Nie wychodziłam przez ponad dwa tygodnie. To znaczy wychodziłam. Do ogródka, który się u nas nazywa ‘backyard’, tak jakby to było ogrodzone pole z tyłu domu. Coś tak jak nasze podwórko z tyłu, albo ‘na zadku’, jakby się powiedziało w moim pierwszym języku – śląskim. U nas, to znaczy  w Ontario często określa się terminem ‘backyard’ również to co z przodu domu, choć to powinien być  ‘frontyard’. U nas w Polsce mówi się ogród, ogródek, albo rabatki z przodu. A jeśli już trawa to musi być to murawa, bo trawa kojarzy się z dziko rosnącymi różnymi trawami i zielskiem. Trawa  wysoka, i na półtora metra. Na takiej łące z wysoką trawą tylko kołyszące głowy niewieście w kolorowych chustkach były widoczne.

Murawa, to taka trawa jak na boisku piłkarskim, albo taka z manicure jak te przed naszymi kanadyjskimi domami. Coś w tym jest, że tutaj tak się dba o te trawniki przed domem. Wszystko inne może być takie sobie, ale trawnik musi być pięknie przystrzyżony. I im większy tym lepszy. Świadczy o dużej zasobności właściciela. Jak cię widzą tak cię piszą.

W Kanadzie zapewne przez ten przystrzyżony trawnik. W Polsce przez drogie ubiory. Też to wzięło się z historycznego ‘zastaw się, a postaw się’. Najlepiej taki trawnik strzyc co tydzień. Tam gdzie spędzałam lato (nie wiem, czy mi będzie dane tam pojechać w tym roku ze względu na obostrzenia związane z zarazą), w północno wschodnim Ontario, w tak zwanym ghost town, czyli wymarłej wiosce w Millbridge, ci co pozostali, mają takie kosiarki jak małe kombajniki, i tak jeżdżą sobie wzdłuż i w wszerz całymi dniami kosząc trawę. Początkowo myślałam, że tak paradują, żeby się przede mną – miastową –  popisać. To też. Kiedyś paradowaliby przed moim obejściem popisując się jabłkowitymi konikami. Może dwukółką, albo wierzchem, albo i bryczką? Wiem, że w tamtej okolicy cieszyły się dużym wzięciem konie kare. Skąd wiem? Kiedy jestem zaproszona do nielicznych pozostałych lokalnych mieszkańców, to ich o wszystko wypytuję, żeby się dowiedzieć jak najwięcej. I proszę o zdjęcia. Stąd wiem, bo koń kary dostąpił zaszczytu bycia sfotografowanym z ludźmi tamtej epoki. Nie tak starej znowu, jakieś pół wieku temu. Z początku myślałam, że tak tę trawę koszą przed zwierzyną, komarami i gryzoniami. A jest tam tego wszystkiego aż za dużo. No ale po co by kosili aż tyle? Wystarczyłoby tak jak u mnie – wykaszają moje cztery akry w ścieżki dojścia do domu i kabinki, i dookoła na spacer z psami. Wyjaśniła mi to córka. Otóż w Anglii tylko bogaci mogli sobie pozwolić na trawnik przed posesją. Biedacy wykorzystywali każdy skrawek ziemi na ogródek warzywny. Więc ci zasobniejsi zaczęli pielęgnować trawniki, żeby pokazać jak są zamożni, i mają tyle ziemi, że nie muszą na każdym skrawku uprawiać warzyw. I to przetrwało, bez pamięci o przyczynach. Jako zachowanie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

I jak już o tych trawnikach się rozpisałam, to mamy taką wszystkim znaną piosenkę o zielonym mosteczku co się ugina, bo rośnie na nim trawka. Na pewno znacie. Przez całe życie myślałam, że ten mosteczek dodatkowo ‘nie sieka się’.  Tak jak: ‘zielony mosteczek ugina się, trawka na nim rośnie nie sieka się’. A to nie ‘nie sieka się’, tylko ‘niesie Kasię’, dopiero moje dziecko urodzone w Kanadzie musiało mi to objaśnić.  Pewnie dlatego, że nie rozumiało co to znaczy, że rosnąca trawka na mostku nie sieka się. Tak prawdę rzekłszy, ja też nie wiem co to znaczy.

MichalinkaGoniec@gmail.com