Zbudził mnie telefon o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Tak wcześnie to tylko rodzina z Polski dzwoni. Pewnie znowu ktoś umarł – pomyślałam, bo inaczej by przysłali wiadomość e-mailem, textem, albo zadzwonili o przyzwoitej dla mnie porze. Przecież wiedzą, że u mnie blady świt.

        Na całe szczęście telefon nie był w zasięgu ręki, więc zanim się dobudziłam do wygramolenia z pieleszy, a to i kota trzeba było przesunąć, bo smacznie spał, i wcale nie miał zamiaru mi ustąpić, i znaleźć trepki, które znów ktoś w nocy wkopał pod łóżko, telefon  przestał dzwonić. Sprawdzę później, kto dzwonił – pomyślałam i uszczęśliwiona, że jeszcze mogę pospać zakopałam się szybko po uszy i sam czubek nosa w jeszcze cieplutkie moim własnym ciepłem  posłanie. Ach jak przyjemnie! W ciepłym łóżeczku spać nad ranem.

        Niedługo mi to było jednak dane, bo telefon znowu zadzwonił. Próbowałam go ignorować, a on jak na złość dzwonił coraz głośniej. Zdawało się, że ktoś po drugiej stronie celowo  podkręcał gałką siłę głosu. Tak jak nasza sąsiadka jeszcze w Polsce – kiedy to było? Pół wieku temu? – twierdziła, że jak byliśmy wszyscy w pracy i w szkole to dzwonił złodziej. A skąd było wiadomo, że złodziej? Bo dzwonił  tak coraz głośniej – nawet u niej za ścianą było słychać. Ona za nic nie odbierała telefonów, bo nie dowierzała, że połączenie jest od jednej osoby do drugiej, a nie na przykład od diabła do nas. No bo skąd niby wiadomo, kto dzwoni, jeśli nikogo po drugiej stronie kabla nie widać?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        To tak jak próbowałam kiedyś wytłumaczyć pewnemu starszemu małżeństwu na czym polega bezprzewodowe połączenie Wi-Fi. Pokazałam radio. No tak, ale radio ma kabel. No niekoniecznie, bo może być na baterie – i też odbiera. Podeszliśmy do ich laptopa, i pokazałam, że też działa bez podłączenia jak ma naładowaną baterię. I że to tylko inne fale, nie radiowe, a internetowe.

        I nic. Radio i fale radiowe rozumieją, ale internetowych to nie. I już, nie przeskoczysz. Bariera mentalna. Babcia mi opowiadała, że przed wojną w ich majątku w Wielkopolsce, w Rydzynie koło Leszna, uczyła się jeździć na rowerze – co wtedy było wielkim szykiem, szczególnie dla panny. Dobrze jej szło, szybko się nauczyła. Tylko…

        Nie potrafiła zahamować. No i tyle było jej jeżdżenia, bo jak miała zahamować to zeskakiwała z roweru, z opłakanym dla siebie i dla roweru skutkiem. Tak i ja. Przez tyle lat żyłam w Polsce Ludowej bez telefonu, to teraz będę się wściekać, że telefon dzwoni z rana? Telefon przestał dzwonić, ja się całkiem rozbudziłam, kot też. Wyjrzałam przez okno. Z reguły wstaję skoro świt, o szarówce, ale tym razem, ponieważ trochę dłużej pospałam ogród był zalany słońcem, takim jasno złotym, typowym o wschodzie. Spojrzałam na ogród przez okno jeszcze raz. I aż mi dech zaparło. Cały mój ogród był wyzłocony. Liczne różno kolorowe wiosenne kwiecie także się wyzłociło. Nie zawsze otrzymujemy to co byśmy chcieli, ale jeśli jest jakiś sens tej całej naszej mozolnej wędrówki przez los, to cieszmy się tym czym jesteśmy obdarowani. Gdyby nie ten ranny telefon, to nie dostrzegłabym wyzłoconych wschodzącym słońcem wiosennych kwiatów. A warto było!

MichalinkaToronto@gmail.com                                Toronto, 5 maja, 2023