Rozdział 4

Sklep z kredkami

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Od przyjazdu upłynęło tylko kilka dni, a koniki całkowicie wciągnęły się w rytm życia na zamku. Czuły się jak u siebie w domu, czyli jak prawdziwe konie z prawdziwej armii królewskiej, którymi były w rzeczywistości. Julka zauważyła, że wszystko wiedzą. Ciągle się od nich czegoś dowiadywała o sprawach dawnych, ale też o bieżących. Na przykład tego, że Babu co tydzień wymienia wszystkie flagi z orłami w koronach w najwyższych oknach baszt na świeże. Dzięki temu orły są zawsze śnieżnobiałe. Albo na przykład tego, że Wielki Naprawczy Wszystkiego, Konstruktor, Mechanik i Wynalazca jest już przy sto osiemdziesiątym siódmym ogniwie zerwanego łańcucha od mostu zwodzonego, który pokrywał farbą antykorozyjną. Wielki Naprawczy pracował nad łańcuchem siedząc głęboko w fosie i nie tylko pokrywał go farbą, ale też przy okazji sprawdzał i oliwił te ogniwa, na których farba już wyschła. Robił to dokładnie i systematycznie, ogniwo po ogniwie, bo wiedział że każde ogniwo w łańcuchu jest tak samo ważne. Miał na to czas tylko w ciągu dnia, bo nocami  pracował nad machiną do zgniatania opakowań do wtórnego wykorzystania, która wymagała kilku dodatkowych usprawnień. W wolnych chwilach spawał kratownicę do studzenia wszystkich chlebów równocześnie. Tego ranka Julka dowiedziała się od koników, że Wielki Naprawczy organizuje jednodniową wyprawę do pobliskiego Królewskiego Grodu Prastarego pełnego cudów, o których już wiele słyszała.
– Milka cię szuka! – zadyszany Szary przysiadł na zadzie. – Mamy jechać do Grodu!

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Wiadomość zelektryzowała Julkę. W mgnieniu oka znaleźli razem z Szarym Milkę, która w międzyczasie znalazła siedzącą w stajni Bajkę i w ogóle wszyscy zainteresowani błyskawicznie się poznajdowali.
– Jedziemy do sklepu z kredkami, żeby załatwić kilka spraw. Masz kredki? – zapytała ją Bajka.
– Jakieś mam, ale chętnie pojadę – Julka pomyślała, że dobrych kredek nigdy nie za wiele. Poza tym chętnie jechała tam, gdzie miała jakieś sprawy do pozałatwiania Bajka, bo lubiła ją obserwować i skrycie ją podziwiała. Bajka była od niej niewyobrażalnie starsza. Julka wiedziała na pewno, że nigdy jej w tym nie doścignie.

Wygrys wrócił właśnie z fosy. Wysłała go tam Milka, żeby sprawdził jak wygląda sytuacja.
– Przy którym jest ogniwie? – zapytała.
– Nie wiem, umiem liczyć tylko do stu – odpowiedział Wygrys.
– Mówił coś o wyprawie?
– Nie mówił.
– A pytałeś go?
– Nie pytałem, bo był zajęty.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU
Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Wobec tego wszyscy razem wybrali się do fosy ustalić, na czym stoją. Tak się złożyło, że Wielki Naprawczy Wszystkiego, Konstruktor, Mechanik i Wynalazca poczuł się właśnie w tym momencie zmęczony oliwieniem i różnymi innymi obowiązkami, których miał mnóstwo. Potrzebował chwili spokoju, żeby odzyskać siły. Postanowił poczytać chwilę przy kawie.
– Jesteśmy gotowi! – z werwą oznajmiła mu Milka.
– Czy możemy pojechać jutro? – zapytał Wielki Naprawczy, który szukał gazety i wybierał się właśnie do altany, w której zawsze  stał samowar z herbatą, ekspres do kawy i taca z ciasteczkami.
– Juuuuutro? – trzy dziewczynki szeroko otwarły oczy z przerażenia, po czym spuściły wzrok i jak na komendę smutno potrzepały rzęsami. Zapanowało głuche milczenie, po którym Wielki Naprawczy rzucił jeszcze tylko jedno przeciągłe spojrzenie  w stronę altany, po czym powiedział:
– Spotykamy się za piętnaście minut przy bramie głównej.
I tak się stało. Piętnaście minut wystarczyło wszystkim akurat na to, żeby pobiec po plecaki i inne najpotrzebniejsze rzeczy i pocieszyć Babu, że nie będzie ich cały dzień.
– Babu, pomidorowa, pamiętasz? – zapytała twierdzącym tonem Milka wybiegając z kuchni.
– Oczywiście.
– Ogórkowa też? – Bajka cofnęła się już zza progu.
– Jasne.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Kiedy odjeżdżali, piękny, duży, mądry i energiczny, ale łagodny pies Milki siedział przy bramie. Zrobił się troszeczkę bardziej niespokojny niż zwykle, ale zgodził się zostać. Tylko dlatego, że wierzył Milce, że wróci dokładnie za kilka godzin.

Do grodu nie było daleko, a pojazd Wielkiego Naprawczego jechał bardzo szybko, dzięki temu że Wynalazca specjalnie przystosował go do szybkiej jazdy. Poza tym zamontował na dachu składaną lotnię, przy użyciu której mogli bezpiecznie ścinać zakręty albo przelatywać nad innymi pojazdami, kiedy sytuacja przerastała jego nerwy. Najważniejsze było to, żeby na początku lotu dobrze podskoczyć, w czym pomagał przycisk w podłodze. Nie mogli lecieć cały czas tylko dlatego, że pojazd poruszał się w takich sytuacjach na zasadzie odbijania od twardego podłoża. Lotnia nie była wygodna do używania w mieście, więc tam składało się ją jak parasol. Zmiany w konstrukcji pojazdu wprowadzone przez Wynalazcę były związane z tym, że wlokące się samochody zawsze go denerwowały. Dlatego własny pojazd przystosował do przeskakiwania i przelatywania nad innymi autami, kiedy natrafiał na korek.
Mimo to Wygrysowi i tak strasznie się nudziło w drodze, chociaż Milka śpiewała mu Morze, nasze morze i inne piosenki. Ciągle pytał czy już dojechali i kopał w przednie siedzenie udając, że akompaniuje.
– Czy mógłbyś liczyć konie i krowy za oknem? – zapytała Julka starając się brzmieć entuzjastycznie.
– Jestem za bardzo zajęty – odpowiedział patrząc w inną stronę.
– Ależ on jest czasem niegrzeczny – powiedziała Julka, której było głupio, bo czuła się odpowiedzialna za jego wychowanie.
– Po co go w ogóle brałaś? – spytała Bajka.
– Nigdzie bez niego nie jeżdżę – Julce zrobiło się żal Wygrysa, bo sama też się trochę nudziła i cały czas piła wodę z butelki, chociaż nie chciało jej się pić. – Może się uspokoi.
– A co to właściwie znaczy, że ten gród jest królewski? – zapytała żeby zmienić temat.
– Gród Królewski to jest taki, w którym mieszkają królowe i królowie – wyjaśniła Bajka. – Sama zobaczysz.
– A poza tym – dodała Milka – jest w nim katedra pełna duchów królów i królowych i innych wielkich postaci.
– Skąd wiesz? – ta odpowiedź zafrapowała nie tylko Julkę, ale nawet Wygrysa, który natychmiast przestał kopać w przedni fotel.
– Z książki Dar i Tajemnica świętego Jana Pawła II, którą dała mi Babu, kiedy o nim rozmawiałyśmy.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami
Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Dalej jechali w ciszy, myśląc nad tym co powiedziała Milka, pełni radosnego oczekiwania na przygodę. Czuli, że mają szansę otrzeć się o rzeczy wielkie i ważne. Te tworzące Historię, o której tak dużo mówiła im Babu.  Najwięcej czasu zajęło im dostanie się do samego środka Grodu Prastarego, bo wszędzie był duży ruch. Najtrudniejszy okazał się przejazd przez Bagna Żabiego Kruka, które odzielały zamek królewski stojący na wzgórzu nad rzeką od rynku w środku miasta. Kiedy przez nie brnęli, Julka słyszała jak koniki szeptają coś o tym, że w ich czasach rynek był właśnie w miejscu, przez które jechali, zupełnie gdzie indziej niż w tej chwili. Bagna wydawały się prawie niemożliwe do przebycia. Do tego  Wygrysowi zaczęła się dawać we znaki choroba lokomocyjna.

– Zęby mnie bolą… – szepnął na ucho Milce, nie chcąc otwarcie przyznać, że robi mu się niedobrze.
– Wytrzymasz? – zapytała dyskretnie Milka, która od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
– Nie, muszę wysiąść.
Zatrzymali się z piskiem opon i w związku z sytuacją Wygrysa postanowili dalej iść na nogach. Znalezienie parkingu było niemożliwe, ale cudem się udało.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

– Od czasu kiedy tu byliśmy ostatni raz, wieki temu, dużo się pozmieniało – powiedział konik w kolorze skorupki od jajka, z przyjemnością stukając kopytami o bruk, mimo, że nie zaczęli jeszcze iść. Julka usłyszała, że wszystkie koniki robią to samo. Stukały tak głośno jak tylko mogły, udając że rozprostowują kopyta. Wygrys mocno stanął miękkimi łapami na kostce  brukowej i od razu poczuł się lepiej, tym bardziej że zobaczył lody. Julkę cieszyło, że nie zgubi go w tłumie, bo był dobrze widoczny: miał malinowe futerko w  wyraźne, żółte kropki.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

– To co, po kulce? – zapytał Wielki Naprawczy.
Trzymając w rękach po trzy gałki lodów w rożkach, weszli w okolicę uliczek wąskich, stromych i krętych, nie prostopadłych i równo odmierzonych jak te przy samym kwadratowym rynku. Szybko przyzwyczaili się do chodzenia po bruku, bo część dziedzińca ich zamku też była wybrukowana, więc mieli pewną wprawę. Wielki Naprawczy doprowadził ich do pięknego szyldu z napisem Długopisiarnia.
– Skoczę sobie tylko coś załatwić – powiedział kiedy podziwiali szyld i szybko zniknął za rogiem.
Żeby wejść do sklepu, trzeba było się wdrapać na pięć nierównych, ale uroczych schodków z białego kamienia. Zaraz za drzwiami czekały kolejne schodki, tym razem siedemnaście w dół, tak że zrobiło się małe zamieszanie i jedni ostrzegali drugich, tym bardziej, że sklep okazał się słabo oświetlony. Kiedy znaleźli się w środku, przez dłuższą chwilę nic nie widzieli, bo po słonecznej ulicy wnętrze wydawało się całkiem ciemne. Odurzyły ich natomiast śliczne zapachy nowych kredek woskowych i świeżego drewna kredek ołówkowych.
– Czujecie? – koniki szybko wciągały i wypuszczały powietrze z chrap.
– Yyyyhy, zapach ołówkowo-kredkowy, mój ulubiony! – Szarobeżowy aż się zachłysnął.
– Nowe kredki, zaraz zemdleję… – Beżowobury był nie mniej przejęty.
– Czuję też chyba nowy papier! – szepnął któryś z brązowych koników.
– I nową gumę do mazania. Ależ tu cudnie pachnie! – Konik koloru kawy z mlekiem, który lubił pisać, cicho zarżał z rozmarzeniem i położył się na grzbiecie. Oczy zaczęły im się przyzwyczajać do półmroku, więc zauważyli to, w czym Kawowy się właśnie tarzał: coś w rodzaju przepięknych różnokolorowych trocin stajennych.
– To ostrużyny z kredek ołówkowych! – powiedziała Milka, a wszyscy zaczęli z przyjemnością grzebać rękami albo kopytami w grubej warstwie ostrużyn z różnokolorowymi obramówkami, która zaścielała całą podłogę. Koniki od razu poczuły się jak w stajni.

– Czy mogłabyś, dobra kobieto, zamknąć drzwi? – przerwał im nagle przyjemny damski głos.
Bajka popatrzyła na Milkę, Milka na Bajkę, po czym obie popatrzyły na Julkę, stojącą najbliżej wejścia. Zamknięcie drzwi zabrało Julce chwilę, bo zanim się za nie zabrała, wszystkie trzy kuzynki zaczęły się wpatrywać w mrok w okolicach miejsca, z którego dobiegł głos. Dopiero teraz zaczynały coś widzieć w półmroku. Wnętrze było bajecznie kolorowe. Od podłóg do sufitów pełne ciemnych drewnianych półek z różnokolorowymi drobnymi przedmiotami.
– To królowa Awelia – szepnęła Milka na ucho Julce. – Pracuje tutaj kiedy chce. W wolnych chwilach.
Królowa Awelia siedziała za ciemnobrązową drewnianą ladą. Przerwała struganie kredek, które układała w tęczę w dużym płaskim metalowym pudełku. Przygotowywała zestaw specjalny na zamówienie. Wybierała kolory według listy. Na krótko obciętych szarych włosach miała całkiem matową  i skromną koronę w kolorze starego złota, zupełnie nie rzucającą się w oczy.  Ubrana była w suknię z grubego, beżowego, zgrzebnego płótna, do której świetnie pasował pierścień z prawdziwym migdałem nie obranym ze skórki. Była całkowicie naturalna. Tak jak w naturze, wszystko, co miała na sobie doskonale komponowało się ze sobą, idealnie dobrane i w najlepszym guście.  Widać było, że szczerze ucieszyła się na ich widok.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

– Co was sprowadza do Grodu? Nie macie pojęcia jak się cieszę, że wpadliście! – powiedziała wstając, żeby uścisnąć wszystkich naraz. Kiedy wyciągnęła ramiona, okazało się, że na długich rękawach i spódnicy jej długiej sukni, dyndają przyczepione blisko siebie, bardzo krótkie kredeczki ołówkowe we wszystkich możliwych kolorach i przyjemnie stukają przy każdym ruchu. Była tak miła, serdeczna i ciepła w zachowaniu, że już po chwili nawet koniki bezwiednie zaczęły do niej mówić „ciociu”.
– Przyjechaliśmy po kredki. Nie wiedzieliśmy, że cię zastaniemy! – Milka była zachwycona.
– O tak, to przecież moja pora roku. Oczywiście jesień lubię jeszcze bardziej, ale w lecie też otwieramy – widząc zdziwioną minę Julki dodała:
– W Grodzie Prastarym jest dużo sklepów sezonowych. Pojawiają sią na przykład tylko latem i jesienią, jak nasz, a na inne pory znikają. To zależy od tego jaką porę lubi właściciel i ekspedienci.

– Czym mogę wam w takim razie służyć? – królowa wygodnie usadowiła się z powrotem za ladą i zamieniła w słuch.
– Czy możesz mi, ciociu, znaleźć żółtą kredkę, ale delikatną, taką nie za jaskrawą i raczej ciepłą, całą z prawdziwego drewna? – zapytał Kasztan, stojący najbliżej lady.
– Poproszę jedną miękką ołówkową ochrę! – zawołała Awelia w stronę zaplecza.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Regały, stojące pod wszystkimi ścianami, sięgały od podłogi do sufitu i wypełnione były kredkami i ołówkami. Na dolnych półkach, nad samą podłogą, leżały stosy pięknie poukładanych pisaków, długopisów i gumek do mazania. Najwyraźniej sprzedawano je tutaj nie tylko w zestawach, ale przede wszystkim na sztuki, bo pojedynczych kredek w setkach kolorów widać było całe regały. Przez wąskie przejście między nimi wyszedł z magazynu chłopiec w okularach w grubych kanciastych oprawkach z szafirowego plastiku. Do eleganckiego ubrania miał przyczepioną wizytówkę z napisem „młodszy subiekt Mikołaj“. Delikatnie położył kredkę na ladzie i uściskał wszystkich naraz z szerokim uśmiechem, podobnym do uśmiechu królowej Awelii. Za Kasztanem ustawiła się długa kolejka i wszyscy załatwiali swoje sprawy z równym powodzeniem, co on. Awelia wprawnie układała przybory w mniejsze i większe stosy. Kiedy zostali obsłużeni, królowa zawołała w stronę przerwy w regałach:
– Poproszę jeszcze po superdługim pudełku Bimbano dla każdego!
– Te są najlepsze, sami zobaczycie. Czysta klasyka – powiedziała do grupy tłoczącej się w takiej odległości od lady, żeby coś widzieć, po czym z wprawą zabrała się za pakowanie. Często sięgała pod ladę. Stosy i kupki w błyskawicznym tempie zamieniały się w prześlicznie wyglądające paczki. Każda była innej wielkości i w innym papierze. Spod dużych kokard wystawały eleganckie bilety z imionami. Julka przyglądała się temu oniemiała.
– Ona tak zawsze pakuje prezenty – szepnęła jej na ucho Milka.
– Jak to prezenty?
– Tak, to prezenty. A na dodatek NA PEWNO do paczek włożyła niespodzianki wybrane przez siebie specjalnie dla każdego z nas. Każdą inną. Ona wszystkim rozdaje to, co ma najlepszego.
Do pracującej w skupieniu Awelii podszedł bury kot z ogonem w różnokolorowe paski i zaczął się jej ocierać o buty na zupełnie płaskim obcasie.
– Możesz najwyżej dostać po uszach, kocie – powiedziała do niego, bo wiedziała, że zna się na żartach i jest pewien, że jak tylko skończy, poda mu miskę mleka, o którą mu chodziło.
– Czy ta książka jest do kupienia? – zapytała Bajka.
Otwarła leżącą na ladzie wielką księgę. Z okładki przeczytała: wszyscy królowie i królowe po kolei. Na każdej stronie stała inna królowa albo król. Wyglądali jak żywi.  Ilustracje były obezwładniająco piękne.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

– Nie, to nie jest na sprzedaż. To jest książka, którą młodszy subiekt Mikołaj dostał w dzieciństwie za karę.
– Jak to?
– Był niegrzeczny w świetlicy szkolnej i pani kazała mu usiąść w kącie i rysować. Potem wysłała jego rysunek na konkurs i subiekt Mikołaj dostał pierwszą nagrodę.
– A co ty tu właściwie robisz, ciociu, całymi dniami, kiedy nie ma kupujących? – zapytała Julka.
Królowa usiadła na chwilę, żeby sobie odsapnąć. Paczki piętrzyły się na ladzie, a koniki zerkały na nie ukradkiem, przestępując z kopyta na kopyto. Udawały, że się nie niecierpliwią.
– Moja specjalność to chitektura, specjalna tektura, z której można budować nawet domy. Budowanie prawdziwych domów z tektury jest zresztą ostatnio coraz bardziej popularne, przyszło do nas z dalekich krajów. Ale ja nie buduję domów. Robię tylko makiety zamków z ogrodami, bo to mnie najbardziej interesuje. Trzymam je tutaj pod ladą.
– Makiety?
– Mapy przestrzenne, widać na nich wszystko tak jak naprawdę, tylko w pomniejszeniu.
– Czy to znaczy, że znasz się trochę na mapach? – konik w kolorze skorupki od jajka wysunął się przed innych. Awelia wychylała się zza lady, żeby ich wszystkich widzieć.
– Mapy to moja inna specjalność, a dlaczego pytasz?
– Bo my – konik popatrzył na innych i mówił dalej – dokumentujemy tajemne przejścia w zamku. Żeby pomóc Wielkiemu Naprawczemu. Robimy to w tajemnicy, bo to ma być niespodzianka. No i właśnie nie wiemy, jak to dobrze nanosić na nasze plany, bo przejścia często przechodzą z piętra na piętro.
Awelia, która cały czas słuchała z wielką uwagą, najwyraźniej wzbudzała w nich zaufanie.
– A poza tym – wtrącił Jasnobrązowy – jest coś jeszcze gorszego.
Awelia czekała na dalszy ciąg spokojnie i ze zrozumieniem.
Chodzi o to – ciągnął Jasnobrązowy – że ostatnio doszliśmy tajemnym przejściem do takiego miejsca na najniższym piętrze, w którym jest w podłodze dziura. To by nie było nic dziwnego, bo w zamku jest dużo dziur, ale chodzi o to, że kiedy wkładamy tam głowę, żeby coś zobaczyć, nie widać nic.
– Jak to nic? – zapytała Awelia.
– No nic. Tam jest jakoś tak jasnobeżowo-szaro i wydaje się, że patrzymy na wielką otwartą przestrzeń, a to przecież niemożliwe. W dodatku, kiedy robimy hu huuu słyszymy tylko jakieś niesamowite dźwięki.
– Czy możesz mi pokazać to miejsce na planie? – zapytała Awelia, po czym dodała uspokajająco: – dźwięki, to na pewno tylko echo.
– Konik w kolorze skorupki od jajka wyjął poskładane kartki z bloku z torby przy siodle.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Na widok mapy Awelia bardzo się ożywiła. Obejrzała miejsce dokładnie, po czym, pochylona do ziemi, zaczęła czegoś szukać pod ladą, która biegła naokoło całego sklepu. Koniki wyobraziły sobie, ile może się pod nią zmieścić makiet. Awelia wyjęła jedną z nich:
– Opracowywałam kiedyś te okolice. Jeżeli przeszłoby się tędy… – powiedziała wkładając palec pod kamienne schody zrobione z tektury… Myślę, że będę mogła wam pomóc to wyjaśnić. Muszę tylko znaleźć inną część tej makiety.

Szary, któremu nie udało się dopchać nawet w pobliże makiety i nie widział nic z tego, co działo się na ladzie, rozglądał się po kolorowych półkach. W jednym z rogów sklepu wypatrzył pisaki z czapkami krasnoludków zamiast zakrętek. Podszedł bliżej. Wzrok miał dobry, więc nie miał wątpliwości, że czapki były prawdziwe. Z czerwonego materiału  i obszyte futerkiem.
– O, nie nie, te są beznadziejne. Nie piszą. Przedatowane i całkiem wyschnięte – Szary aż podskoczył na słowa młodszego subiekta Mikołaja, który stanął za nim zupełnie niespodziewanie.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami

Niechętnie oderwał wzrok od półki, bo miniaturowe czapki  bardzo mu się podobały. W tym samym momencie zorientował się, że wszyscy zbierają się do wyjścia razem z Wielkim Naprawczym, który po nich przyszedł. Szary pobiegł odebrać swoją paczkę. Zawiniętą w bordowy atłas z dużą kokardą. Kiedy szedł do drzwi jako ostatni, zauważył, że młoda pogodna kobieta z wizytówką „Zuza – starsza przełożona młodszego subiekta“, wsunęła mu do pustego bukłaka na wodę jeden pisak z czapką krasnoludka. Zuza, która przyszła właśnie do pracy, zdążyła jeszcze serdecznie wszystkich uścisnąć.
– Idźcie z Bogiem! – powiedziała Awelia stojąc w drzwiach i uśmiechnęła się do nich na pożegnanie. W tym momencie wydała im się znacznie młodsza. Koniki były zachwycone jej rzęsami, które w świetle zachodzącego słońca stały się zupełnie szafirowe. Tak ją zapamiętali.

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z Kolorowymi Oknami