Co wiadomo powszechnie, w demokracji wszyscy są równi. To mniej więcej tak samo, jak w życiu. Z tym tylko dopowiedzeniem, że w życiu wszyscy stają się równi sobie dopiero po śmierci.

Praktyka demokracji również wygląda inaczej: choć równi wszyscy, nie każdy przecież dobrze wypada w telewizorze. Czy tam przez telewizor dobrze wygląda. Grzegorz Braun, dla przykładu, wypada wręcz bardzo dobrze, równie dobrze wyglądając, a do tego potrafi wypowiedzieć się piękną polszczyzną. Dodajmy: jak mało kto spośród parlamentarnego stada nadwiślańskiego.

I co? I nic mu to nie pomogło, to jego wypadanie, wyglądanie i wypowiadanie się. Wspomniane stado zadekretowało, że wolność słowa, wolnością słowa, ale są granice, których przekraczać nie należy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

WIESZANIE MINISTRA

        Ciekawe, że mało kogo – wyjąwszy wskazanie innego posła Konfederacji, to jest Artura Dziambora, w paru dosłownie zdaniach wskazującego na fakty, które od półtora roku nie tylko potwierdzają rzeczywisty uwiąd nadwiślańskiego systemu ochrony zdrowia publicznego, wypychając ów system do grobu, ale co gorsze, który, uwiędnięty, w wyniku decyzji rządu i ministra zdrowia, zabił więcej ludzi niż koronawirus, mianowicie przyniósł śmierć około stu tysiącom Polek i Polaków nie z powodu pandemii tylko w wyniku zamknięcia systemu przed pacjentami innymi niż diagnozowanymi jako chorzy na Covid-19 – ciekawe więc, że mało kogo zainteresowały powody, dla których poseł Braun eksplodował emocjami. Proszę pomyśleć linearnie, poprzez konsekwencje: ile trzeba wiedzieć o sytuacji w nadwiślańskim systemie ochrony zdrowia, jak nisko trzeba ów system oceniać, czy tam jak źle oceniać to, co z owego systemu jeszcze zostało, żeby można było należycie uzasadnić przekonanie o konieczności założenia stryczka na szyję odpowiedzialnemu za ów stan, czyli ministrowi zdrowia?

        Tak na marginesie, zwrot pod tytułem: “Będziesz pan wisiał!” to żadna “groźba karalna”. Co natychmiast dociera do ludzi polskojęzycznych. A w każdym razie do ludzi operujących tym językiem przynajmniej jako tako. Czy tam powinno to do nich dotrzeć: poseł Braun panu ministrowi nie groził, poseł Braun ministra Niedzielskiego upominał. Ostro, bezkompromisowo, powiedzmy, że w słowach przesadnych, rzekłbym nadto ostatecznych, owszem. Przy czym całą tę historię można przedstawić jeszcze inaczej. Mianowicie, że poseł Braun panu ministrowi zaledwie przyszłość przepowiadał. Albo, napompowany emocjami, po prostu wyrażał, wańkowiczowskie w charakterze, chciejstwo.

        Chciejstwo nie chciejstwo, chcącemu nie dzieje się krzywda. Czy jakoś podobnie. Przejdźmy zatem do właściwych rozważań, a zacznijmy od wyjaśnień związanych z tytułem dzisiejszego felietonu.

 

WYZYWANIE PREZYDENTA

        Otóż, gdy Tusk Donald – jeszcze w roli króla Europy, a nie “Pana Powracającego” z halabardą w garści – kiedy więc Tusk uznał za skandal używanie przez Prawo i Sprawiedliwość sejmu nadwiślańskiego do celów politycznych, wtedy mówić mogliśmy o dancingu. “Siedem dziewcząt z Albatrosa”, dajmy na to, i pan Donald. Czy jakoś podobnie. Natomiast gdy “autorytety” przekonują świat cały via media, że niepożądane odczyny poszczepienne to “absolutny margines”, boć “poziom korzyści przewyższa poziom ryzyka”, wówczas mamy do czynienia z wieprzobiciem. Czy tam ze świniobiciem. Ewentualnie z jednym i drugim. Wszystko jasne? Więc.

        Pląsajmy więc, bo na początek zajmiemy się właśnie dancingiem. Oto Trzaskowskiego Rafała widziano w Budapeszcie. Nie żeby zaraz tańczył, nie. Krzyczał coś. Podobno wyzywał walkę o wolność. O wolność i demokrację. Trochę po polsku wyzywał, trochę po angielsku, nawet parę razy po węgiersku wyzwał. Czy tam wezwał. Poliglota z pana prezydenta Warszawy, nie ma to, tamto. Parę osób ponoć nawet klaskało. Obstawiam, że nie chcieli bratankowi przykrości sprawiać.

        Co prawda wieczni malkontenci powtarzają, że Trzaskowski zapomniał wyzwać do walki o pokój, wezwać znaczy, co jego przekaz jakoby unieważnił. Moim zdaniem jednakowoż, wcale nie zapomniał, przeciwnie. Pamiętał znakomicie, że każda walka o pokój kończy się ruinami, a już drzwi wejściowe do kuchni dewastuje absolutnie. A przecież pękniętej szybie w drzwiach nie pomoże żadna klej-taśma. Zatem do walki o pokój nie wzywał.

        Pląsanie było, pora na świniobicie. Czy tam na wieprzobicie. Ewentualnie jedno i drugie. Oto cytat z publicznej wypowiedzi pani komisarz ds. Służby Publicznej stanu Nowy Jork: “Nie pytam, co jest w tej szczepionce. Nie sprawdzam jej składników. Po prostu nadstawiam ramię i daję ją sobie wstrzyknąć. I to właśnie musimy zrobić”.

USTANAWIANIE BIOREAKTORA

        Piękna jest wolność słowa. Między innymi dlatego, że zawiera w sobie zgodę na nadużycie wolności – w wypadku powyższym oznacza to zgodę na wygłaszanie bzdur. Wszelako warto zastanowić się, czemu żaden z dziennikarzy nie zapytał, dlaczego pani komisarz nazywa “szczepionką” produkt inżynierii genetycznej, instruujący nasze komórki, aby wytwarzały obce białko? Do tego nie znając wpływu tegoż białka na ludzki organizm w wielu zakresach, innych niż problematyczne (vide Izrael) “wytwarzanie odporności”?

Jeszcze raz: czym innym, jeśli nie szaleństwem, można określić powszechną akceptację procedury, podczas której za pomocą substancji opracowanej metodami inżynierii genetycznej modyfikuje się ludzkie komórki do postaci bioreaktorów, produkujących w naszych ciałach obce genetycznie białko? A to w celu “wzbudzania odpowiedzi immunologicznej”? Bo to właśnie, dopowiedzmy, powszechnie nazywane jest “przyjmowaniem szczepionki”, a co do czego nikt nie wie (bo wiedzieć nie może), jakie reperkusje wywoła w przyszłości. Już dziś wiele badań wskazuje na to, że jest to białko toksyczne dla człowieka, i to ono powoduje komplikacje w rodzaju większości niepożądanych odczynów poszczepiennych, tak doskwierających wielu “zaszczepionym”.

        Ktoś uważa, że to szczegóły, szczególiki i że w ogóle? Że nie kryje się za tym jakaś piramidalna w skali próba oszustwa? Że jakie oszukiwanie, że to takie żarty są, a w ogóle to deszcz pada? Tak? Rzeczywiście? W takim razie cieszymy się i drepczemy na dancing. Ostatni utwór. Przytulanka – kołysanka. Orkiestra gra, bawimy się. Pod melodię nadwiślańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

        Tenże ujawnił niedawno, że do końca sierpnia wykonano w Polsce 36.194.405 wkłuć domięśniowych (doramiennych), podając Polkom i Polakom taką właśnie liczbę preparatów zwanych wciąż “szczepionkami”, a dopuszczonych do stosowania między Bałtykiem a Tatrami (BioNTech Pfizer, Moderna, Oxford AstraZeneca, Johnson&Johnson).

ŁAGODZENIE ODCZYNÓW

        W tym samym czasie, po przyjęciu owych “szczepionek”, zarejestrowano 14.781 “niepożądanych odczynów poszczepiennych”. Przy czym prawie 85 proc. NOP-ów miało “łagodny” charakter, a wśród pozostałych, 11,6 proc. stanowiły odczyny “poważne” a 3,4 proc. “ciężkie”. Łatwo policzyć, że przypadków poważnych wystąpiło ponad 1700, a ciężkich ponad 500. Niewiele? Może i niewiele, tyle tylko, że nawet po wystąpieniu przypadków NOP-ów zaliczanych do łagodnych, masowo rezygnowano z przyjęcia drugiej dawki. Aż takie musiały być łagodne? To już mniej łagodne być nie mogły? Analizując kwestię “niechęci do chronienia się przed koronawirusem” – taki medialny nonsens ostatnio wychwyciłem – trzeba też brać pod uwagę, że NOP-y o charakterze poważnym oraz ciężkim to między innymi: wstrząs anafilaktyczny, zakrzepica i jej powikłania, w tym zatorowość płucna, krwotoczny lub niedokrwienny udar mózgu, zapalenie mięśnia sercowego, zapalenie osierdzia, wreszcie zgon, do czego doliczyć należy następstwa “szczepień” odłożone w czasie, o których mówi się już powszechnie, lecz które, przynajmniej dotąd, trudno połączyć wprost z techniką mRNA zastosowaną w stosunku do ludzi pierwszy raz w historii ludzkości.

Widać, czemu jedna trzecia Polek i Polaków w wieku 18 – 65 lat nie zamierza przyjmować “szczepionek”? Moim zdaniem widać. Natomiast zdaniem immunologa Wojciecha Feleszko z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, to wynik niewiedzy. “Na świecie podano już ponad pięć miliardów dawek szczepionki” – przekonuje pan doktor i przywołuje dane statystyczne z których – jego zdaniem – wynika, że: “Niepożądane odczyny to absolutny margines”.

Feleszko wierzy też w siłę nauki i jej argumenty. Dlatego marzy mu się, by do szczepień przekonywałyby autorytety. Konkretnie: “Prawdziwe autorytety w dziedzinie wirusologii, epidemiologii, immunologii oraz innych dziedzin medycyny. Jak doktor Paweł Grzesiowski, profesor Krzysztof Simon czy profesor Krzysztof Pyrć. Niezależne autorytety”.

IGNOROWANIE ŹRÓDEŁ

        Autorytety, tak. Dajcie spokój. Proszę wsłuchać w wypowiedź tego autorytetu: “Będziemy na bieżąco przekazywać wam aktualne informacje. Możecie nam zaufać. Jesteśmy rzetelnym źródłem. Na stronie rządowej na bieżąco dementujemy wszelkie pogłoski. Wszystkie inne źródła ignorujcie. Jesteśmy dla was jedynym źródłem prawdy. A gdy docierają do was jakieś informacje sprzeczne z naszymi, pamiętajcie: tylko my podajemy prawdę. Tylko od nas dowiecie się wszystkiego, co powinniście wiedzieć”.

Kto to powiedział? Prezydent Duda? Premier Morawiecki? Minister Niedzielski? Prezes Kaczyński? “Przewodniczący Powracający” z halabardą? Nie. Jacinda Ardern to powiedziała, premier Nowej Zelandii. Czy tam premierka.

        Mało wieprzobicia komuś? Proszę bardzo: “Jeśli dokonasz osobistego wyboru, aby się nie szczepić, nie będę miał dla ciebie współczucia”. To z kolei premier Kanady, Justin Trudeau. I na koniec do tych, którzy ciągle tańczą: pląsacie? Pląsajcie. Do tych, którzy biegną przed siebie: uciekacie? Uciekajcie. Dokądkolwiek uciekajcie, nieważne dokąd. Póki jeszcze biec nam pozwalają. Czy tam pląsać. W Australii dajmy na to, od jakiegoś czasu pozwalają nie za bardzo. Tam od strzykawki i “szczepień” skutecznie uchylają się podobno już wyłącznie kangury. A i to, jak podkreślają australijscy farmerzy, wyłącznie te najsprytniejsze.

        O sytuacji we Włoszech czy Wielkiej Brytanii opowiem przy innej okazji. Dziś, podsumowując, mówię: nasi władcy fundują nam, powiedzmy co wieczór, dancing, natomiast wieprzobicie znajduje nas samo – od świtu do świtu. Czy tam świniobicie. Zaś Nowy Porządek Świata prezentuje już swoje standardy także pomiędzy ujściem Świny a szczytem Rozsypańca. W sumie rozgardiasz, że pozbierać się trudno. Prawdopodobnie nie pozbieramy się wcale, w każdym razie nie do końca, choć nic pewnego na świecie. Poza kierunkami rzek, które wciąż płyną tam, dokąd płyną od zawsze.

***

        I Bogu dziękować, a módlmy się o prąd przyjazny i rejs spokojny. Wbrew wszystkiemu, a w pierwszym rzędzie wbrew ludziom złej woli. I nie dajmy sobie krępować dłoni, to bowiem mogłoby okazać się najgorszym z naszych wyborów. Już i tak na zbyt wiele sobie pozwalają.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl