To było dawno. Może nie tak dawno, ale dawno od obecnego czasu, kiedy to zostaliśmy na pół zamknięci w swoich domach, więc wydaje się, że to było tak dawno, że było to w innej epoce. To było wtedy, kiedy jeździło się do Polski. Często. Przynajmniej raz do roku, niektórzy częściej. Niektórzy na długo, na kilka miesięcy. Ale prawie każdy wracał do siebie do domu, do Kanady. Prawie każdy. Niektórzy wyjeżdżali na stałe. Wielu z nich szybko wracało. Najczęściej jak się im kasa wyczerpała. Tak jak nasze wyobrażenia o Kanadzie często miały się nijak do rzeczywistości, tak i wyobrażenia tych re-emigrujących do Polski, zbyt często miały się nijak do zastanej nowej rzeczywistości w Polsce. A ci re-emigrujący zbyt często widzieli Polskę taką, jak ta, z której wyjeżdżali. Tak jakby tam czas stanął w miejscu. A to tylko w ich pamięci stanął w miejscu. Więc zbyt często wracali, straciwszy wszystko czego się dorobili w Kanadzie, i co wywieźli licząc, że uda im się na tym jakoś zakotwiczyć w Polsce. Niewielu się to udawało. Większości nie. Ale to temat rzeka. To temat na książkę. Były takie dobre czasy, kiedy wyjeżdżając w rodzinne strony,  przy okazji niejako po drodze, odkrywało się inne kraje, i inne miasta, także te polskie. Wyjeżdżając w rodzinne strony odkrywało się je na nowo. To powszechnie znany banał, ale kiedy odwiedza się nieznane miasta, to koniecznie trzeba tam pójść do muzeum, katedry, czy innego słynnego zabytku.

        Za to nie odwiedza się muzeów w miastach, w których się mieszka. No proszę, ilu z was było w Royal Ontario Museum w Toronto? Kto chodzi do ROM, kiedy jest tam jakaś światowej sławy wystawa? Założę się, że wielu wykupiło jednodniową wycieczkę po Paryżu, Londynie, czy Wiedniu, taką specjalnym autobusem. A ile skorzystało z takiej opcji poznania Toronto? U nas też są (to znaczy były, przed epidemią) takie autobusowe wycieczki po naszym uroczym mieście. W czasach normalnych (tzn. bez zarazy) z reguły jestem członkiem, albo ROM (Royal Ontario Muzeum), albo AGO (Art Galery of Ontario) – na przemian. Bardzo tęsknię do czasu, kiedy te dwie fantastyczne placówki kulturalne się ponownie otworzą. Wtedy z radości, że nareszcie koniec pół-więzienia, wykupię członkostwo i do ROM, i do AGO. I będę po kolei zapraszać moich dobrych znajomych, bo członkostwo wykupuję na dwie osoby.  Podczas moich częstych pobytów w Polsce korzystałam z takich krótkich wycieczek, najwyżej jednodniowych, żeby dowiedzieć się o wspaniałych miejscach, budynkach i historii. Nawet w Krakowie – mieście, w którym spędziłam swoją młodość. No cóż mieszka się w mieście, żyje się jego historią, otacza jego ludźmi i wszystko to ma na nas wpływ. Zabiegani nie mamy czasu na szczegóły. Każde miasto jest unikalne, bo każde miasto ma inną historię. Toronto też. Z biegiem lat, nauczyliśmy się je kochać, za to, że jest bardzo przyjazne dla swoich mieszkańców. Tak jak nauczyliśmy się kochać Kanadę, chociażby, za to, że bezkarnie możemy na nią psioczyć. I za co? Za to, że ciągle jest jednym z najlepszych krajów do zamieszkania na świecie.

        I tyle, i aż tyle. Doceńcie to, bo jest się z czego cieszyć.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU