Wawrzyniec Łęcki: Dlaczego pod prąd? (3)

Budowa tarnobrzeska, a mówiąc precyzyjniej machowska ściągała dużo wybitnych fachowców — w tym sporo byłych dyrektorów — ponieważ były tam wysokie górnicze pensje i możliwość uzyskania dobrego mieszkania, które swoim przepychem zbulwersowały V-ce premiera J. Tokarskiego (kiedyś wybitnego ślusarza).

Powiedział on niegdyś, że to nie jest w porządku bo takich domów nie buduje się nawet w Warszawie.

Nasz dyrektor później powiedział: Jeżeli ktoś wychował się w czworakach, to nie znaczy, że wszyscy powinni przez nie przejść. Gdy ta wypowiedź dotarła do krwawego Julka, to skończyło się zabraniem tego dyrektora z KiZPS.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Przy okazji chciałbym wyrazić hołd nieżyjącej już od wielu lat dr Jadwidze Chmiel z Instytutu Chemii Nieorganicznej, która tak zawzięcie badała związki fluorowe, że zmarła w młodym wieku na typową chorobę fluorową.

Opracowując technologię produkcji kriolitu pani Jadzia współpracowała z Francuzami, od których mieliśmy kupić filtry do krzemionki. Kiedyś wróciła z Francji nową Simcą i mówi do mnie, że dużo straciłem wprowadzając z trudem wykonane we Wronkach filtry, w których zastosowano prototypowe rozwiązania, aby wyeliminować stal, zastępując winidurem i ebonitem. Trzeba pamiętać, że kwas fluorowy niszczy nawet szkło. Uruchomienie w połowie lat sześćdziesiątych produkcja kriolitu nie tylko zaspokoiła zapotrzebowanie krajowe, ale stała się cennym produktem eksportowym.

Pracując w KiZPS często jeździłem do Warszawy. Wyjazdy te nasiliły się, gdy kombinat „Siarkopol” połknął Zjednoczenie Kopalnictwa Surowców Chemicznych zaraz po rozpoczęciu przeze mnie studiów podyplomowych na Politechnice Warszawskiej. Jadąc do Warszawy usiadłem obok dwóch pań na rodzinnym siedzeniu, znajdującym się w tylnej części Karocy.

Zaraz po zajęciu miejsca starsza pani pyta: “Długo Pan mieszka w Tarnobrzegu?” – “Prawie sześć lat.” – “Ja, proszę Pana, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej wyjechałam z Przemyśla do USA. Znałam kiedyś dość dobrze Tarnobrzeg. Była to mała i biedna mieścina, zamieszkała w dużej części przez Żydów. Teraz widzę piękne domy i dworzec autobusowy, którego może pozazdrościć Warszawa. Moja córka ma prawie 30 lat i pierwszy raz jest w Polsce. Nie chce uwierzyć w to, co kiedyś mówiłam jej o Tarnobrzegu, Rzeszowie, ale także o Przemyślu, który zmienił się najmniej. Zmiany podobają mi się. Nie mogę zrozumieć i wytłumaczyć córce, dlaczego tutaj prawie nikt nie jest zainteresowany, aby jak najwięcej sprzedawać.

W USA każdy sprzedawca chce ci wcisnąć – oczywiście za dolary – jak najwięcej, chociaż nie mówi się o trosce o człowieka. Tutaj często nawet jest towar, ale sprzedawczyni podaje go z niechęcią i nieraz odnoszę wrażenie, że czuje się pokrzywdzona, iż musi mnie obsługiwać. Dlaczego tak jest?”

– “Nie wie pani, że zarobek tej sprzedawczyni niewiele zależy od tego, ile sprzeda towaru i co więcej ona wie, że sprzedając więcej będzie zmuszona pracować intensywniej za te same pieniądze? To są niesamowite nonsensy, których nie  mógłbym wymyślić. Musi pani wiedzieć jeszcze to, że wiele atrakcyjnych towarów można kupić, gdy się ma odpowiednie talony, przydziały lub tzw. limity przyznawane na każdy rok.

Kupić może pani prawie wszystko i to bez kolejki za wasze dolary w specjalnych sklepach.

Kto to wszystko wymyśla i koordynuje?

Wielka armia ludzi z licznym Ministerstwem Planowania. To się nazywa planowa gospodarka socjalistyczna. Jak pani widzi tutaj wszyscy pracują i nie ma bezrobocia.”

Odpowiedziała: “Rzeczywiście w USA nie wszyscy mają pracę. Ja też z trudem zadomowiłam się w USA.”

– “W tej planowanej gospodarce najbardziej mnie niepokoi to, że ci wielcy planowszczyki nie myślą co będzie z Tarnobrzegiem, kiedy wyczerpią się zasoby siarki, a ma to nastąpić za 30 lat. Między innymi dlatego planuję wyjazd z Tarnobrzega, chyba na Wybrzeże, gdzie mam szansę przeniesienia służbowego, co jest bardzo ważne w naszej rzeczywistości.”

Obawiam się, że decydenci tarnobrzescy i wielcy planowszczyki będą chcieli kiedyś wyjechać tak, jak to zrobiła pani. Mimo, że byłem uparty, a według niektórych nawet przeambicjonowany, nie udało mi się przekonać rasowych górników i budowlańców do podporządkowania machowskiej Kopalni Odkrywkowej Siarki potrzebom zakładów ceramicznych, które według mnie i kilku innych inżynierów powinny powstać w Machowie, aby wykorzystać zdejmowane w dużych ilościach gliny do produkcji taniej i solidnej ceramiki budowlanej, która zaczęła robić furorę na zachodzie, a w szczególności w Kanadzie.

Mój przyjaciel z MPChem – inż. Dacko (założyciel miesięcznika „Ochrona przed korozją”) dotarł z taką propozycją aż do Ministra Glazura, aby tam usłyszeć żeby nie zajmował się manufakturą, bo buduje się duże fabryki domów.  Na zakończenie powiedziano mu: „Kto miesza w glinie, ten marnie ginie”.

Przykro mi mówić i pisać o tym, że od dłuższego czasu Tarnobrzeg ginie, a kiedyś było to miasto ludzi najlepiej zarabiających w Polsce.

Teraz nie ma kopalni odkrywkowej. Iły zostały zniszczone podczas nieprzemyślanej odkrywki.

W Tarnobrzegu w mieście wojewódzkim trudno było się porozumieć, jeśli sprawa nie dotyczyła rozwoju gałęzi górniczych. Zbyt mało myślano o tym, co będzie, gdy skończy się zgodnie z założeniami odkrywka machowska.

Nic też dziwnego, że o inżynierach górnikach opowiadaliśmy złośliwe kawały.

W 1965 roku zapisałem się do PZPR i szybko awansowałem na sekretarza OOP w Inwestycjach. Niewiele brakowało do wyrzucenia, kiedy pod koniec 1969 roku zerwałem zebranie, na którym miały być omówione tzw. bodźce oraz podwyżka cen, która doprowadziła do buntu na Wybrzeżu. Gdy nie stawiłem się na wyznaczony dyżur (wyjazd rodzinny na wczasy) zrozumiałem, że muszę uciekać z KiZPS, ale nie do tworzącego się (reaktywowanego) Zjednoczenia Kopalnictwa Surowców Chemicznych w Krakowie.

W 1972 roku wykorzystałem okazję przeniesienia do GRI, powołanego dla potrzeb budowy Rafinerii Gdańskiej. Wielu uznało to za głupotę. Wiedziano bowiem, że zarobki moje spadną, a poza tym stracę nabyte przywileje górnicze po 12 latach pracy w KiZPS.

Żałowałem tylko tego, że nie udało się zakończyć prób (dobrze zapowiadających się) z produkcją aktywnej krzemionki, tzw. białej sadzy oraz wykorzystania keku i siarki do ulepszania asfaltów ponaftowych.

Analizując duchową i religijną atmosferę w Tarnobrzegu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych nie dziwię się, iż Papież podczas odwiedzin ziemi sandomierskiej, czyli województwa tarnobrzeskiego, wyraźnie zlekceważył Tarnobrzeg. Oburzeni tym faktem tarnobrzeżanie zapomnieli o wystawieniu kosztownego pomnika (w ekskluzywnym miejscu) utrwalaczom władzy ludowej i to w latach, kiedy władza ludowa i jej przodująca siła PZPR zaciekle walczyli z polskimi biskupami m.in. za wystosowanie orędzia do biskupów niemieckich.

Pomnik, często podświetlany przedstawiał sowiecki nagan i nic dziwnego, że później go zburzono.

O innych incydentach, związanych z przyjazdem w połowie lat sześćdziesiątych do Tarnobrzega Kardynała Stefana Wyszyńskiego wstyd pisać, chociaż za publiczną krytykę bezsensownych kontrimprez nad Wisłą chciano mnie wyrzucić z partii, do której zostałem przyjęty rok wcześniej.

W Gdańsku nie miałem zbyt wiele czasu, aby myśleć o Tarnobrzegu, a nawet pozostawionej tam rodzinie. Trwał szaleńczy wyścig z czasem i licznymi trudnościami inwestycyjnymi, które nie występowały w mniejszych miejscowościach.

Gdańsk wyraźnie zakochany był w przemyśle okrętowym, chociaż nie przynosił zysków i wiadomym było o plajtowaniu wielu stoczni na świecie.

Rafineria z trudem przebijała się, pomimo wniesienia dużego zastrzyku finansowego do budownictwa ogólnomiejskiego i mieszkalnictwa.

 

Perypetie związane z budową Gdańskiej Rafinerii opisałem w pracy konkursowej, którą opublikował Przegląd Techniczny w nr 26 i 27 z 1985 roku.

 

Będąc koordynatorem budowy często stoczniowcy pytali mnie, ilu pracowników zatrudniać będzie nasza rafineria. Wówczas odpowiadałem, że nie wiadomo.