Jeden z księży/pastorów z Australii, który ostatnio wypowiadał się na falach RebelNews w związku z tamtejszymi demonstracjami wolnościowymi stwierdził sentencjonalnie, jakież to jest paradoksalne, że jeszcze nie tak dawno – z jedno czy dwa pokolenia temu – wysyłaliśmy młodych ludzi na śmierć, by bronili naszej wolności – przynajmniej tak nam to do tej pory tłumaczą; po to, by walczyli w odległych krajach; w Wietnamie, na frontach II wojny światowej, a dzisiaj wyzbywamy się tych samych wolności za jednym zamachem w imię ochrony życia przed chorobę, na którą umiera może ułamek procenta.
Dyktatura sanitarna, którą pod pretekstem pandemii zaczyna się narzucać społeczeństwom wolnego, do niedawna świata jest rewolucyjną zmianą systemu politycznego i społecznego, za który poprzednie pokolenia tak słono zapłaciły.
„Dziadek ryzykował życiem i majątkiem, abyś ty mógł żyć wolny, a ty tę wolność lekką ręką wyrzucasz do kosza” – tak to w skrócie wygląda.
Jak to? Przecież nadal mamy te same instytucje, wybory, parlament i tak dalej, ale te instytucje tracą z rok na rok dawne znaczenie, stają się powoli wydmuszkami.
Daliśmy sobie narzucić powszechną inwigilację, dajemy sobie odbierać możliwość prowadzenia debaty społecznej na ważne tematy, daliśmy sobie wprowadzić elementy państwa policyjnego i to wszystko w imię bezpieczeństwa, w imię walki z terrorystami, a dzisiaj w imię zwalczania wybranej choroby o lekkim przebiegu u większości osób. Rewolucja następuje bez jednego wystrzału. Rząd nie został obalony, nic się nie zmieniło, żeby wszystko musiało się zmienić…
Jak tak dalej pójdzie to polityczny system imponujący premierowi Trudeau, system chiński, wejdzie nam tylnymi drzwiami pod postacią trójpartyjnego autorytaryzmu. No bo przecież pozwala na skuteczne działanie, jakże potrzebne w czasach Covid oraz globalnego ocieplenia…
Dyktatura zawsze podobała się domorosłym intelektualistom, którym w czasach młodości podrzucono kilka atrakcyjnych powiastek do głowy.
Tylko czego my będziemy bronić w razie ewentualnego starcia z Chińczykami? U nich digitalny zamordyzm, u nas digitalny zamordyzm – kakaja raznica…
Wolność, demokracja? Czy te hasła mają jeszcze dla nas jakieś znaczenie? Dla nas, ludzi coraz bardziej przyzwyczajanych do całkowitej kontroli państwa?
Dzisiaj kwestionowanie polityki rządu w pewnych dziedzinach określa się jako… mowę nienawiści. To, co stanowiło rdzeń wolnych krajów Zachodu; wolność słowa, otwarta debata publiczna, szacunek, dla rządów prawa, fundamentów filozoficznych, politycznych i prawnych zachodniej cywilizacji, dzisiaj zaczyna być ich karykaturą. Pamiętamy to z komunizmu, wtedy opowiadaliśmy sobie o tym dowcipy, dzisiaj nie jest nam do śmiechu, kiedy zaczynamy się bać mówić co myślimy, bo a nuż ktoś na nas w pracy doniesie…

Słuszna jest linia naszego rządu – chciałoby się zażartować, słowami polskiej komedii. Sanitaryzm szczepionkowy jest dzisiaj jedynie słuszną linią partii, a każdy kto go kwestionuje decyzje sanitarnego politbiura staje się wrogiem ludu, „psem łańcuchowym” wstecznych „antynaukowych elementów”, a niedługo zrównany zostanie z „terrorystami” Już dzisiaj „antyszczepionkowcy” to po prostu zamachowcy.
Jeśli dodać do tego kulturę kasowania i różnego rodzaju neobolszewickie ruchawki na mieście, otrzymamy całość, która każe się zastanowić czego my tak w zasadzie mamy bronić przed tymi Chińczykami?
Flagi LGBTQ?

Andrzej Kumor

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU