Dzieje się. Coraz bliżej nam do dnia, w którym, spojrzawszy w lustro, ujrzymy swoje zwłoki. Żywego trupa zobaczymy. Zamiast siebie.

Powyższe to w kontekście już nadto dostatecznie widocznego procesu, w jakim medycyna oparta na faktach wyrodnieje i zamienia na naszych oczach w medycynę opartą o autorytety. Tak zwane. Prędko poszło, można powiedzieć. Nota bene, wspomniane autorytety osadzone są na dobrze płatnych pozycjach. Zazwyczaj. Zapewne z góry upatrzonych. A co jeden taki autorytet to bardziej nadęty. Jakby skwarkę lizał. Czy tam inną Big Pharmę jakby całował. Czy tam vice versace.

WYMIAR RZEZI

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Rada Medyczna przy premierze, rada polityczna przy pośle, rada przy Radzie Naczelnej – albowiem Naczelna Rada Lekarska też potrzebuje autorytetów, ekspertów i w ogóle bez ekspertów ani rusz. Ekspert tejże, Naczelnej Rady Lekarskiej, Grzesiowski Paweł (ten to dopiero oderwać się od szkła nie potrafi), wyraził zaniepokojenie “niską wyszczepialnością w małych gminach”, wieszcząc: “Tam będzie rzeź, nic innego nie może się wydarzyć”. Piękne, prawda? Tymczasem ludzie rozsądni tę rzeź już dostrzegają, owszem, tyle, że w innym wymiarze.

        Niedawno Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych oraz Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych zaalarmowały opinię publiczną, że: “Rozkład struktury wieku w zawodzie pielęgniarki i położnej wskazuje na brak zastępowalności pokoleń”. Żadne odkrycie co prawda i mówiąc prostym słowem idzie o to, że pielęgniarek coraz mniej (ponieważ starsze osiągają wiek emerytalny), a młodszych nie widać nawet na horyzoncie. Już około trzydziestu procent aktualnie pracujących pielęgniarek i położnych uprawnionych jest do przejścia na emeryturę. Gdyby wszystkie panie jednocześnie zrezygnowały z dalszej pracy (to łącznie ponad 60 tys. osób), zamknąć na kłódkę trzeba byłoby prawie trzysta szpitali. Przy czym tak czy owak za lat dziewięć zaledwie, to jest już w roku 2030, średniego personelu medycznego zabraknie w blisko pięciuset placówkach. A co tam. Będzie, co ma być. Ważne, że furgonetka, oplakatowana obrazkami aborcji w praktyce, nie będzie już szokować warszawiaków. Dostała szlaban na szokowanie poprzez zakaz jazdy po mieście stołecznym.

Słuszna decyzja, albowiem epatowanie okropnościami, czynionymi najmłodszym człowiekowatym przez starszych człowiekowatych, wstrząsa normalnymi człowiekowatymi, szkodząc ich rozumowi w sposób tak oczywisty, jak każdy obecny w przestrzeni publicznej przejaw mowy nienawiści. Czy tam inny stereotyp antysemicki.

POGODA AKSJOLOGICZNA

        Podobno w stolicy wciąż kursuje natomiast furgonetka, pokazująca, jak w praktyce wygląda robienie cielęciny z cielątka, a następnie kiełbasy cielęcej – tu zakazu oczekiwać bynajmniej nie należy – i to też jest decyzja jak najbardziej słuszna, albowiem epatowanie okropnościami, czynionymi mniejszym braciom przez niektórych człowiekowatych, wstrząsa normalnymi człowiekowatymi wstrząsa, szkodząc ich rozumowi w sposób tak oczywisty, jak każdy obecny w przestrzeni publicznej przejaw nienawiści do zwierząt. Czy tam inny antysemityzm stereotypowy. Ho-ho, tak-tak. Człowiekowate muszą wiedzieć, jak bestialsko krzywdzić potrafią swych mniejszych braci inni człowiekowaci.

        Przy okazji: jedna z mych ulubionych Psujek, niejaka Gozdyra Agnieszka, znowu dała. Powiedzmy delikatnie: popalić nam dała. Mianowicie rozmawiając o wspomnianej wyżej uchwale warszawskiego samorządu, zauważyła, że dyskusja o aborcji jest dyskusją ideologiczną, a ona tego nie chce. A ja na to: “Od kiedy dyskusja o faktach, to jest o zgodzie bądź sprzeciwie wobec przerywania rozpoczętego procesu biologicznego (tu: rozwoju osobniczego człowieka), jest ideologiczna?”. Dobre pytanie zadałem, uważam. Wcale nie ideologiczne, skoro stricte naukowe. Niestety, zadałem je niewłaściwej kobiecie. Słusznie więc milczenie było mi odpowiedzią.

        Czy tam niewłaściwemu człowiekowi z macicą je zadałem, boć przy obecnej pogodzie aksjologicznej naprawdę niewiele wiadomo w kwestiach, by tak rzec: płciowych, co oznacza, że w tym obszarze pogubić się można z kretesem i prędko.

KAŻDY SOBIE

        Idźmy dalej, przypominając, że na “walkę z Covidem” Wielka Brytania wydała 37 miliardów funtów. To mniej więcej tyle, ile kosztowało Brytyjczyków finansowaniu całego programu zdrowia publicznego przez dziesięć lat. Przez dekadę. Ktoś wie, skąd brytyjski rząd wziął takie pieniądze? Czyje portfele wyczyścił? Na ile lat do przodu obywateli zadłużył? Retorycznie pytam i nie tylko o Wielką Brytanię przecież chodzi.

        Tym bardziej w tym miejscu warto przypomnieć reakcję Big Pharmy, kiedy na niedawnym spotkaniu G-7, prezydent USA Joe Biden wezwał do udostępnienia patentów na wytwarzanie tychże szczepionek wszystkim krajom świata, tak, by mogły ją produkować same. Wielka Brytania, Niemcy i Kanada odmówiły, nie oglądając się na fakt, że niemal całość funduszy wydanych na opracowanie szczepionek (według niektórych szacunków 95 proc.) pochodziło z kasy publicznej. Ktoś gorzko zapytał: “Ilu ofiar miesięcznie wymaga podtrzymywanie iluzji wolnego rynku?”.

        Teraz a propos przymusu. Już za dni parę dosłownie, od połowy lipca, Malta (państwo należące do UE) nie wpuści na swoje terytorium nikogo, kto nie został “wyszczepiony” przeciwko Covid-19. Chorowali, nie chorowali – to bez znaczenia. Tymczasem na Malcie “wyszczepionych” w pełni jest prawie 80 proc. populacji. Z kolei w Izraelu zgody rodziców już nie potrzeba, by “wyszczepiać” dzieci. Z kolei premier Japonii ogłosił stan wyjątkowy na terenie Tokio. Co oznacza między innymi, że ubiegłoroczne, odwołane z powodu pandemii Igrzyska Olimpijskie, odbędą się w tym roku tak jak planowano, na przełomie lipca i sierpnia, ale bez udziału publiczności. Odporności nie ma? Czy jak? Bo nasz pan ekonomista od zdrowia, Niedzielski Adam, przyznał niedawno, że “W tej chwili jesteśmy blisko progu odporności 60 proc., czyli przeciwciała posiada około 60 proc. naszej populacji”.

NOWY PORZĄDEK

        Piotr Zgorzelski (wicemarszałek Sejmu) już zadeklarował, że poprze zaliczenie szczepień przeciwko Covid-19 do obowiązkowych. Prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego, Władysława Kosiniak-Kamysza, zapytano, czy popiera takie stanowisko. Proszę posłuchać odpowiedzi: “Jeżeli ktoś się zaszczepi, to nie będą go obowiązywały żadne lockdowny, będzie mógł normalnie funkcjonować. Jeżeli ktoś się nie zaszczepi, to będzie miał lockdown całkowity”. Portugalski polityk António Guterres, zdeklarowany socjalista, aktualny sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych ujął to sami prościej, mówiąc: “Until everyone is vaccinated, everyone is under threat”. Dopóki wszyscy nie zostaną zaszczepieni, każdy pozostaje zagrożony. I dodał, że szczepienia powszechne to obecnie “konieczność praktyczna”.

        Stąd między innymi moje przekonanie: spoglądamy na nowy porządek rzeczywistości w chwili jego powstawania (“in statu nascendi”, stąd tytuł), zaś nowy porządek spogląda na nas – powiedzmy, że w odwecie. Pewnie dlatego uśmiecha się drwiąco. Boć tylko on jest w stanie się uśmiechnąć. Nam do śmiechu nie jest i nie będzie. Inaczej: kto nie widzi, dokąd zmierza świat, powinien oczy otworzyć czym prędzej. Im prędzej tym lepiej, a im szerzej tym jeszcze lepiej. Otworzywszy zaś, zauważy natychmiast najważniejsze: rzecz nie tylko w przymusie, który nas czeka. Sedno w tym, do czego konkretnie nowy porządek rzeczywistości nas przymusi. Bo nie łudźmy się, nie tylko o “szczepionki” chodzi. Nowy porządek, w którym ludzi odpowiedzialnych za nasz los, za los przymuszanych do tego i owego, wskazać nie będzie sposób.

TU I TAM

        Francuzi powtarzali niedawno: szczepmy się, nie będziemy chorować. Teraz, jak czytamy w “Le Figaro”, nieco oprzytomnieli, godząc z oczywistością: przed zachorowaniem szczepienie nie chroni, za to ilość niepożądanych odczynów poszczepiennych rośnie, nie wiadomo więc jak skończy się to, co zaczęło się ponad rok temu, kiedy to się skończy i czy skończy się to w ogóle. W Izraelu z kolei, w związku z “wszczepieniem” populacji do poziomu onegdaj uznawanego za dostateczny dla pojawienia się tak zwanej “odporności stadnej”, skrupulatnie monitorują (i wychwytują) ilość powikłań poszczepiennych związanych z chorobami mięśnia sercowego. Zwłaszcza u młodych mężczyzn. Co zdaje się źle wróżyć IDF, izraelskiej armii. O Hiszpanii mówi się dzisiaj, że “wróciła do poziomu skrajnego ryzyka epidemicznego”. O Seszelach było bardzo głośno z racji dużego skoku zachorowań, mimo “wyszczepienia” na poziomie uznawanym za gwarantujący “odporność populacyjną”. Teraz eksperci stąd i stamtąd, skądkolwiek i zewsząd, przekonują, że aby mówić o odporności zbiorowej, należałoby populację ziemską “wyszczepić” w dziewięćdziesięciu procentach. Do czego owi specjaliści przekonywać nas będą jutro czy pojutrze?

        Więc Seszele, więc Izrael, więc Wielka Brytania, więc Holandia, więc Portugalia. Ja to widzę tak: zaciska się pętla. Jeszcze oddychać się daje, ale coś drapie po szyi, wymuszając suchy kaszel krtaniowy. “Coś” nadchodzi. Zbliża się. Co takiego? Nie wiem, choć wiedzieć chciałbym. Któż nie chciałby?

ZOBACZYĆ PRAWDĘ

        A co wie nadwiślańskie Ministerstwo Zdrowia? Otóż można dogrzebać się tam informacji o blisko 750. osobach zmarłych na Covid-19 po przyjęciu dwóch dawek “preparatu szczepieniowego” (made by Niedzielski Adam). Po przyjęciu zmarły czy pomimo przyjęcia? Tego już nam nie powiedzą. Podobno sami nie wiedzą. Paweł Grzesiowski: “Nie do końca wiemy, kto to był. Dane są surowe, nieobrobione. Mogło być tak, że były to osoby starsze, schorowane. One mogą słabiej odpowiadać na szczepienie”. Aha, aha. A ktoś wie, że “wyszczepiono” także Teletubisie? I to nie jest żart.

        Już nie z dnia na dzień przepoczwarza się nasz świat, a niemal z godziny na godzinę. Jeszcze jedna, dwie – symbolicznie ujmowane – i doprowadzą nas tam, gdzie doprowadzić nas umyślili. Ci, którzy nas prowadzą. I gdzie nikt nie będzie już głowy sobie zawracał jeńcami. Tam jeńców brać się nie będzie. I proszę uprzejmie nie zakładać się ze mną. Przekonanie, że wiek XXI okaże się mądrzejszy od tylu poprzednich, nie znajduje podstaw. W każdym razie podstaw opartych na myśleniu racjonalnym. A nie ma, ponieważ ludzie przecież nie ci sami, zostają jednakowoż tacy sami. Od dziesiątków tysięcy lat. Jedno co zmieniają. niektórzy nadzwyczaj chętnie, to fason czy krój mundurów oraz kaliber pocisków. Ewentualnie model armat, zasypujących wroga tym czy tamtym. Nieważne, czym. Ważne, by przeciwnika wykończyć. Aktualnie zasypują nas postępem i nowoczesnością. Ktoś w ogóle zauważa, że spod tego stosu już nas prawie nie widać?

        Przesadzam? Że armat czy pocisków jakoś zauważyć się nie daje? Poczekajcie, poczekajcie. Modyfikacji genetycznych również nie zobaczymy. Zobaczymy za to ich skutki. I pójdą nam w pięty, to jest ludzkości te skutki w pięty pójdą, bo tak od zarania dziejów w skali populacji ludzkiej działa deficyt braku rozsądku. W praktyce będzie tak, że pewnego dnia, spojrzawszy w lustro, zamiast siebie ujrzymy swoje zwłoki. Przy czym zaledwie jednostki przejmą się tym widokiem, zwłoki generalnie nie. Czemu i czym miałyby przejmować się żywe trupy?

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl