Europa uniknęła blackoutu. O włos. Ktokolwiek próbował, kimkolwiek był, dał spokój i zwiał, skąd diabli go przynieśli.

Mógł to być przypadek, ale przypadek to nie był: kilkadziesiąt godzin później cios przyjął Pakistan. W nocy z 9. na 10. stycznia elektryczności pozbawiono 200 milionów ludzi. Niemniej bliższa koszula ciału, więc najpierw dwa słowa o Europie. Bartłomiej Sawicki (biznesalert.pl): “Europejski kontynentalny obszar synchronizacji sieci elektroenergetycznej rozpadł się w piątek po południu na dwa niezależne regiony. Sytuacja ta trwała godzinę zanim doszło do ponownej synchronizacji”.

Według ENTSO-E (europejska organizacja operatorów sieci), początek spadku napięcia wywołanego nie wiedzieć czym wystąpił o 14.05 i trwał do 15.08 czasu środkowoeuropejskiego. Reagując na zdarzenie, system podzielił sieć na dwie części, odcinając zagrożony region od całości. Innymi słowami: chyba pierwszy raz w historii podział uratował Europę. “Dzięki natychmiastowym i skoordynowanym działaniom operatorów przesyłowych stabilność sieci elektroenergetycznych nie zastała zagrożona” – podano w komunikacie operatora. Bartłomiej Sawicki: “Podstawowym zadaniem układów elektroenergetycznych jest dostawa energii elektrycznej odpowiedniej jakości. Jednym z podstawowych kryteriów jakościowych jest utrzymanie częstotliwości napięcia na odpowiednim poziomie. Wszystkie elementy systemu przesyłowego, jak linie przesyłowe, transformatory, pracują z określoną częstotliwością. Jeśli ona spada lub rośnie powyżej danego poziomu, to część urządzeń się wyłącza. W skrajnych wypadkach grozić to może blackoutami”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

I właśnie blackout dotknął Islamską Republikę Pakistanu, ledwie kilkadziesiąt godzin po awarii w Europie. Mocarstwo atomowe, w którym religią panującą jest islam, pogrążyło się w ciemnościach. Prądu pozbawionych zostało ponad dwieście milionów ludzi, w tym mieszkańcy największych miast Pakistanu (Karaczi, Islamabad, Peszawar, Rawalpindi, Lahore i in.). W dość minimalistycznym oświadczeniu, pakistański rząd oznajmił jedynie, że: “Ogólnokrajowy brak prądu spowodowany został nagłym spadkiem częstotliwości w systemie dystrybucji energii”. What comes next?

 

Ponad wszystko

Trwa europejski wyścig po “odporność zbiorową”. Jasne, im prędzej zaszczepi się większość obywateli jakiegoś państwa, tym szybciej ów kraj wróci do normalności. I tyle propaganda.

Jeśli tak, w państwie tym gospodarka odzyska oddech wcześniej niż pozostałe gospodarki Starego Kontynentu. Jakby to powiedzieć: jest o co się bić. Ale Unia Europejska bije się także o europejską solidarność. Sama ze sobą się bije, dodajmy. Niedawno szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, poinformowała, że: “Uzgodnienia 27. krajów członkowskich nie dopuszczają równoległych negocjacji i równoległych kontraktów w sprawie dodatkowych zakupów szczepionek”, a niedługo potem gruchnęła wieść, że Niemcy “zorganizowały” sobie partię dodatkową. I co? I Komisja Europejska swoim sposobem nabrała wody w usta. W każdym razie mowy nie ma o jakichkolwiek napomnieniach dla największej unijnej gospodarki, o karach nie wspominając. Czego nas to uczy? Że ignorowanie unijnych ustaleń nie pociąga za sobą konsekwencji, jeśli unijne uzgodnienia łamią Niemcy. I że kiedy w grę wchodzą interesy strategiczne tego państwa, unijna solidarność liczyć się przestaje. Innymi słowami: Niemcy, Niemcy ponad wszystko. Prawdę powiedziawszy: zazdroszczę. I pytam: “What comes next?”.

 

Oblicze postępu

6 listopada 2020 roku pewnego mężczyznę dopadł zawał serca. Dzięki wysiłkom ratowników, narząd podjął pracę po 45. minutach. “Śpiączka spowodowana trwałym uszkodzenie mózgu” – brzmiała opinia lekarzy ze szpitala w Plymouth (południowo-zachodnia Anglia). Na tej podstawie szpital zwrócił się do sądu o zgodę na odłączenie pacjenta od aparatury podtrzymującej życie. Żona i dzieci mężczyzny zaakceptowały to rozwiązanie. Zaprotestowały matka, dwie siostry i siostrzenica.

W połowie grudnia, sąd brytyjski, zajmujący się sprawami osób nie mogących samodzielnie podejmować decyzji, uznał, że zdanie żony więcej znaczy niż zdanie matki. 31. grudnia decyzja sądu zezwalająca na przerwanie odżywiania i nawadniania mężczyzny weszła w życie i mężczyźnie po raz trzeci odpięto przewody, którym podawano mu jedzenie i wodę. Warto dodać, że wcześniej, po odłączeniu go od respiratora, mężczyzna zaczął oddychać samodzielnie. “Płakał, ruszał głową, reagował na głos. Nie można więc mówić, że znajduje się w śpiączce czy tym bardziej w stanie wegetatywnym, lecz w stanie minimalnej świadomości” – zaznaczyła matka, w związku z powyższym zaproponowała przetransportowanie mężczyzny do Polski, gdzie mógłby być dalej leczony. Na to z kolei nie zgodziła żona mężczyzny. Oraz sąd, argumentując, że wiązałoby się to z dużym ryzykiem śmierci w trakcie transportu, co byłoby bardziej pozbawiające godności niż odłączenie od aparatury podającej mu wodę i pożywienie. Uwaga: “W obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną, tak aby do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał”. Nowoczesność, panie panowie, a nawet, powiedziałbym, postęp. What comes next?

 

Wymyśliwactwo

Słyszały człowieki? Koniec z kolejkami na dobrowolne szczepienia preparatami dostarczonymi przez farmaceutyczne koncerny, odrzucające odpowiedzialność za odległe w czasie skutki uboczne przyjętego produktu. To znaczy za ewentualne skutki. Oto władza ludowa nasza ukochana wzięła sobie siadła i powietrza do płuc nabrała. Odważnie. Władza nasza ukochana ludowa tak właśnie wzdycha: odważnie i głęboko. Westchnąwszy, wody mineralnej władza ukochana nasza ludowa łyk upiła, czy tam parę – a na sam koniec wzięła sobie i wymyśliła. To znaczy nam wymyśliła. “Fundusz kompensacyjny” mianowicie. Czyli odszkodowania dla tych, których dotkną skutki uboczne szczepienia przeciw Covid-19.

Trafią się nam dwa tygodnie pobytu w szpitalu po szczepieniu – i zaraz odszkodowanie. Od dziesięciu do stu tysięcy złotych. Przy tym poszkodowany nie będzie musiał udowadniać, że uszczerbek poniesiony na zdrowiu nie jest powodowany inna przyczyną niż szczepienie. Wystarczy przedłożenie dokumentacji medycznej, a zespół ekspertów – specjaliści od szczepień ochronnych – będzie miał 60 dni na podjęcie decyzji. Pozytywna oznacza wypłatę świadczenia, a gdyby decyzja okazała się negatywna, będzie można ją zaskarżyć do sądu administracyjnego.

Normalnie skumbrie w tomacie – ale chcieliście mieć, to macie. Co władzy ludowej naszej ukochanej szkodzi obiecać to czy tamto człowiekom nadwiślańskim? Tak na marginesie: zakładając poprawność danych, to jest, jeśli rzeczywiście wśród 250.000 szczepień, ciężki niepożądany odczyn poszczepienny występuje “zaledwie” w jednym przypadku, i zakładając, że w Polsce możemy spodziewać się zaszczepienia, powiedzmy dwudziestu milionów obywateli, prosty rachunek wskazuje, że “ciężki NOP” dotknie 80. Polek i Polaków. Słownie: osiemdziesięciu. Zakładając, że będzie to równoznaczne ze śmiercią, a Rzecznik Praw Pacjenta uzna ewentualne roszczenia, oznacza to wydatek z budżetu państwa na poziomie 80 x 100.000 = 8 mln złotych.

Jak widać, nadwiślańskie “management of expectations”, zarządzanie oczekiwaniami, ma się coraz lepiej. Powiedzieć można: zarządzanie oczekiwaniami first. Można też powiedzieć, że to tania sztuczka. A na koniec można również zapytać: “What comes next?”.

 

Rządziciele

Przypomnijmy: najpierw świat dowiedział się, że Twitter zablokował możliwość dyskusji, powielania i przekazywania dalej wypowiedzi prezydenta USA. Wkrótce ogłosił, że konto Donalda Trumpa zostało zablokowane na dwanaście godzin, a następnie na stałe. Gdy Trump zaczął korzystać z oficjalnego konta prezydenckiego, tweety tam zamieszczone również skasowano. Co więcej, to konto – jeszcze raz: konto urzędującego prezydenta USA – również zablokowano. Podobnie nie powiodła się próba publikacji na koncie kampanijnym Trumpa, które również czym prędzej zawieszono.

Świat niemal zastygł. Jacek Milewski: “Tylko ostatni debil może nie rozumieć, że system właśnie się domyka i świat Zachodu osuwa się w przepaść”. Robert Winnicki: “Różnica między Wschodem a Zachodem? W Chinach państwo (partia) zacieśnia kontrolę nad korporacjami, w USA korporacje zacieśniają kontrolę nad państwem, politykami i przepływem informacji. Metody inne, skutki podobne”. Rafał Brzeski mówi: “Jeżeli można zablokować prezydenta Stanów Zjednoczonych, to można zablokować każdego. Mark Zuckerberg i jemu podobni będą sprawować rządy dusz i z wielu względów nikt im nie przeszkodzi”.

Także serwis YouTube poinformował, że zawiesza kanał prezydencki, a to z powodu “podżegania do przemocy”. Konkretnie: “Po dokonaniu przeglądu i w świetle obaw o potencjalną przemoc, usunęliśmy nowe treści opublikowane na kanale Donalda J. Trumpa za złamanie naszego regulaminu”.

Ponieważ to należy zauważyć, podkreślmy: wszystko wymienione oznacza znacznie więcej, niż codzienne “zamiatanie” przestrzeni wspólnej w imię ideałów lewicy. To wolność słowa oblewana stężonym chlorem. Czy tam innym Demostenesem. Przepraszam, Domestosem. Jak to ktoś ujął: “Who will be silenced next?”, kogo następnego uciszą?

Tego akurat dowiedzieliśmy się szybko i już wiemy: Facebook zablokował profil Rona Paula, 86-letniego republikanina, krytykującego zablokowanie Donalda Trumpa. “Bez żadnego innego wyjaśnienia niż “wielokrotne sprzeciwianie się naszym standardom społeczności”, Facebook zablokował mi zarządzanie moją stroną. Nigdy w przeszłości nie otrzymaliśmy powiadomienia o naruszeniu standardów społeczności i nigdzie nie zidentyfikowano posta naruszającego zasady” – oznajmił Paul. Ja powiem: oto rządziciele nasi, psia ich krew.

 

Gwałcąc zasady

Dalej, Amazon wypowiedział umowę serwisowi społecznościowemu Parler, motywując to “pogwałceniem zasad”. Wspomniany serwis, uznawany za prawicowy, wcześniej usunęły ze swoich sklepów internetowych Apple i Google. “Działanie Amazona, Google i Apple spowodowały, że większość pozostałych sprzedawców również zrezygnowała ze swojego wsparcia dla nas. A inni dostawcy, którzy mają wystarczająco dużo serwerów, aby nas obsłużyć, zamykają przed nami swoje drzwi. Mówią, że nie chcą z nami współpracować, jeśli Apple czy Google nie wyrażą na to zgody” (John Matze, CEO Parlera).

Patrick J. Buchanan podsumował porządkowanie przestrzeni onegdaj wspólnej dwoma zdaniami: “21. stycznia Demokraci będą kontrolować Senat, Izbę Reprezentantów i Biały Dom. Big Tech, Big Business, Big Media będą na pokładzie”. Jak sądzę warto tu dodać, a nawet koniecznie dodać tu należy, że wszyscy wymienieni, wspólnie i w porozumieniu, powiesili przyzwoitość na haku, a teraz zmawiają się, czy chlastać powieszoną nożem z góry w dół, czy może pruć z dołu w górę. Żeby przyzwoitości nie patroszyć, mowy nie ma i już nie będzie. What comes next?

 

Pucha z Pandorą

Czy wszystko powyższe potwierdza, że światowa demokracja znalazła się w kryzysie? Nie powiedziałbym. Ani ona światowa, ani demokracja. Demokracja oznacza wyłanianie władzy w drodze wyborów, ale z tym warunkiem, że wybór ów musi dokonywać się w warunkach dostatecznej wiedzy. Wiedza czerpana przez ogół zwany elektoratem z mediów współczesnych, przekreśla tę ewentualność. Raz, za to dobrze.

Zresztą to samo można powiedzieć inaczej: pokazuje się nam fasadę, a decyzje zapadają w kulisach, nie mając przy tym nic wspólnego z konstytucyjnymi pseudo-realiami. Teatr, spektakl, nic więcej. Żadna demokracja, już prędzej demokratura. Pucha z Pandorą normalnie. Czy jakoś podobnie. A ludziom niewierzącym w kierowaniem światem zza kulis odpowiadam, że bez kulis i spektaklu teatr nie istnieje. Bez kulis, reżysera, aktorów, inspicjenta, suflera – i kogo tam jeszcze prawdziwa sztuka wymaga. Bez autora też nie. A że nie widzimy, co dzieje się w kulisach, czy tam za kulisami, nic w tym dziwnego. Właśnie na tym ta gra polega.

 

Recepta

Igor Maćkowski: “Komuszki czy narodowi socjaliści – jedna zaraza, ten sam zapęd. Tym razem komuszki górą”. Trafnie. I ujmować nie ma z czego, i nic dodawać nie trzeba. Może poza przekonaniem graniczącym z pewnością, że “komuszki górą” niekoniecznie wyłącznie “tym razem”. Oto świat współczesny, zaatakowany nowoczesnością brutalnie, a zatłoczony postępem do takiego stopnia, że podstawą interwencji oznaczającej złamanie wolności słowa staje się brak podstaw do takiej interwencji.

A przecież kwestię wolności słowa można rozstrzygnąć równie łatwo, jak palcami pstryknąć: przyjmujemy (co wszak jednoznacznie oczywiste) że wolność słowa zawiera w sobie prawo jej nadużycia. I już. Skoro jednakowoż umawiamy się, żeby powyższego nie zauważać, to znaczy, że nikomu w sumie nie zależy na uporządkowaniu tematu i stabilizacji. Nie można bowiem mówić, że istnieje wolność słowa, a jednocześnie zgadzać się na jej ograniczanie – z jakichkolwiek powodów. Powtórzę, proszę to sobie zapisać “na tłusto”: wolność słowa zakłada w sobie możliwość jej nadużycia. Niejako z samej definicji. Wystarczy powyższe przyjąć, zastosować – i już można zająć się czymś konstruktywniejszym od bicia piany medialnej. Czy tam bicia i nakładania ubitej piany ludziom na oczy.

 

Miotła zamiata

Podsumowując, miotła pandemicznego “wielkiego resetu” burczy i grzmi, i zamiata – ino furczy. Nowa miotła, nowe porządki. Dajmy na to obywatele Cypru mogą wychodzić z domów: a) do pracy, b) w celu zrobienia zakupów (otwarte będą sklepy z żywnością, apteki oraz, zdaje się, banki), c) do lekarza, d) na spacer, e) nad morze (popływać lub łowić ryby). Gdzie haczyk? Tutaj: wyjście z domu możliwe będzie dwa razy dziennie, nie częściej, a do tego po wcześniejszym wysłaniu specjalnego sms-a. Zabroniono też jakichkolwiek spotkań towarzyskich.

***

What comes next, co będzie dalej? Co nam przyniesie jutro? Zwykłe pytania w niezwykłych czasach. I odpowiedzi, że aż strach się bać, bo uderzające w nas z siłą kowalskiego młota. Z drugiej strony, oczywiście nierozsądnym byłoby przy tym oczy zamykać. Albowiem jak wiemy doskonale, wszystkie nasze potwory żyją wśród nas.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl