I nie wróci więcej. To słowa piosenki w wykonaniu Maryli Rodowicz do tekstu i muzyki Andrzeja Sikorowskiego.
No nie wiem. Na pewno nie będzie tak samo. Ale przecież.
Czytam książkę ‘The shortest history of Europe’ (Najkrótsza historia Europy) Johna Hirsta. Od czasu do czasu trzeba sobie przypomnieć nie tylko historię, ale i sposób spojrzenia na historię, bo ten się zmienia średnio co dekadę.
Książkę pożyczyłam w formie elektronicznej od partnera torontońskiej biblioteki. Partnerzy jakoś tak dziwnie uniknęli hakerów i wykradzenia danych elektronicznych, a publiczne biblioteki w Toronto nie. Piszę o tym, bo taka kradzież za okup jest coraz częstszym przestępstwem. Toronto Public Library (TPL) zapewne też dostała cenę okupu na odzyskania danych, co prawda o tym się nie pisze, ale tak to działa. Kiedyś tacy kryminaliści wykradli dane ze słynnego na cały świat szpitala dziecięcego (Hospital for Sick Children) w Toronto. Herszt kryminalistów ulitował się nad małymi chorymi pacjentami i zwrócił dane bez okupu.
Biblioteki torontońskie od 28 października (czyli to już ponad trzy miesiące) są otwarte, ale nie mają połączenia internetowego, komputery są nieczynne, nie ma Internetu, nie ma drukowania, nie ma zamawiania książek online.
Oddawanie książek jest trudne, bo biblioteki przyjmują zwroty, ale nie ma systemu żeby je zaznaczyć jako zwrócone, więc te zwrócone książki są składowane i przechowywane w kilkunastu (pewnie wkrótce kilkudziesięciu) kontenerach. Wszystko czeka. Na ponowne uruchomienie, a właściwie rekonstrukcję, bo jak nie ma nic, to z czego uruchomicie? Bardzo z tego powodu cierpię, nie tylko ja, ale i moja kieszeń. Od października wydałam sporo pieniędzy (setki dolarów?) na zakup książek i w Polsce, i w Kanadzie na te pozycje które są mi potrzebne, albo też tylko mi się wydaje, że są mi niezbędne – po prostu muszę je mieć.
A zakup książek dla bibliofila to jak jedzenie słodyczy, nigdy nie kończy się na jednej czekoladce. Do tej pory mój głód książek częściowo był zaspokajany przez Toronto Public Library. Po awarii mówili, że w styczniu roku bieżącego uda się powoli odbudować to co zostało skradzione (i zniszczone), teraz, że w lutym. A mnie się zdaje, że i luty to termin optymistyczny. Nie da się odbudować w krótkim czasie tego co budowano przez lata.
To dotyczy nie tylko systemu informatycznego biblioteki, ale i naszej historii. Skradzionych nam przez najeźdźców dzieł sztuki (Szwedów w potopie, carską Rosję, Niemców, a szczególnie Prusaków – wielokrotnie, i innych) chyba już nigdy nie odzyskamy? A zniszczenia materialne jak i przede wszystkim ludzie są po prostu nie do odrobienia – do dzisiaj. A to co zostanie odbudowane, to już nie to co było, bo tego co było już nie ma i nie będzie. Wierzę, że elektroniczny system torontońskiej biblioteki publicznej zostanie odbudowany, ale to już nie będzie to samo. Po pierwsze będzie mnóstwo zabezpieczeń, aby kradzież danych się nie powtórzyła. Czyli tym samym elektroniczny system będzie i wolniejszy, i bardziej sprawdzający – wszystkich i wszystko. No bo jak odróżnić elektronicznego złodzieja od uczciwego czytelnika takiego jak ja? Być może zostanie wprowadzony limit wypożyczeń? Tak było kiedyś, że można było pożyczyć z biblioteki tylko cztery pozycje.
Te kryminalne przestępstwa wykradania zasobów z komputera dotyczą nie tylko wielkich korporacji, ale i mniejszych biznesów, jak i osób prywatnych. Można się zabezpieczyć, ale to kosztuje. Obecnie coraz więcej stron Internetowych (np. Biuro Prezydenta RP) sprawdza czy kontaktujący się adres Internetowy jest legalny. Kilka dni temu sprawdzałam na stronie Biur Prezydenta RP jaka lektura została wybrana na Narodowe Czytanie w roku bieżącym, i połączono mnie dopiero po sprawdzeniu mojego łącza (i zapewne zarejestrowaniu, kim jestem – tak na wszelki wypadek).
A jeśli o sprawdzaniu mówimy. Ostatnio w Toronto zbadano nasilenie ruchu pieszego w korytarzach podziemnych w centrum miasta. Już to widziałam, jak przy każdym wejściu siedzi dwójka pracowników i rachuje tych co wchodzą, i tych co wychodzą. Ale gdzieżby tam! Badania i ruch przeprowadzono licząc sygnały telefonów komórkowych w podziemnych przejściach pod centrum, Toronto (tzw. PATH, licząca 30 km). Żadne tam pstrykania licznikami, i potem zsumowywanie danych. Jak masz komórkę, to wiedzą gdzie jesteś. Jak ją wyłączysz to też wiedzą. A jeśli ją zostawisz w domu? Mam takie dziwne przeczucie, że też wiedzą, bo mnie już jakoś zaczipowali. Nie tylko mnie. Ale i moje myśli. Czasem wystarczy, że coś tylko pomyślę, a już uncle google mi przysyła informacje z tym związane, i chce mi koniecznie coś sprzedać. Proszę powiedzcie mi, że to tylko moja paranoja?
Na pewno takie odbudowywanie od zera elektronicznego systemu biblioteki ponad dwu milionowego miasta będzie bardzo długie i bardzo kosztowne. A kto za to zapłaci? Znów ja? Przy obecnym dwucyfrowym wzroście podatków miejskich wciśniętych nam do gardła przez obecną radę miasta i jej nowego burmistrza Oliwię Chow, nie ma już miejsca na wyciśnięcie z nas niczego więcej. A jak wielu z was poskarżyło się do swojego radnego, że takie podwyżki podatków doprowadzą do ruiny miasta? I że w okresie zgrozy inflacyjnej i załamania biznesowego (tak, to już jest oficjalna recesja gospodarcza) nie da się z mieszkańców miasta tyle wycisnąć? Przypuszczam, że niewielu. Psioczycie między sobą, a to nic nie daje.
Założę się, że większość z Polonii nawet nie wie, kto jest ich radnym miejskim, kto reprezentantem do parlamentu Ontario (MPP), a kto reprezentantem federalnym (MP). Bardzo chciałabym się w tej materii mylić, bo po zaangażowaniu w procesy demokratyczne kraju, w którym nam przyszło żyć, ocenia się dojrzałość organizacyjną i polityczną społeczności. Gdzie my się w tej dojrzałości plasujemy? Plasujemy się na miejscu gdzie się nas rozrabia na szaro prowokując grupy samych swoich do wewnętrznego, wyniszczającego konfliktu.
Tak żebyśmy się sami ze sobą pożarli i wykończyli. Najsłynniejszy strateg wojenny wszech czasów Sun Tzu (5 wiek przed Chrystusem – BC) tak właśnie to ujął: największe zwycięstwo to zwycięstwo bez bitwy. Dodaje także, że jeśli wróg jest silny, to należy go unikać. Coś tak jak nasze ‘na pochyłe drzewo, to i koza skacze’.
Jak wspominałam, biblioteka torontońska (Toronto Public Library – tpl.ca), jedna z najlepszych publicznych bibliotek na świecie, jest od 28 października zeszłego roku pozbawiona tego, co było jej wyznacznikiem nowoczesności w ostatnich latach – online dostępu do zbiorów i zamawiania książek. Na całe szczęście e-booki i e-audiobooki są dostępne, dla tych, którzy wcześniej się zarejestrowali. Tym to sposobem dalej mam dostęp do książek, co prawda tylko w formacie elektronicznym, ale pomiędzy perfekt, i nic, ‘good enough’ jest lepsze niż nic.
Nie wiadomo kiedy zbiory publicznej biblioteki Toronto znów będą dostępne. Nie mogę się doczekać, nawet jeśli to będzie inne, bo przecież nie może być to co było.

Alicja Farmus
Toronto, 28 stycznia, 2024