupa pozostawała pod obserwacją, a w pewnym momencie weszła na pole minowe. W wyniku detonacji rzekomo zginęło dwóch żołnierzy ukraińskich, a trzech zostało rannych. Następnie Ukraińcy mieli otworzyć w tym rejonie ogień, żeby osłonić ewakuację swoich ludzi. Separatyści zarzucali im przy tym, że pociski spadały na zabudowania cywilne, raniąc przy tym jedną osobę. Podawano też o ostrzale w rejonie miasta Kirowsk z ukraińskiej artylerii kal. 152 mm oraz ostrzale z czołgów, który miał osłaniać „grupy szturmowe” sił ukraińskich.

Separatyści informowali też o ostrzelaniu przez Ukraińców z moździerzy zachodnich przedmieść Gorłówki, przez co uszkodzonych miało zostać pięć domostw.

Ukraiński, rosyjskojęzyczny portal Strana.ua napisał, że ostatnia eskalacja była trzecim przypadkiem naruszenia reżimu zawieszenia broni w ciągu ostatnich tygodni, od końca stycznia, przy czym dotychczas ukraińskie wojsko w zasadzie nie podawało żadnych bliższych, oficjalnych informacji na ten temat. Do starć dochodziło m.in. w rejonie Zołotego, ale obie strony konfliktu nie chciały komentować sytuacji. Część mediów, m.in. Strana przypuszcza, że takie zachowanie wynikało z obawy przed tym, że tego rodzaju informacje zakłócą proces rozdziału sił obu walczących stron, co utrudniło było prowadzone działania na rzecz rozwiązania konfliktu.