Ola Pruszyńskiego poznałem na początku lat 90. Jechałem pierwszy raz do Polski (po „uwielokrotnieniu”  paszportu, który mi wydano w PRL z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy, ważnego na „wszystkie kraje Europy”) i spotkałem go w drzwiach redakcji „Gazety”; słyszałem, że jedziesz do Polski, masz dużo bagażu? Możesz zabrać pięć maszyn do pisania? – zapytał.

        Mechaniczna maszyna do pisania waży  ok. 10 kg….

        – Zapłacę Ci za taksówkę z Okęcia żebyś mógł dostarczyć  na Ursynów – dodał…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Aleksander Pruszyński był człowiekiem czynu, pozbawionym „oporów” i „zawstydzenia” charakterystycznych dla nas, przybyszów z komuny. Inna sprawa, że „mówił językami”; swobodnie po angielsku (chodził w Nowym Jorku do szkoły gdy jego tata był przedstawicielem PRLu przy ONZ) i francusku, który wyniósł z domu. Pamiętam, jak dzwoniąc z redakcji po francusku, o mały włos nie został połączony z szefem Magny miliarderem Stronachem, którego czymś tam chciał zainteresować.

        Był człowiekiem małych, konkretnych czynów, które gdyby każdy z nas podejmował zmieniałyby rzeczywistość, zawsze pełen pomysłów, również egzotycznych i wziętych z księżyca. Przez lata woził na Białoruś polskie gazety, które stare zbierał w kioskach w Warszawie, wydawał swoje książki w seriach po kilkaset egzemplarzy i sprzedawał, gdzie mógł.

        Czasem graniczący z bezczelnością brak kindersztuby skutkował np zrzuceniem ze schodów, czy wyrzuceniem za drzwi  ale generalnie pozwalał uzyskiwać to, czego inni nie byli w stanie.

        Pisał do „Gońca” od lat. Kiedyś załatwił nam (u właściciela) reklamę Lakeshore Honda, od której przez lata dopóki nie została zdjęta płaciliśmy mu prowizję i to go jakoś trzymało przy „Gońcu” literacko.

        Olo był mistrzem improwizowania, kiedyś na początku lat 90. z byłym szefem „Gazety” wchodzimy do sklepu z komputerami Apple’a na College a tam Olo stoi przy wystawionym demo macintosha i składa swój Express, który przyniósł na dyskietce…

        Pisał lakonicznie i relacjonował – póki jeszcze mógł podróżować – rozmowy z napotkanymi ludźmi – było to coś bezcennego.

        Pamiętam, jak przy okazji wypadków ukraińskich Olo co rusz jeździł do Kijowa i zwrot przyjechałem do Kijowa, zatrzymałem się w hotelu dla matek z dziećmi stał się u nas w redakcji kultowy.

        A to faksowaliśmy do ukraińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych o załatwienie jakiejś bumagi dla Pruszyńskiego, a to do białoruskiego. Otrzymał też jako nasz korespondent legitymację prasową republiki donieckiej, gdzie pojechał zaraz po separacji; na Krymie był 3 tygodnie po rosyjskiej aneksji.

        Pisał wtedy w 2014 roku:

 Pociąg ze Lwowa przyszedł jak wszystkie jadące przez Ukrainę na Krym spóźniony i czekaliśmy ponad godzinę, nim go posprzątają i pojedzie znów na trasę. Na peronie obok mnie stał wysoki młodzian ze sporą kopertą.

        Było oczywiste, że chce znaleźć kogoś, by przewiózł mu ją na Ukrainę. Podszedłem do niego i powiedziałem, że jadę do Lwowa, mogę wziąć kopertę i oddam komu trzeba.

        Młodzian okazał się prawnikiem i był drugim przykładem kogoś niezadowolonego z obecnej sytuacji na Krymie. Mówił o Rosjanach, że to okupanci.

        Wspomniałem mu, że byłem 26 w Kijowie na Majdanie i napisałem po polsku na temat Majdanu książkę, która niestety źle się sprzedaje, bo choć władze polskie i media popierają Ukraińców, to masy polskie zdecydowanie nastawione są przeciw Ukraińcom. Zresztą nie na bazie tego, co było w latach 1939–1946, ale na bazie wszystkich antypolskich świństw, jakie kolejne władze Kijowa i Lwowa robiły Polsce i Polakom. Rozmawialiśmy trochę i on nawet zapytał, czy Polacy będą w razie czego pomagać walczyć Ukraińcom z Rosją.

        (…) Nadjechał pociąg, załadowałem się do sfatygowanego wagonu bez przedziału, z pryczami po obu stronach okien. Gdy pociąg ruszył, przechodziła Cyganka oferująca półlitrowe bańki czarnego i czerwonego kawioru po 10 dolarów. Cena była niesamowicie niska, więc czuć było lipę. Odmówiłem, przeszła po wagonach i znów oferowała już za trzy zielone.

        W Chmielnickim, czyli dawnym Płoskirowie, wsiadła ładna dziewoja, pracująca w lokalnym muzeum. Zajęła miejsce obok mnie, bo jedzie do Polaka z Łodzi, z 16 lat starszego, którego poznała przez Internet.  (…)

        Po 27 godzinach dotarliśmy do Lwowa na ładny dworzec, pamiętający czasy Franciszka Józefa. Zaprojektowany był przez profesora Politechniki Lwowskiej Władysława Sadowskiego i wykonany przez polskie firmy; ma dziś 110 lat. W lśniącym czystością hotelu dworcowym za 10 dolarów dostałem miejsce w czterołóżkowym pokoju z łazienką.

         Co dalej na Ukrainie? Oczywiście “Majdan” i władze w Kijowie są wściekłe na Rosję, bo im odebrała dalszą część kraju, ale jeszcze dwa tygodnie temu można było tego uniknąć, godząc się na jakąś “federalizację” , co wiadomo, byłoby lepsze niż utrata Doniecka i Ługańska. (…)Przypomina się teraz dowcip z “brodą” z lat 1970–1974. Było pytanie, jak długą będą Chińczycy walczyli z Amerykanami w Wietnamie? Odpowiedź – do ostatniego Wietnamczyka. Tak więc UE będzie walczyła z Putinem rękami Ukraińców.

        To było w 2014 roku… Niewiele się pomylił

Był człowiekiem barwnym, ale miał też w życiu swoje traumy. W wieku 15 lat stracił ojca. W specyficzny sposób był  człowiekiem wierzącym, niestety również w sny.

        Ze względu na pewien incydent przestałem go podpisywać tak jak chciał, czyli Aleksander graf Pruszyński. Wyrzuciłem „grafa”.

        Zresztą według jego relacji tytuł ten (jak wiadomo, szlachta polska, za wyjątkiem czterech rodów książęcych uznanych w Unii Lubelskiej nie miała zróżnicowanych tytułów i wszystkie „hrabiowskie” pochodziły z obcych dworów) miał w jego rodzinie zaistnieć w ten sposób, że pradziadek napisał do cara zapraszając na chrzciny nowo narodzonego potomka, podpisując się „graf” Pruszyński. Car miał grzecznie odmówić ale pismo zaadresował do Grafa Pruszyńskiego – i w ten sposób był dowód na papierze…

        Przeprowadziłem z Olem chyba dwa wywiady utkwiło mi jedno zdanie: „Majątki zabraliście, ale odpowiedzialność pozostała”.

        Jest w tym zdaniu wielka prawda, że wysoka pozycja społeczna powinna wiązać się z odpowiedzialnością za dobro innych.

        Nie zgodził się na rozmowę o swojej współpracy z Służbą Bezpieczeństwa, stwierdził, że jak ktoś w życiu „zrobił kupę w spodnie” to nie chce o tym rozmawiać publicznie. A rozmawialiśmy kilka godzin.

        Pruszyński powiedział o swej współpracy Andrzejowi Gwieździe, którego znał i zapraszał do Kanady, zaraz, kiedy wyszła lista Wildsteina – prawdopodobnie podejrzewał, że na niej będzie, a nie był. Andrzej Gwiazda powiedział mojemu koledze, i tak się dowiedziałem. Z rozmów z Olem wiem, że SB chciała, na przykład, żeby podczas spotkań z Prymasem Wyszyńskim w latach 60. zadawał  określone pytania. Zresztą wszystko to jest ujawnione. Sam Olo twierdził, że przestał współpracować z chwilą wyjazdu do Kanady na początku lat 70., ale że ostatni raz widział się z SB w latach 80… Z drugiej strony, tu, w Kanadzie, był  inwigilowany.

        Co ciekawe, informacje te znajdują się w amerykańskim Instytucie Hoovera (Pruszyński Papers) fiszka poniżej:

Description: Writings, correspondence, reports, personal documents, photocopies of government documents, election campaign literature, and other printed matter, relating to political conditions in Belarus and Poland. Includes photocopies of Polish secret police files.

Background: Aleksander Pruszyński is a Polish, Canadian and Belarusian journalist and collector. He was born on May 4, 1934 in Rohoźnica, in what is now Western Belarus. Pruszyński is an ethnic Pole born of an aristocratic family and holds the title of a Count. Pruszyński’s father was the famed Ksawery Pruszyński: journalist, writer and diplomat. Aleksander Pruszyński holds a triple citizenship: Polish, Belarusian and Canadian. Though his political campaigns were unsuccessful, he is well known as an electoral candidate both in Poland and Belarus. Pruszyński’s primary career focus is writing and political journalism. In the 1980s he published a Polish émigré newspaper in Toronto, “The Polish Express,” and still actively publishes articles and brochures primarily for the Toronto branch of the “Goniec,” a weekly Polish magazine. (…)

Służba Bezpieczeństwa 1950-1985

Scope and Contens

        Materials in this section speak to Pruszyński involvement with the Służba Bezpieczeństwa, (Polish security service.) The documents cover a period of about 35 years from the early 1950s to mid-1980s. They focus on Pruszyński’s work as an agent for the SB to his time as an anti-communist activist in Canada. Additionally, some of the documents focus on the members of the Pruszyński family. The documents are internal and have been declassified and their originals are housed at the Institute of National Remembrance in Warsaw.

        Żegnaj Olo, postaram się zamówić Mszę św. za Twoją duszę, pamiętam jak Ty zamawiałeś Msze w rozlicznych intencjach…

        Z „Gońcowych” łam zniknęły w tym roku artykuły dwóch cennych polonijnych autorów Janusza Niemczyka i teraz Aleksandra grafa Pruszyńskiego.  Pamiętajmy o nich, choć wielka rzeka życia płynie dalej.

        Każdy z nas jest składanką doświadczeń innych. Aleksander graf Pruszyński pozostawił w moim życiu wiele ciekawych rzeczy, a naszym Czytelnikom przekazał wiele interesujących informacji.

        Wieczne Odpoczywanie Racz mu Dać Panie.

Andrzej Kumor