“Jak było, opowiedz” – usłyszałem. “Wtedy, pierwszego września. Opowiedz w paru zdaniach”.

“W paru zdaniach mogę opisać program informacyjny stacji telewizyjnej TVN 24. Czy tam TVP info” – odwarknąłem niegrzecznie. “Nawet jednym słowem mogę, w odniesieniu do obu stacji”.

Jednakowoż opowiem oczywiście, jak było, zaczynając wszelako stąd: otóż rzeczywistość, w jakiej człowiekowate, śmiertelnie zaczadzone europejskością, odmawiają przyznania, że współczesny poziom egzystencji Polek i Polaków, zasobność ich portmonetek, portfeli czy kont bankowych, dalej poziom zdobywanej wiedzy, aspiracje, dalej formy pamięci kulturowej, poczucie wspólnoty nawet, że wszystko to limitowane jest skutkami wojennej zawieruchy, autorstwa pospołu Niemców i Sowietów (nie zapominajmy o udziale sowieckiej Rosji w wojennym ludobójstwie) – taka rzeczywistość na szacunek nie zasługuje.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Polska dźwiga na barkach, nie ze swojej winy, bagaż trudny do oszacowania. To obciążenie trwale zginający wspólnocie kręgosłup. Samo wyliczenia strat w wymiarze materialnym przyniosło kwotę ponad sześciu bilionów złotych. Co brylujący w mediach poseł Paweł “Odchodzę z PiS, mam dość” Kowal nazwał zaraz “krucjatą antyniemiecką” oraz “antyniemieckim fiksum-dyrdum”. Ludziom kowalopodobnym tym bardziej warto zatem przypominać, że fałszowanie historii dla realizacji doraźnych interesów mści się okrutnie. Nie na tych, którzy historię zakłamują, lecz w stosunku do obywateli, którzy własną historię fałszować pozwalają. Nie dalej jak w czerwcu tego roku, dziennik “Rzeczpospolita”, piórem Marka A. Cichockiego, dotknął tematu niewiedzy współczesnych Niemców o popełnionych w czasie II wojny światowej zbrodniach na Polsce i Polakach. Zwłaszcza jedna z wielu konkluzji zabrzmiała przejmująco gorzko, a zarazem szczególnie niepokojąco z perspektywy nieodległej wszak przyszłości: “Trudno w to uwierzyć, ale dzisiaj w powszechnej niemieckiej świadomości historia tamtych straszliwych wydarzeń z naszych wzajemnych relacji po prostu nie istnieje”.

Niemcy nie chcą słyszeć o brutalność tamtej wojny, ich wojny, niemieckiej, i niemieckiej okupacji. Nie zastanawiają się, jak analizować traumę uczynioną bliźnim, mówiąc w języku ludzi współczesnych: jak traumę tę “przepracować”. Ot, przepracowawszy finansowo problem “ostatniego rozwiązania kwestii żydowskiej”, pozostają nacją zamkniętą na prawdę. W konsekwencji ufać Niemcom w jakiejkolwiek kwestii byłoby, jest i pozostanie nonsensem. Głupotą. Naiwnością niewybaczalną.

No tak. Ale jest, jak jest. Jak z każdym koniem bywa. Nie zamienisz wypełnionego fekaliami szamba w skarbiec ze złotem, to pewne. W takim razie jednak pomyślmy, przynajmniej przez chwilę, dokąd, odzyskawszy niepodległość w roku 1918, dotarlibyśmy w rozwoju – jako jednostki i państwo – gdyby nie koszmar II wojny światowej, ludobójstwo sowieckie, niemieckie i znowu sowieckie, a po nim demoralizacja moralna narodu za czasów komunizmu, postkomunizmu oraz III RP. To materia nieobecna w przestrzeni publicznej z jednej strony, choć stanowiąca przecież czynnik determinujący stan obecny jak rzadko co. Dość pomyśleć o konsekwencjach praktycznych dla nas, dla naszych dzieci i wnuków, dla wspólnoty. A co z ubytkami w rozumieniu świata i ludzi? Wszak owe konsekwencje i deficyty rozstrzygają o jakości wspólnoty polskiej. O poziomie intelektualnym naszych elit. Kto wie, czy nie o naszym – o Polski – być czy nie być?

***

…Uwaga, uwaga… ko-ma-trzy… przeszedł… uwaga, uwaga… ko-ma-pięć… nadchodzi… I wybuch. Jeden, drugi, cała seria. Tumany kurzu, niosąca śmierć ulewa szklanych igieł i równie morderczy grad ceglanych odłamków. Wwiercające się w umysły, kaleczące rozsądek okrzyki przerażenia. Wycia nieludzkie, rozcinające przestrzeń i trwale rozdzierające czas. Potem cisza. W niej – wydrapywane spod gruzów krwawe ochłapy. Wszystko, co pozostało z twarzy, ramion, nóg i korpusów najbliższych. Nocą zaś smolisty wiatr, do niepoznania czerniący zmasakrowane eksplozjami fasady budynków. I ogień, z oczodołów martwych kamienic womitujący płomieniami. By nikt nie zgubił drogi przez swój pożar. Przez własne piekło.
Więc gorzeliśmy. Wspólnota ludzi niewinnych w piekle zgotowanym jej przez Niemców, a każda z Polek i każdy z Polaków osobno, w swoich piekłach prywatnych. Noce, dni i lata peregrynacji przez zniemczoną pieklistość. Kolejna w historii Golgota wspólnoty polskiej: masy rozkrztuszane swądem stopionego tłuszczu ludzkiego i dławione smrodem spalonego ludzkiego mięsa. Trawione nieszczęściem przekraczającym każde z indywidualnych wyobrażeń nieszczęść, zalewane potokami krzywd, topione w oceanie polskiej krwi. Piekło, piekło, piekło. Nie kończące się nigdy niemieckie piekło – bo nawet gdy skończyło się, przecież nie wypaliło się do końca. Nie mogło. Istnieją rozmaite piekielne czeluście, to jasne, ale w żadnej nie znajdziemy dna czy końca. Dlatego tamte krzywdy przeorały serca, osiadły w duszach Polek i Polaków, na zawsze. Takie traumy są wieczne.

***
Tak było – a potem było znacznie okrutniej. Zaś do dziś pozostało niesprawiedliwie.

Krzysztof Ligęza 
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl