Wojna jest straszna, ale nawet jeśli nie bombarduje się miast, nawet jeśli nie padają strzały i milczą wyrzutnie rakiet, to i tak straszniejsza od każdej innej wojny jest wojna domowa.

Z drugiej strony, wybory to nie igraszki, czy tam lepienie babek w piaskownicy, a kandydaci pierwszoligowi z powodów oczywistych odwołują się do najprostszych emocji tak zwanego elektoratu. Odwoływanie się do inteligencji ponadprzeciętnej skutkowałoby wyborczą porażką. Krzywa Gaussa (krzywa dzwonowa, rozkład normalny) wyjaśnia rzecz dostatecznie jasno. Ale od początku.

Święty Jan Paweł II powtarzał: “Nie jestem odpowiedzialny za to, co się w mnie dzieje, ale odpowiadam za to, co z tym zrobię”. Dopowiedzmy swoje: nie jesteśmy odpowiedzialni za to, co dzieje się w nas i dookoła nas, lecz odpowiadamy za to, co uczynimy z tym, co się dzieje, jednocześnie odpowiadając za to, czego z tym nie uczynimy. Czyli, słowami niejakiego Moliera: “Jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy, ale jesteśmy też odpowiedzialni za to, czego nie robimy”. Po mojemu, ale zupełnie krótko: zaniechanie bywa grzechem, milczenie także. O czym mówię głośno, przyznając: w pierwszej turze wyborów prezydenckich A.D. 2020 – zgrzeszę. Wyjaśnienie poniżej.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

DEGRENGOLADA

Przekonanie, że głupota nie uczy ludzi myśleć, to jedno. Drugie jest gorsze, bo to przez wyuczoną głupotę ludzie oduczają się rozumieć. Bądź nigdy nie uczą się, jak rozumować poprawnie. Efekt: teraźniejsza głupota przesłania głupcom ich koszmarną perspektywę. Tymczasem obserwujemy coraz szybszą degrengoladę porządku moralno-społecznego, definiowanego terminem “cywilizacja łacińska”. Niektórzy przestali ogarniać, co to w ogóle znaczy “cywilizacja”. Żeby nie wspominać o łacinie. Inni nazywają ów czas “międzyepoką”. Wstrząs przyjdzie, to pewne. Ludzie inteligentniejsi od sznurowadeł znakomicie dostrzegają, jak wszystkim nam ziemia usuwa się spod stóp. Gorzej, że – z perspektywy wspólnoty – wspomniany wstrząs przyjdzie zbyt późno.

Jak niebezpieczeństwo ujął niedawno węgierski przywódca Wiktor Orban: “Nie na to się przygotowywaliśmy przez ostatnich 20 lat. Nie chcemy takiego świata”. Słowa te padły przy okazji obchodów stulecia traktatu z Trianon (1920), czyli rozbioru Węgier między sąsiednie kraje, co pozbawiło dwóch na każdych trzech Węgrów swego państwa oraz przekształciło mocarstwo w symboliczny kadłubek. “Chcieli, byśmy umarli, ale jesteśmy i żyć będziemy!” – podsumowywał Orban. Ale to ostatnie to jedynie marginalia, wracajmy do naszych baranów.

BIEG W NIEZNANE

Nasze barany prawdziwego niebezpieczeństwa nie widzą (i nie zobaczą), ponieważ obraz świata kształtuje w nich monstrum “obowiązku edukacyjnego” na początku, czytaj “szkolnictwo powszechne”, a w życiu dorosłym – telewizor. Tę pierwszą kwestię Gabriel Maciejewski opisuje słowami: “Podręczniki historii nie są po to, by pisać w nich prawdę i wychowywać młodzież po pierwsze do samodzielnego myślenia, po drugie do sukcesu, ale po to, by z tej młodzieży uczynić bandę powolnych baranów, które co jakiś czas zrywają się do szalonego biegu w nieznane. Na swoją własną zgubę rzecz jasna”.

Dobrze powiedziane. Co do kwestii drugiej, to jest w odniesieniu do rzeczywistości przez-telewizyjnej, powiedzmy tyle, że ów obraz świata to media, media to przekaz, przekaz to nadawca – i tak dalej, i tak dalej. Ktoś zna intencje nadawcy? A intencje właściciela nadawcy ktoś zna? Zresztą, co tam intencje. Ktoś widział nadawcę na własne oczy? Czy tam właściciela nadawcy? W kontekście wyborczym nie ma pytań ważniejszych, bo to – uwaga, uwaga – bo to media wskazują zwycięzców. W tym znaczeniu, że determinują nasze wyborcze rozstrzygnięcia. Nie znamy nawet nazwisk tych ludzi, powtarzam, mimo to zajadamy się paszą medialną, przez nich przygotowaną i wciskaną nam w gardła, jak w przełyki gęsi wciska się mieloną kukurydzę.

ŻARCIE DLA PSÓW

Pozwolę sobie przypomnieć: media zamieniają ludzi w psy, zanurzające pyski w miskach i sycące głód bez świadomości dlaczego są głodne i czemu właściwie chcą żreć akurat to, co żrą. Nie wiedzą też, jak, przez kogo i po co ich żarcie zostało przygotowane, czy tam kto właściwie karmę im zadaje.

Warto zauważyć: dotąd łamano indywidualne kręgosłupy, wysysano szpik z pojedynczych kości, mózgi jednostek przepuszczano przez ideologiczne miksery, śmiertelnie zatruwając wybrane ludzkie umysły, a dziś usiłuje się hurtem wszystkich nas utrzeć na niewolniczą miazgę. Produkcja wspomnianej brei wciąż trwa i trwa mać, rośnie, gna do przodu, ku nowoczesności i postępowi. Jak cielęta na rzeź, aż do progu masarni zdążamy. Tam noże już naostrzone, tam czekają piły, a krew z próbnego uboju barwi ściany. Tam ostrze w dłoni rzezaka już lśni zachęcająco…

To samo inaczej: propaganda przekonuje, dziennikarstwo informuje, publicystyka wyjaśnia. Tyle teorii. W praktyce media wypełniają łepetyny tak zwanego elektoratu pustką, przekonując, że to dla dobra kolejnych pokoleń, i że wypełnia się je wiedzą. Że pustka to wiedza. Podobno to ostatnie usłyszawszy, George Orwell wpierw próbował przewrócić się w grobie, następnie usiłował bić brawo, w końcu jednakowoż musiał z grobu wyjść, jako że trudno okazywać aplauz spod ziemi.

ELEKTORAT PRZYPIEKANY

A oto skutki tresury medialnej expressis verbis. Niekłamany, manipulacyjny rekord świata, ciągle ustanawiany na nowo i na nowo potwierdzany przez łgarzy, łobuzów i złodziei, nazywających siebie politykami: przypiekać elektorat na tyle sprytnie, aby nieszczęśnicy z rusztu, sami i dobrowolnie, oklaskiwali przypiekających. A co najmniej, żeby przeciwko przypiekaniu, czytaj: przeciwko układaniu im życia i osuszaniu ich portfeli, nie protestowali. W każdym razie nie zanadto.

Cała reszta to tylko konsekwencje. Proste choć niedostrzegalne powszechnie, ponieważ odłożone w czasie nieco bardziej niż reakcja telewizora na naciśnięcie guzika na pilocie. Tak właśnie działa świat, niestety, oferując możnym możliwości przerabiania ludzkich mózgów na kisiel, a to za pomocą medialnych blenderów. Dlatego nie Trzaskowski, nie Kosiniak-Kamysz, nie Hołownia, nie Jakubiak, nie Biedroń. I dlatego nie inni. I nie Duda Andrzej.

Teraz: czy na wymienione wyżej bolączki jakaś rada, czy tylko tak sobie gderam, zrzędzę i kwękam, a to w celu przedwyborczego nadymania się? Odpowiem: jest rada, jasne. Mamy kłopoty, znajdujemy radę. Świat i ludzie działają również w ten sposób. Z tym dopowiedzeniem, że możemy bronić się przed oszustwem wyłącznie i jedynie wtedy, gdy wiemy, na czym oszustwo polega i kto nas oszukuje.

SKAŁA ZMURSZAŁA

Powtarzam: musimy wiedzieć, na czym polega oszustwo dudyzmu, trzaskowszczyzny, kamyszostwa, zhołowienia, jakubiactwa czy biedrońszczyny. I tak dalej. W przeciwnym razie idziemy na wybory i głosujemy dokładnie tak, jak nam wymyślono.

Dlaczego nie wspomniałem wyżej o Krzysztofie Bosaku? Ponieważ to dla mnie symbol. W nim, precyzyjniej: w Konfederacji, to znaczy w ugrupowaniu, które wybrało Bosaka jako kandydata na prezydencki urząd, upatruję szansy na sanację polskości w Polakach – nie tylko w najbliższych wyborach parlamentarnych, ale i w wyborach prezydenckich A.D. 2025. Niech Konfederację niesie fala jak najwyższa (byle nie powodziowa, boć leje i przestać nie chce). Wówczas polskość przetrwa, gdy Konfederaci okrzepną, przeistaczając się w polityków z prawdziwego zdarzenia. Albo to, albo uwiąd państwa już ostateczny.

Pora na przybliżenie z nieco wyższego poziomu. Otóż nie sposób niczego wyremontować, wymieniając parapety, okna i ościeżnice na takie ze zdrowego drzewa, skoro zastaliśmy konstrukcję budynku niemal pożartą przez korniki, ze spróchniałych belek stropowych i powykrzywianymi ścianami nośnymi, na dodatek konstrukcję postawioną na fundamentach ze zmurszałej skały. Kto nie rozumie, że powyższe tyczy się dnia dzisiejszego wspólnoty polskiej, ten nie pojmie, dokąd zmierzamy i dlaczego na końcu czeka na nas otchłań.

LUDZIE SKAŻENI

Mówię przez to również, że ludzie skażeni aksjologicznie, na dobre zaprzyjaźnieni z anomią, nie nadają się do demokracji. Takich człowieków najpierw należałoby uludzić, a dopiero potem, tym należycie uczłowieczonym, ofiarować demokrację – albowiem demokracja to wybór w stanie dostatecznej wiedzy. A jaką wiedzą dysponuje człowiek nie zdający sobie sprawy, że ustawicznie okrada się go i oszukuje, na dodatek tresując do posłuszeństwa? Jedynie taką zaczerpniętą z mediów. Więc.

Podsumowując więc: mamy dziś do czynienia ze zwyrodnieniem szumowszczyzny i degeneracją mateuszyzmu, tylko w odwrotnej kolejności. To – zastrzegam, wyłącznie z mojej perspektywy – to sprytnie ukrywany i przewrotny kaczyzm. Już wynaturzony i wyrazem którego z kolei jest ohydztwo panoszącego się dookoła dudyzmu. Tymczasem, powtórzę: z mojej perspektywy, legitymizacja zwyrodnień, wynaturzeń czy przewrotności, na poparcie nie zasługuje. Tak sądzę, resztę postrzegając niczym teatr medialny. Spektakl, w uczestnictwo w którym usiłuje się nas wkręcić, można powiedzieć: batem medialnym. Z butami. Dlatego nie Andrzej Duda.

…No dobrze, a kto w takim razie, skoro nie Duda? Oto moja odpowiedź: Konfederacjo, urośnij. Czas najwyższy. Już czas.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl