Kształtowanie przyzwoitości w wymiarze indywidualnym to proces, podobnie jak wychowanie czy edukacja. Inaczej jest z wiarygodnością. Ta, w każdym możliwym wymiarze, jest jak dziewictwo. Tracisz raz – i pozamiatane.

        Innymi słowami, jak głosi gruby żart ze świata orków czy innych podobnych maszkar: “Miałam ci jabłonkę” – i nie mam. I żadna hymenoplastyka nie pomoże, wiarygodności nie odbuduje. I co prawda daje się z tym żyć, ale zapomnieć o “przepadłej” wiarygodności się nie da. Mowy nie ma.

        Niemniej proszę bez obaw, nie zamierzam snuć wątku poświęconego zaletom ginekologii plastycznej. Czy tam wadom. Mówię przez to, tak po prostu, że nie da się schować wiarygodności do kieszeni, by wyjąć, gdyby ponownie okazała się przydatna. To samo mówię od lat i pewnie do końca życia to samo będę powtarzał, niezależnie od efektów. Przywoływanie oraz powtarzanie prawd oczywistych, zwanych zwykle banałami, przywoływanych na forum publicznym, to jedna z fundamentalnych powinności człowieka przyzwoitego. Historia bowiem pokazuje, że jeśli tylko przestaniemy takie prawdy powtarzać, szybko zaczyna się je kwestionować, a one same prędko umierają. Niedługo potem umiera też nasz świat i my umieramy wraz z nim. Tyle przypomnienia na początek.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

        Teraz o bombie. W moim mieście rodzinnym. We Wrocławiu. To znaczy o bombowym niewybuchu raczej, niż o bombie jako takiej. Otóż na jednej z inwestycji, z czeluści podziemnych drążonych koparką, wyłonił się kadłub siewcy śmierci z czasów II wojny światowej. Waga: 250 kg. Długość: 120 cm. Siła rażenia odłamków: do tysiąca metrów.

        Więc policja i zabezpieczenie terenu, więc ocena zagrożenia, więc saperzy. No i skutek: ewakuacja około tysiąca Wrocławian, mieszkańców budynków z sześciu okolicznych ulic. Ostatecznie saperzy przewieźli pocisk na poligon wojskowy i tam zdetonowali.

        Nic specjalnego. Do podobnych zdarzeń dochodzi u nas często. Nie, żeby codziennie, ot, dwa, trzy razy w roku. Wspominam o tym, ponieważ bodaj pierwszy raz od wybuchu pandemii opinia publiczna usłyszała, że ewakuowane osoby mogły przebywać w wytypowanym budynku szkoły lub w trzech autobusach MPK. Jeden z nich przeznaczony był “dla osób na kwarantannie lub w izolacji”. Ostatnie zdanie czytałem kilka razy i dotąd uwierzyć w przeczytane nie potrafię. By pojąć niepojęte, zajrzałem też również na rządową stronę, podającą zasady izolacji i kwarantanny. I rzeczywiście: czy chorzy, czy podejrzewani o chorobę, nie powinni znaleźć się w jednym miejscu. Miasto, moje miasto. Władza. Rozsądek. Płakać się chce.

        Tak na marginesie, w mojej opinii każda podobna akcja winna skutkować, natychmiast i automatycznie, wystawieniem i wysłaniem faktury. W tym przypadku poczta otrzymałaby dwie przesyłki. Pierwszą, skierowaną na adres rządu Republiki Federalnej Niemiec, druga na adres rządu Federacji Rosyjskiej. Albowiem żadna bomba sama z siebie w ziemi nie urośnie, a w tym przypadku okazało się, że ładunek produkcji niemieckiej posiada zapalnik produkcji rosyjskiej… Czemuż koszty rozminowania ponosić mieliby Polacy?

***

        Z innej nieco beczki. Im mniej normalności dookoła nas, tym więcej dookoła nas zachowań nienormalnych. Im więcej niemoralności z kolei, tym niemoralnych postępków i przekonań więcej. Nie ma się czemu dziwić bo tak działa świat. Najciekawsze, że powyższe konstatacje zdają się zaskakiwać notorycznie coraz większą grupę przekonańców, odpowiednio nowocześnie i konsekwentnie tresowanych do głupoty i posłuszeństwa. Im więcej zaś tych przekonanych, tym łatwiej radzić sobie z całą resztą. Ba! Jakby mało było tego wszystkiego, nadal gramy sobie w grę pod tytułem “wojna z koronawirusem”. Gramy chcąc nie chcąc, bo to przecież nie my wybieraliśmy rodzaj gry, stolik czy miejsce przy stoliku. Więc.

        Więc, czy retoryka quasi wojenna, obecna w przestrzeni publicznej, uzasadniona jest dostatecznie? Wydawałoby się, że tak. W każdym razie tak na pierwszy rzut oka. Skoro dookoła nas toczy się wojna, jakże inaczej? Wiadomo, że jest zasadna. Do tego samego nasze telewizory przekonują nas 24 godziny na dobę, tym samym utwierdzając w przekonaniu, że jak wojna to wojna, zatem nie sposób relacjonować eksplozji, ignorując huk czy pióropusze dymu.

        Niech tam. Niemniej wspomniana retoryka niesie ze sobą konsekwencje, nad którymi pochylamy się niechętnie. Dajmy na to: nader rzadko wspominamy pierwszą ofiarę wojny. Którą, co powszechnie wiadomo, w każdej wojnie staje się prawda. Co jeszcze gorsze, wspomniane stwierdzenie stanowi coś rodzaju ślizgu po powierzchni zjawisk, a zbanalizowane jest do cna. Bo co to właściwie znaczy, że prawda jest ofiarą wojny? Ano, to w pierwszym rzędzie znaczy, że działania wojenne zakładają kłamstwo, legalizują kłamstwo, a następnie – w wielu wypadkach – także kłamstwo koronują. Jakie dewastacje to zjawisko powoduje we wspólnotowej aksjologii i strach się bać, i widać znakomicie dookoła.

***

A propos kłamstwa. Profesor Mieczysław Ryba: “Szymon Hołownia jeszcze do niedawna definiował się jako zdecydowany katolik, przeciwnik aborcji. Dziś w szeregi swojego ruchu przyjmuje radykalnych lewicowych działaczy, sam zaś twierdzi, że jego sprzeciw w stosunku do aborcji zamyka się w sferze jego życia prywatnego. W przestrzeni publicznej nie chce pełnej prawnej ochrony życia”.

Czyli? Czyżby Hołownia zachowywał się jak schizofrenik? Niech każdy rozstrzygnie tę wątpliwość sam i na własny rachunek. Osobiście namawiam: nie słuchajmy Hołowni. To jeden z tych, którzy nie myślą tego, co mówią, mówiąc to, co wielu chciałoby usłyszeć. A to nieobojętne, czyimi refleksjami wypełniamy własne umysły. Inaczej: zasłuchani w opinie pana Hołowni, infekujemy umysły, wkraczając do aksjologicznego rynsztoka.

To oczywiste: kiedy wpuścimy do domu manipulację, niedopowiedzenia czy nikczemność, nie ma to, tamto – parkiet zachlapany, a na smród sposobu nie ma. Podobnie na aksjologiczne deficyty nie ma skutecznego, a zarazem szybko działającego środka. Owszem, powtarzają, że Boguś Prztyprztycki dał radę, używając sporej dawki napalmu. Z tym, że Prztyprztyckiego i jego żony nikt już potem nie widział.

***

Jak to idzie? Prosto idzie, najprościej. Najpierw ostrzegają nas przed nienawiścią, nacjonalizmem, rasizmem, ksenofobią, homofobią i generalnie każdą inną przydatną (im) fobią, zarazem wskazując, jak przy tej okazji powinniśmy mówić i jakich słów używać. Czy raczej – czego mówić nam nie wolno i jakich słów za nic w świecie używać nie należy. Następnie otrzymujemy do stosowania instrukcję, jak powinniśmy myśleć. Czy raczej – czego za nic w świecie myśleć nam nie wolno. Przy tym uzasadnień dookoła tyle, że nic tylko “brać, wybierać, nie żałować”, jak głosił niejaki Franek Dolas, czyli że dla każdego coś miłego. Na końcu zamieniamy się w przekonańców, z którymi można zrobić wszystko, i z którymi to wszystko, co możliwe, zrobione zostanie. Choćby nas na ruszty powrzucać, choćby posolić nas i zdrowo nam dopieprzyć, choćby na ogniu wolnym przypiekać, czy tam ogniem, i tak za nic w świecie nie zrozumiemy, jakiemu odmóżdżaniu nas poddają, i dlaczego nas. Tak czy siak przypiekającym wielu przypiekanych brawo będzie bić – o to ostatnie nawet nie warto się zakładać.

Podsumuję wątek tym oto przypomnieniem: marksizm to rzecz straszna, ponieważ kradnie ludziom człowieczeństwo, a odczłowieczonych zabija. Marksizm kulturowy jest jeszcze gorszy: wszystkich nas zamienić pragnie w samobójców.

***

        Na koniec kilka obrazków frontowych. To znaczy obrazków z wojny z pandemią, jakże inaczej. Otóż już oficjalnie mówi się, że przyjęcie szczepionki przeciw Covid-19 nie chroni osoby zaszczepionej przed zachorowaniem, a jedynie przed ciężkim przebiegiem choroby, a w konsekwencji przed śmiercią w wyniku powikłań. Chciałoby się rzec: dobre i tyle. Wszelako, jak się okazuje, możliwe jest także, że koronawirusem zarazi się również osoba już zaszczepiona przeciwko Covid-19, a wówczas będzie zakażała innych, tych jeszcze nie zaszczepionych. Co chyba w powyższym kontekście najciekawsze, nie stawia się pytań, w tej sytuacji wydawałoby się oczywistych, czy wszystko powyższe rzeczywiście uzasadnia nazywanie szczepionkami preparatów mRNA przeciwko Covid-19?

        Wiemy też, choć od niedawna, że nowe warianty koronawirusa nie są tak wrażliwe na przeciwciała wytwarzane w wyniku szczepienia jak dzieje się to w przypadku wariantu podstawowego i tylko kwestią czasu jest, kiedy pojawią się mutacje na które szczepionki nie zadziałają wcale. W tym kontekście przytoczyć warto wydarzenia z brazylijskiego miasta Manaus. Tam siedmiu na każdych dziesięciu mieszkańców przeszło Covid-19. Zgodnie z dotychczasową wiedzą o koronawirusie, gwarantowało to tak zwaną “odporność stadną”, więc ludzie mogli czuć się bezpiecznie – podobnie jak gdziekolwiek indziej osoby zaszczepione. Nic z tego. Spora część populacji Manaus ponownie zachorowała na Covid-19. Okazało się, że spowodował to zmutowany wariant koronawirusa. Profesor Andrzej Fal konkluduje: “Groźba wymknięcia się wirusa Sars-Cov-2 spod kontroli jest rzeczywiście bardzo realna”.

***

        Założone nam łańcuchy, przytwierdzone do betonowych ścian medialnych, stają się coraz krótsze, zaś kajdany opasujące nasze umysły coraz doskonalsze – przez to przede wszystkim, że coraz trudniejsze do zauważenia. Co było do wykazania.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl