Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Kiedy już w końcu zasnąłem, śniło mi się, że skaczę tak jak Masajowie. Skaczę tak wysoko, że dosięgam chmur. Stamtąd widzę mnóstwo kóz, które przeraźliwie na mnie beczą.

Nagle Joshua krzyczy: Les, wstawaj szybko, bierz kamerę i chodź. Na zewnątrz zobaczyłem Masajów ciągnących małą białą kózkę na sznurku owiniętego wokół jej szyi.

– Joshua, pytam, o co chodzi? A on na to: Dzisiaj jest bardzo ważny dzień, dzisiaj jest święto, czyli dzień spełnienia. Joshua, potrzebuję wyjaśnień. O co chodzi? Przy jego angielskim, którego uczył się od niespełna roku nie zrozumiałem bardzo niewiele. Biegłem za nimi jak tylko mogłem (wszyscy mieli po dwa metry wzrostu), zauważyłem obok biegnące obok nas żółte, bezdomne psy. Zadyszany nie zadawałem już więcej pytań.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Przybyliśmy na miejsce w środku pięknego lasu, miejsce w jakiś sposób wyjątkowe i tajemnicze. To miejsce to nie  sawanna, typowa dla tej okolicy. To jest jak oaza na pustyni.

Z boku małej polany było wypalone ognisko z kłodami drewna do siedzenia wokół. To był dowód na to, że coś tu się przedtem działo, być może wiele razy.

Jeden z Masajów coś mówił w języku Maa, nie wiem co i do kogo mówił a ja patrzyłem na to spalenisko próbując odczytać tajemnice tego miejsca. Po chwili nastąpiła absolutna cisza. Nawet dzikie psy zamilkły.



        Jeden z Masajów wziął  kózkę na ręce a drugi zarzucił sznur na gałąź pobliskiego drzewa. Ten pierwszy upuścił biedne zwierzątko. Wisząca kózka długo się szarpała aż w końcu znieruchomiała.

Czy ja musiałem na to patrzeć? Łzy zakręciły mi się w oczach. Tłumaczyli mi, ze właśnie odbył się bardzo ważny rytuał zabijania kozy dla uczczenia mnie, jako wyjątkowego gościa i przyjaciela. Oni wiedzieli, że będę o nich pisał i popularyzował ich tradycje w Kanadzie.

Myślę jednak, że to była ofiara dla ich Boga. Dawanie Bogu ofiary było i jest ciągle praktykowane, nawet we współczesnej katolickiej religii.

Ale oni wiedzieli o moim przybyciu już wcześniej a Dorota Katende została natchniona przez ich Boga Engai, aby mnie sprowadzić tam, bo nadchodził czas spełnienia. Posłużył jej do tego Facebook. Wyszło na to, że mój wyjazd do Tanzanii był wcześniej ukartowany przez Boga Masajów. Nie ma co, cacy.

Teraz zaczynam myśleć o istocie ich religii. Masajowie lubią czytać Biblię, nazywają swoje dzieci imionami z Pisma Świętego, jak Jonasz czy Joshua.  Jednak ich Bóg jest inny niż nasz. Wiara Masajów też jest inna. Wszystkie szczegóły są planowane przez ich Boga na długo wcześniej jak się spełniają. Postępują też tak, aby wszystkie przepowiednie się spełniały.

Jeżeli przeanalizujemy ostatnie dni Jezusa, znajdziemy przykłady, że czyniono tak aby przepowiednie się sprawdziły. Weźmy pod uwagę na przykład, którą bramą Jezus wjeżdżał do Jerozolimy na obowiązkowy spis ludności i skąd wziął osiołka. Osiołek został odebrany siłą, bo nikt dobrowolnie nie odda tak przydatnego i cennego zwierzęcia. W tamtych czasach właściciel osiołka nie oddał zwierzęcia za żadną cenę. Został więc zabity lub pobity do nieprzytomności. Niestety, to idzie na konto Jezusa. Droga z Nazaretu do Jerozolimy prowadzi przez bramę północną (Damascus Gate). Musiał więc nadrobić sporo drogi, aby wjechać bramą wschodnią (Lions Gate lub Golden Gate), ponieważ tak było w przepowiedni.

Teraz wracamy do tematu. Bóg Masajów  Engai jest inny niż nasz Bóg. Ich Bóg jest jeden ale ma dwie natury. Engai Narok (Czarny Bóg) jest łaskawy, natomiast Engai Nanvokie (Czerwony Bóg) jest mściwy.

Nic nowego, w naszej katolickiej religii Bóg ma trzy wcielenia. Ofiara z kozy była dla ich Boga Engai Narok aby opiekował się mną, a do Engai Nanvokie aby znowu nie przyszło mu coś głupiego do głowy po tym jak upadłem na posadzkę w Vanilla House.

Leżącej na trawie kózce podcięto najpierw gardło aby spuścić krew. Potem ściągnięto z niej skórę i wypatroszono. Był to moment, kiedy psy skorzystały z chwili zamieszania i prawie wszystkie wnętrzności znikły w  gardzielach tych zgłodniałych zwierząt.

Nie jestem pewien czy Masajom udało się uratować takie specjały jak wątroba, serce, nerki czy płuca. Nadszedł czas uczty.

Dzieci chwytały obcięte kopytka i piekły na patyku nad wcześniej przygotowanym ogniskiem.

Jeden z Masajów nadział na patyk kawałek mięsa i podał go najpierw mnie a potem Dorocie i Joshui. Mięso było bardzo tłuste toteż musiało być popijane gorącą herbatą. Teraz zwróciłem uwagę, że nad ogniskiem już od dłuższego czasu gotowała się woda z jakimiś zielskami nazbieranymi wcześniej przez dzieci. Spróbowałem tej „herbaty”, była wstrętna.

Kawałek mięsa na patyku był bardzo tłusty, toteż rzuciłem go psom i poprosiłem o inny kawałek. Jednak okazało się, że i tego kawałka nie mogłem przełknąć. Mięso rosło mi w ustach i wychodziło na z powrotem na zewnątrz. Nie mogłem tego połknąć bo przed oczami miałem męczącą się kózkę.

Dostałem torsji i czułem, że zaraz będę wymiotować. Czułem się fatalnie. Pomyślałem o czarnej herbacie, pobiegłem do domu ale uświadomiłem sobie, że trzeba dużo czasu aby przygotować herbatę. Szukanie kogoś aby zagotował wodę? Nie, to za długo. Wtedy przypomniałem sobie, że w takich chwilach najlepszym lekarstwem jest wódka z pieprzem. Pieprzu nie widziałem, ale na szczęście w plecaku była butelka  brandy. Wypiłem  „z gwinta” dwa łyki, poczułem ogień w żołądku, okropnie się spociłem, ale po chwili poczułem ulgę.

Od tamtej pory nigdy już nie jadłem koziny i nigdy więcej nie zjem.Tego dnia zostałem w mojej chacie. Już na miejsce mordu, a teraz biesiady nie poszedłem. Bałem się. Tak, miałem uczucie strachu.

Dopiero kilka godzin później uczestnicy biesiady wracali do domu. Nikt nie pytał mnie o moje samopoczucie, ja też nic nie pytałem. Spędziliśmy resztę dnia w zupełnej ciszy lub też na rozmowach na temat planów na następny dzień. Dorota powiedziała mi, że jutro planuje wyjazd na cały dzień, ponieważ ma do załatwienia kilka spraw.

Poprosiłem ją czy po drodze nie kupiłaby dla mnie masajskiego noża, bo chciałem coś przywieźć do mojej kolekcji. Taki nóż o długości pół metra, noszony u pasa zawsze w czerwonej kaburze służył Masajom do wielu rzeczy, jak rąbanie drewna na ognisko lub obcinanie kęsów z mięsa pieczonego nad ogniskiem lub nawet obrona przeciw wszelkim napastnikom.

Masajowie noszą dwa noże, jeden do rąbania drewna a drugi do żywności, jednak ja widziałem zawsze tylko jeden nóż u boku tych ludzi.

Dorota pojechała załatwiać swoje sprawy a ja czekałem na masajski nóż. Wróciła dopiero późnym wieczorem, dała mi nóż i powiedziała, że mam zapłacić jej 20 USD za nóż i 5 USD za motor. Już kiedyś pisałem, że bezczelność ludzka nie ma granic.

Dorota dostała ode mnie wiele prezentów, w sumie na jakieś 300 USD i spodziewałem się, że nóż dostanę jako prezent.

Niestety, musiałem za niego zapłacić a w dodatku musiałem zapłacić za motor a przecież jechała w swoich sprawach a nóż kupiła przy okazji, po drodze. No cóż, są ludzie i ludziska.