Michalinka: Co nas nie zabije to nas wzmocni?

        Wśród wielu beznadziejnych ‘coachingowych’ powiedzonek mam jedno ulubione: „,Co nas nie zabije, to nas wzmocni“. Powiedzcie to, mądrale, gwałconym dzieciom, ofiarom przemocy, alkoholowym rodzinom, dzieciom niechcianym, niesłuchanym, nieakceptowanym, tym którzy robią wszystko, ale im nie wychodzi. Powiedzcie to ofiarom terroru psychicznego i popieprzonych rodziców, którzy zawsze wiedzą lepiej, a także ofiarom tych, którzy są najlepsi.

        ‘Coaching’ to jest taki nowy termin od trenowania, czyli ćwiczenia. Jedno ze znaczeń angielskiego słowa ‘Coach’ to trener. A wiadomo, trener trenuje, czyli ćwiczy i umysł i ciało, w taki sposób aby osiągnąć zamierzony cel. Dotyczy to nie tylko sportowców, ale wszelkich innych wysoko opłacanych manipulatorów. Gdzieś, ktoś (za duże pieniądze z podatków, albo naszej naiwności np oszczędzania w banku) postanawia jak globalnie na nas zrobić się bogatym (np. na Facebooku, którego korporacja matka to obecnie Meta). A potem zatrudnia trenerów, którzy po solidnym i płatnym dla nich przeszkoleniu idą w świat, i urabiają miliony naiwniaków.

        Szara wizja? Tak naprawdę to jest jeszcze ciemniej. Ale do rzeczy, bo nie mam zamiaru nikogo straszyć, zostawiam to innym. Postanowiłam się wzmocnić, i zrobić coś nowego. Na jesieni kupiłam zilony cebulek wiosennych. Coś mnie tak natknęło. Część posadziłam w ogrodzie, część tak jak powinnam pod drucianą siatką, żeby wiewiórki nie wykopały, część i tak wykopały. A jeszcze z inną częścią postanowiłam poeksperymentować i zmusić do kwitnienia (force to bloom) wtedy kiedy mi są wiosenne kwiaty potrzebne, czyli w pierwszej połowie marca. No nic. Naczytałam się na googlu, sprawdziłam w bibliotece wiele ksiąg ogrodniczych. Tyle wiedzy zdobyłam, że jakby mi przyszło zdawać egzamin z wiosennych kwiatów cebulkowych w domu, to bym zdała celująco. Zapakowałam odpowiednio cebulki tulipanów i krokusów, wsadziłam do lodówki na przepisowe czteromiesięczne zimowanie. W przepisowym czasie zasadziłam cebulki w odpowiedniej glebie. I czekałam. I czekałam. I czekałam.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Czekałam na takie piękne równo wyrosłe tulipany, i równo wyrosłe krokusy – tak jak to można pod koniec zimy dostać w sklepach.  Nareszcie! Coś zaczęło wschodzić. Najpierw jedno, potem drugie. Jak to drugie zaczęło się zbierać, to to pierwsze już przekwitło, a to trzecie dopiero zaczęło puszczać pęd. Pojedyncze moje tulipany były piękne i kot je bardzo lubił wąchać. Ale tak w sumie to się nie nadawały na prezent urodzinowy. Ani mnie to nie zabiło, ani tulipanów, ani krokusów też nie. Ale czy mnie wzmocniło?

        W pewnym sensie tak: pewne rzeczy zostawię do zrobienia profesjonalistom. Lepienie pierogów od dawna zostawiam profesjonalistkom, co ja biedna będę z nimi konkurować kilka razy w roku? Nie mam szans, a je podtrzymam finansowo. Podobnie i z moimi późno zimowymi wiosennymi kwiatami. Lepiej zostawię to profesjonalistom. Lepiej i dla mnie – unikanie frustracji, że projekt wychodzi zgodnie z planem, ale niezgodnie z wizją pięknych równych kwiatów cebulowych w doniczce. I lepiej dla cebulek. Zapewne wolą spędzić zimę w zimowym ogrodzie. Lepiej dla ogrodników utrzymujących się ze sprzedaży tulipanów, krokusów, hiacyntów w doniczkach pod koniec zimy. Lepiej dla tych, którym co roku w pierwszej połowie marca sprawiam radość obdarowywując kolorem wiosny w doniczce. Jedynymi ofiarami padły w tym układzie wiewiórki, bo miały mniej cebulek do wykopywania z ogrodu. Czy mnie ten ‘trochę’ nieudany projekt wzmocnił? I tak i nie. Nie będę w przyszłości tracić czasu na mrzonki i nierealne wizje powstałe w mojej  głowie. Jedynym beneficjentem tego nie do końca udanego eksperymentu jest kot, który co i raz przewraca doniczki w ledwo co zaistniałymi kwiatami i je intensywnie  i z widocznym  zadowoleniem obwąchuje.

MichalinkaToronto@gmail.com
Toronto, 26 luty, 2023