Najpierw nas zamknęli, potem pogonili do pracy, wpierając brak zagrożenia. Nie przejmowali się. Niby czemu mieliby się przejmować? Teraz z kolei wysyłają na wybory, w imię „obowiązku obywatelskiego”.

Tymczasem najważniejszy obowiązek w czasach zarazy, najważniejszy z istniejących obowiązków, jakie istnieją, to ochrona siebie i najbliższych: wspólnoty rodzinnej, a dalej religijnej i narodowej. Innymi słowami: nasz dom, nasza rodzina, nasi sąsiedzi, nasze kościoły, nasze wsie, miasta, nasz kraj. Cała reszta, absolutnie, w tym dowolne ze wskazań, wszystkie przypomnienia, nakazy i zakazy, słów pierzastych miliardy wsparte nie kończącym się festiwalem kolorowych obrazów, wylewanych na nas z telewizorów i zatruwających nasze umysły, literalnie każdy medialny przekaz – furda z tym, powiadam, ponieważ to tylko element tresury.

LUDOŻERKA

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Najciekawsze: oni dobrze to wiedzą. Oni, władza. Stąd nie ma takiej energii, z naszych serc wyrywanej, nie ma takich pieniędzy, wykradanych z naszych portfeli, by „wadza” nie chciała utrzymać powyższego w tajemnicy. Wtłoczyć w szufladę spiskowej teorii. Przynajmniej do czasu, nim nie wytresują nas do posłuszeństwa. Więcej: nim do posłuszeństwa nie wytresują nas bez reszty. Aż zaczniemy z rusztu oklaskiwać opiekających nas ludożerców. Więc.

Czy jest więc na to jakaś rada? Owszem. Po pierwsze: trzeba wiedzieć. Po drugie: trzeba sobie tę wiedzę zapisać, by nas nie omamiono kolejnym przekazem. Po trzecie: trzeba nieść tę wiedzę w świat, stosownie meblując ludzkie łepetyny, zanurzone w medialnych blenderach. Tyle na początek wystarczy. Może plus ta jedna uwaga, trwale uczyniona na każdym obłoku naszych wszystkich marzeń, inna niż dotycząca kwestii ruchu drogowego (jak wiemy, w ruchu drogowym obowiązuje zasada ograniczonego zaufania), mianowicie zasada nieufności. Jakby to ująć: mamy do czynienia z tak zwanymi politykami? Niebo gwiaździste nad nami, głęboko w nas zasada nieufności.

SZCZYTOWANIE

Wracając do tytułu: właściwie nie tyle pyza, co cztery miękkie pyzy. Po kolei. Numer jeden, czyli Fitas-Dukaczewska Magda: jeśli kobiety głosują na Dudę to są to kobiety „o niskim wykształceniu, dochodzie i niepracujące”. Numer dwa, to jest pyza jeszcze miększa, mianowicie Nurowska Maria: kobiety głosujące na PiS „mają brzydkie ryje”. Czy bardzo podobnie. Za pyzę trzecią robi Boniek Zbigniew: „Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludźmi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska”. Widać (ewidentnie), że to „zdziwko”, co pana prezesa „chapło”, czy tam ucapiło, powinno go dodatkowo zahaczyć w krtań. Czy tam w język ukąsić. Może wtedy prezes oprzytomniałby?

I wreszcie pyza „najmiększejsza” z niemożliwie miękkich pyz, to jest Trzaskowski Rafał: „Już sam dobór słów do opisu człowieka staje się formą przemocy” – co, jak mówią, prezydencki kandydat ponoć ze słów śp. księdza Tischnera zaczerpnął. Choć przypuszczam, że mocno wątpię. Pasje i odloty ksiądz Tischner w rzeczy samej miał charakterystyczne dla siebie, to prawda, ale żeby do szczytów absurdu dofrunął? Nie sądzę, nie sądzę.

FAKTY NIEOBRAŹLIWE

W stosunku do pań pyz zaprezentuję niniejszym miękkość ponadprzeciętną, odpuszczając sobie jakąkolwiek kpinę. Tym bardziej, że nie sposób skompromitować siebie bardziej, niż uczyniły to ledwie otwierając usta. Może Gretkowskiej Manueli nie odpuściłbym, bo z niej pyza nad pyzy (mówią o Gretkowskiej, że menopauza to rzecz straszna), ale to zarazem okoliczność pod tytułem „jeszcze będzie okazja”, tym bardziej, że jej ubiegłoroczną wypowiedź tak zmanipulowano (TVP info), by pasowała do tegorocznej kampanii. Co do pozostałych, ukucnę sobie jeszcze raz na pyzie w postaci prezesa zarządu PZPN, by następnie nie pokopać się z koniem, czy tam z końska pyzą, czyli z kandydatem Trzaskowskim Rafałem.

„Mam 64 lata i dzielę ludzi tylko na mądrych i głupich” – zauważył był Boniek Zbigniew, własne słowa komentując, a następnie wyraził zaskoczenie, że prawo bycia zdziwionym to jedno, ale za mało, bo on o swoich zdziwieniach ma prawo pisać. Więc pisze: „70 procent elektoratu jednego z kandydatów to ludzie ze środowisk wiejskich, z podstawowym wykształceniem i emerytów. Przecież to nic obraźliwego, jedynie stwierdzenie faktu”. Pieszczoch.

ŻADNE TAKIE

Idźmy dalej. W kontekście Trzaskowskiego Rafała napisałem wyżej, że nie pokopię się z koniem – i prawdę napisałem, bo z Trzaskowskiego taki wierzchowiec jak z fletu orkiestra symfoniczna. Prędzej baran pod budką. Przepraszam, pod budką z parasolem. Wróć, pod parasolem doktora nauk ekonomicznych i przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Budki Borysa. W każdym razie – skoro baranio-wyborczy głos z siebie wydaje – daje się odnieść podobne wrażenie. I nie jest to jakowyś nagły wypadek przy pracy Trzaskowskiego, bynajmniej. Proszę posłuchać tego: „Dość mamy dzielenia nas. Mówienia, że jesteśmy inni, że jedni są lepsi, inni gorsi, a przecież jesteśmy tacy sami”.

Nie, nie jesteśmy, panie kandydacie. Żeby to zauważyć, nie trzeba sokolego oka. Wystarczy przeciętny wzrok. Sądząc po ekscesach posła N., to jest Nitrasa Sławomira, nawet wobec prawa równi nie jesteśmy. Pan to wie, ja to wiem, ludzie to wiedzą: tak zwani politycy pragną podejmować decyzje o znaczeniu strategicznym dla Polski za każdego oraz w imieniu wszystkich. No więc lada dzień przekonamy się, któremu z kandydatów zaszkodzi nadmiar ambicji.

GAGATEK W CYNAMONIE

Ale co tam prezes PZPN, co tam kandydat Trzaskowski. Redaktor naczelny Onetu, to dopiero gagatek w cynamonie. Czy tam ancymon bez gatek. Nie ma to, tamto, u samego Michnika Adama musiał „wykształcać się na nauce” Węglarczyk Bartosz. Przywołujmy zatem mądrości Bartosza bez skrępowania: „Wybory nie są wolne i demokratyczne tylko dlatego, że wyborca może bez nacisków i bez presji wrzucić kartę do urny, a jego głos zostanie prawidłowo policzony. To tylko jeden z warunków. Wybory, żeby być wolnymi, muszą spełnić jeszcze jeden warunek – wyborca musi mieć możliwość podczas kampanii wyborczej swobodnie zapoznać się z kandydatem, jego poglądami, jego biografią, osiągnięciami oraz z jego osobistymi wadami i zaletami”.

Super. Węglarczyk równa się rzetelność. Uwag o wyborach w warunkach dostatecznej wiedzy sam nie ująłbym sprawniej. Niestety, dalej redaktor Bartosz wstępuje na schody, gdzie ślizga się i wywala prawdziwie koncertowo: „Debata 2. lipca mogła być pierwszym w tej kampanii prawdziwym pojedynkiem dwóch polityków ubiegających się o prezydenturę Polski. Fakt, że z powodu odrzucenia zaproszenia przez prezydenta Dudę debata się nie odbędzie, powoduje, że wybory prezydenckie będą nieco mniej wolne”.

CIERPKIE OWOCE

Ach, och, jednakowoż więc, podsumujmy wątek: pan dziennikarz Węglarczyk to nie tyle rzetelność, co drzazga zauważona w cudzym oku, a belka wciśnięta we własne. Kolokwialnie: żenada. Notabene, choroba oczu, o której wyżej, szerzy się równie szybko co pożar buszu. Weźmy atak na Dudę Andrzeja, co to „ułaskawił pedofila”. Nonsens, a zarazem idealny przykład medialnego „jak się to robi”. Nic mnie nie zaskoczyło. Może jedno: profesor Hartman Jan nie wziął w obronę kazirodztwa. Najwyraźniej on też czuje, z której strony wieje wiatr zmian.

Na koniec o pandemii, w jej wersji nadwiślańskiej. Oto Morawiecki Mateusz, to jest nasz pan premier, czy tam premier, nasz pan, wozi się po Polsce, czy tam jest wożony, przekonując ludzi starszych, że udział w wyborach to ich obowiązek zaś „epidemia jest w odwrocie”, czyli „nie ma się czego bać”. W innej wersji: zachorowań coraz więcej, ale prawdopodobieństwo spotkania osoby zarażonej coraz mniejsze. Tak miałoby to wyglądać, generalnie, zdaniem ludzi szumowskopodobnych. Po mojemu, zbierzemy cierpkie owoce tychże postaw, to jest dostaniemy za swoje, co okaże się w trzeciej dekadzie lipca. Czy tam w czwartej.

KATIUSZE POD BERLINEM

Aż żal, że osoby odpowiedzialne za niechybny wzrost liczby przypadków Covid-19 w Polsce nijakiej odpowiedzialności nie poniosą. Tym bardziej nie poniosą odpowiedzialności za śmierć chorych. Za „troskę”, czy właściwiej, za beztroskę. Za nic. Konsekwencje albowiem zawsze ponosi tak zwany elektorat i rzecz w tym, że po 12. lipca wspomniany elektorat nikomu nie będzie już potrzebny. Na pewno nie władzy. Na pewno nie do kolejnych wyborów.

W połowie czerwca mieliśmy szczyt zachorowań, a teraz mamy wyraźny spadek zakażeń – przekonuje wiceminister od zdrowia, a ministerstwo, którym kieruje, wpiera tak zwanemu elektoratowi dane, wskazujące, że ogólna liczba zakażeń w Polsce, na tle Europy, jest „relatywnie niska”. Fakt. Weźmy, na tle USA, w Polsce jakby w ogóle epidemii nie było. A poza tym w USA biją czarnoskórych, a w Brazylii czerwonoskórych. Czy tam innych autochtonów. Czy tam odwrotnie, boć nad Wisłą polityczna poprawność eksploduje ostatnio niczym katiusze pod Berlinem i naprawdę można się pogubić.

Statystyka wie swoje: zagrożenie jest większe. Fogiel Radosław też swoje wie: od wizyty w lokalu wyborczym niebezpieczniejsze mogą okazać się spacery do osiedlowego marketu. Bądź pan mądrzejszy, wiersze pisz pan. Czy tam pani. Czy jakoś podobnie.

DZIEWICE I SMOKI

Na koniec: w drugiej turze wyborów prezydenckich taki Hoffman Adam udziału nie weźmie, bo, jak mówi, dobrze zna obu kandydatów. Krzysztof Ligęza nie zagłosuje, bo żadnego z kandydatów nie zna. Czy tam obu zna tylko na tyle dobrze, na ile telewizor poznać ich pozwoli. Czy tam inne media. Czyli właśnie: nie zna. Najprecyzyjniej: Ligęza zna obu niedostatecznie, by wybierać w sposób demokratyczny, to znaczy w warunkach dostatecznej wiedzy.

Przy czym, jeśli idzie o to ostatnie idzie, znaczy o media, warto zauważyć: zalety Dudy Andrzeja poznajemy oglądając TVP info, jego wady odnajdując w TVN 24. Dokładnie odwrotnie w wypadku Trzaskowskiego Rafała: zalety kandydata zaobserwujemy w TVN 24, a wady poznamy w TVP info. Byłoby fajnie, w sumie dlaczego nie, gdyby nie irytujące manipulacje czy pokrzykiwania o zatroskaniu losem państwa i obiektywizmie dziennikarskim, w jednej stacji i w drugiej, podczas gdy „dziennikarz” jako zwierzę składające się ze starannie wydestylowanej rzetelności – boć nie z obiektywizmu, obiektywizm to mit – podczas gdy „dziennikarz” jako zwierzę w przyrodzie występuje równie często, co dziewica. Czy tam jak dowolny inny smok.

***

Jeśli rzeczywiście prawdą jest, że o ile w czasach minionych człowiek mógł stać się niewolnikiem, w teraźniejszości zamienia się go w bezmyślnego robota (w co, prawdę powiedziawszy, wierzę bez zastrzeżeń), to muszę zadeklarować, że w tym meczu dobrowolnie udziału brać nie zamierzam. Beze mnie, beze mnie.

…A poza tym uważam, że Konfederaci zaczynają rosnąć i urosnąć muszą. Oczywiście, że tak. Pora po temu najwyższa. Już czas.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl