To było jeszcze w zeszłym wieku, kiedy to będąc prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto i za sprawą uczestniczenia w obradach Rady Polonii Świata bezpośrednio spotkałam się z Polakami, którzy nigdzie nie wyjeżdżali, a tylko historia przesunęła im granice i nagle znaleźli się poza terenem Polski. Takie zdumienie. Oni nigdzie nie wyjeżdżali, i nagle znaleźli się na obczyźnie. Tak jak i my, którzy świadomie i zazwyczaj pokonując wiele trudności opuszczaliśmy nasz kraj.

Ci, którym historia poprzestawiała granice to nie tylko Polacy ze wschodnich terenów byłej (przedwojennej Polski), nie tylko ci wywiezieni na Sybir, ale i Polacy z Zaolzia, którym granice przesuwano raz w tę, raz inaczej. Wszyscy łudziliśmy się wtedy, że pomimo historycznie różnych powodów, dla których znaleźliśmy się poza Polską, łączy nas wiele, i że szczególnie wtedy, po upadku komunizmu państwo polskie jakoś wykorzysta nasz potencjał, a równocześnie zaopiekuje się tymi, którym pomoc jest potrzebna. Szczególnie zaś stworzy państwowy program reemigracji i adaptacji. Łudzimy się dalej.
Niemcy dawno wyciągnęli swoich z terenów pod panowaniem sowieckiego buta po upadku Rosji sowieckiej, Ukraińcy wyciągnęli swoich, a my swoich tam zostawiliśmy. Pojedyncze przypadki (najczęściej ludzi sponsorowanych przez lokalne władze) nie można uznać za szeroki program rządowy.

Powstanie Wielkopolskie (wybuchło pod koniec grudnia 1919).
Wracając do kraju Ignacy Paderewski zatrzymał się w Poznaniu, gdzie owacyjnie i spontanicznie witały go tysiące Poznaniaków. To zaniepokoiło Niemców. Następnego dnia urządzili defiladę wojskową, żeby pokazać Polakom swoją siłę. Tak się nie stało, bo było to iskrą zapalną do wybuchu powstania planowanego dopiero za kilka miesięcy. Powstanie trwało do lutego 1920 roku i zakończyło się sukcesem po przydzieleniu terenów zajętych przez powstańców do Polski przez Konferencję Pokojową w Paryżu w 1290 roku.
Obecnie o Powstaniu Wielkopolskim wiele się mówi. Stał się to modny temat. I powinien. To jedna z perełek na naszym romantycznym i ofiarnym (nie chcę powiedzieć męczeńskim) firmamencie walki o egzystencję państwową i narodową. Powstanie było świetnie przygotowane w sensie organizacyjnym (centralna komenda, lokalne ośrodki, umundurowanie, broń, a przede wszystkim przeszkolenie).

Miało duże emocjonalne poparcie ludności polskiej w Prowincji Poznańskiej, jak i sprzyjający układ sił zewnętrznych.
Do tych ostatnich należała klęska Niemiec w 1-szej wojnie, abdykacja cesarza Wilhelma II Hohenzollerna, powstanie socjalistycznej Republiki Weimarskiej, jak również dążenie zwycięskich krajów Ententy (szczególnie Anglii) do utworzenia w miarę silnego kraju buforowego między bolszewicką już Rosją, a Niemcami. To my byliśmy tym buforem i pełnimy tę rolę do dziś. Krajom Ententy chodziło także o uzyskanie przyznanych reparacji wojennych, czyli o zadbanie, aby Niemcy osłabić tylko do stopnia wypłacalności reparacji. Szkoda, że ta sama zasada nie obowiązuje w stosunku do Polaków i Polski. Ba! Najbardziej zniszczony przez Niemców kraj w 2-giej wojnie próbuje się nawet oskarżać i żądać od niego reparacji. Komu i za co? Jakoś nam one się nie należą. I gdzie tu jest równość i praworządność? Dalej jesteśmy traktowani jak tacy buforowy gorszy sort, rynek zbytu dla silniejszych gospodarek i źródło taniej (a dobrej) siły roboczej. I spróbujcie to zmienić, to zobaczycie. Zresztą widzicie to obecnie: elektrownia Turów, zablokowanie funduszy z EU na Krajowy Plan Odbudowy (KPO), idiotyczne oskarżenia o brak w Polsce praworządności, i wiele innych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Po upadku Niemiec kajzerowskich, republika weimarska ręka w rękę z bolszewicką Rosją miała prowadzić do światłego komunizmu na całym globie. Możni tego świata, nie sądzili, że przeszkodą w urzeczywistnieniu ich wizji nowego świata będzie Cud nad Wisłą, a jakieś tam powstanie w Wielkopolsce, czy na Śląsku.
A tu przyszło budować mosty między nową socjalistyczną niemiecką republiką Weimarską a socjalistyczną Rosją z terrorem Lenina ponad Polską. I tak zostało. Ach, gdyby nie ta Polska, gdyby nie ci Wielkopolanie, gdyby nie ci polscy Ślązacy. Wzajemna miłość Niemiec do Rosji jest wpisana w genealogiczną matrycę obu państw. Gdyby tylko ci Polacy im nie zawadzali. Obecnie też, czego krzyczącym przykładem jest Nord Stream 2, jak i również wojna hybrydowa na granicy Polski z Białorusią, rozpętywana przez marionetkowy rząd w Minsku zarządzany w Moskwie, a rozpoczęta przez frau Merkel i jej słynne ‘Wilkommen’. Więcej, w toku przetasowań na arenie sił świata (czy Stany, czy Chiny, czy Indie, czy UE?) nie mamy wyjścia jak próbować się usytuować w najbardziej optymalny dla nas sposób. Tak właśnie było z Powstaniem Wielkopolskim. Samo powstanie było planowana na nieco późniejszy okres, ale przybycie Ignacego Paderewskiego do Poznania, którego entuzjastycznie witały tysiące Poznaniaków przyspieszyło jego wybuch. W terenie lokalne odziały powstańcze zajmowały miasta i tereny. Bez ofiar się nie obyło, ale były one małe, szczególnie małe jak na nasze polskie podkładanie się pod wroga. Za wolność waszą walczymy, a o naszą musimy wywalczyć sami, no może czasem Węgrzy nam pomogą.
Na niektórych terenach, szczególnie na południowym zachodzie walki były zacięte. Toczyły się ze zmiennym szczęściem. Jednym z takich ośrodków był teren, na którym potem mieli majątek moi dziadkowie. Miasto Leszno (niemieckie Lissen) było poważnym ośrodkiem miejskim. Mieszkańcy w przeważającej części byli Niemcami, luteranami, kalwinistami. Był to ośrodek działania braci czeskich. Owszem, Polacy (w większości katolicy) zaczęli zasiedlać tereny miejskie wraz z rozwojem przemysłu (tkactwo, drukarstwo, produkty rolne), głównie jako siła robocza. Nazywało się ich ‘żywioł polski’. Choć tereny te były od zarania polskie, i na przykład, w pobliskiej Rydzynie, 7 km na południe od Leszna na zamku przebywał król polski Stanisław Leszczyński.

Moi dziadowie pochodzący z zajętych przez powstańców terenów wykupili majątek od wyjeżdżających do Niemiec, choć ich nikt wtedy nie nazywał żywiołem niemieckim – gdzieżby tam.
I tak to mój pradziadek, który się nigdy polityką nie zajmował, został przez tą politykę zagarnięty, bo osiadł na dużym majątku poniemieckim, na terenie który (tak jakby w nadmiarze) został przydzielony Polsce.
Za to moja prababcia, która się polityką zajmowała i była w komitecie organizacyjnym przyjęcia Piłsudskiego, doczekała się, że Polkom jako jednym z pierwszych w świecie przyznano prawa wyborcze, i to zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, bo już w roku 1918.

Moja prababcia Ana była bardzo rozpolitykowana, jednak walec historii ją wciągnął na równi ze swoim mężem Franzem, który od polityki stronił.
Powstańcy Wielkopolscy pomagali potem na różnych innych frontach walki o utrzymanie i stabilizację młodego państwa polskiego. Między innymi pomagali u boku Wojciecha Korfantego w III powstaniu śląskim – także zwycięskim.
Fortuna, nawet jeśli się kołem toczy, to toczy się według jakichś wzorów, a walec historii najeżdża na nas bez względu na to gdzie stoimy.

Alicja Farmus

Toronto, 3 stycznia, 2022