W związku z dyskusją, jaka się wywiązała wokół mojego felietonu o bluzgach – dokrętka; co my mamy zrobić, ludzie, którym knajacki język przeszkadza na co dzień; ludzie, którym przeszkadza chamstwo?
Oczywistym zachowaniem społecznym jest mimikra; jeżeli znajdujemy się wśród bluzgających, łatwiej nam przychodzi samemu bluzgać. Przeciwstawienie się wymaga pewnej odwagi cywilnej .
Tak to już jest, że aby nie gęgać jak wszyscy, trzeba mieć trochę siły; trzeba pewne rzeczy przyjmować na klatę, ale nie oddawać w ten sam sposób.
Generalnie jednak nie powinniśmy się starać pogłębiać podziałów, grać na emocjach, bo to są najłatwiejsze klawisze, ale niewiele się nimi uzyskuje oprócz zacietrzewienia. Swoim zachowaniem powinniśmy po prostu pokazywać nasz wybór, pokazywać co jest lepsze, co jest z klasą, a co jest z rynsztoka . I to, że ten rynsztok nam nie imponuje.
Zakończę anegdotą z moich wczesno młodzieńczych więziennych peregrynacji; otóż, zanim siedziałem w przyzwoitym kryminale wcześniej byłem zamknięty na tak zwanym Dołku na Mogilskiej. Tak się złożyło że oprócz agenta, którego skierowano pod celę, który natychmiast zaoferował się wynieść gryps, był tam zamknięty emeryt.
Władza ludowa prowadziła wówczas kampanię antyspekulacyjną i inspekcje robotniczo-chłopskie kontrolowały targowiska. Dziadka zamknięto za handel na lewo.
W ramach spółdzielni inwalidów dziadek produkował pamiątki z Wieliczki. Były to bryłki soli nakręcone na deseczkę z napisem: “Pamiątka z Wieliczki”. Deseczki dostawał opieczętowane pieczątką spółdzielni inwalidów i na tej podstawie się rozliczał.
Dziadek wykazał się inicjatywą rozwinął produkcję i wiele z tych pamiątek produkował poza spółdzielnią sprzedając na własną rękę, bez pieczątki na desce. Aresztowano go więc za spekulację. Dziadek tryskał energią i dobrym humorem; powiedział że Oświęcim przetrzymał, więc takie rzeczy to dla niego betka.
Na Dołku na Mogilskiej nie było kanalizacji, tylko tak zwane bomba czyli wiaderko z drewnianą przykrywką. Żarówka pod celą była osiatkowana i głęboko wsunięta w ścianę, nie dało się z niej wyprowadzić fazy na antenkę, żeby podłączyć buzałę, więc po ciepłą wodę trzeba było siadać na klapę. Wodę roznosił strażnik, oczywiście jak mu się chciało. Dziadek potrzebował herbaty non-stop więc walił w te drzwi bezustannie. Obsługa była koedukacyjna i czasem przychodziła klawiszka, która miała dziadka serdecznie dość. Tymczasem na jej “uprzejme”, “czego?”, dziadek z wielkim uśmiechem odpowiadał: “Córuś przynieś wody dziadziusiowi.” No i ta z zaciśniętymi zębami przynosiła…
Andrzej Kumor