Tak to znowu ten szary i bury czas. Dnia wcale nie ma. Wstajesz –  ciemno, idziesz spać – ciemno. Jak dzień z szarugą to i w ciągu dnia – ciemno.  Nie wiadomo tylko dlaczego ciągle nas uszczęśliwiają przesuwając czas to w tę, to w tamtą. A prościej byłoby ani w tę, ani we w tę. Nie wiem komu to pomaga, bo w fabrykach już ludzi nie ma, a i fabryk nie ma. A taki był pierwotny powód przestawiania czasu, żeby w fabrykach jesienią było z rana wcześniej jasno, żeby robotnicy wcześniej zaczynali. A wiadomo, z rana byli bardziej wydajni, niż pod koniec dniówki, kiedy byli zmęczeni. Na pewno nie miało to znaczenia dla farmerów, bo krowom jest to zupełnie obojętne, która jest godzina. Rytm krów nie obraca się zgodnie z naszym umownym czasem. Dlatego zapewne do dzisiaj rolnicza prowincja Saskatchewan nigdy nie przyjęła nonsensu przestawiania czasu dwa razy do roku.

        A co na to ekolodzy (nazywani tutaj environmentalists)?  Dlaczego nie protestują? Przecież takie sztuczne przestawianie umownego w końcu czasu jest bardzo niezdrowe dla organizmu. Na pewno nie jest naturalne – a to przecież o tę ‘naturalność’ im najbardziej  chodzi. No a poza tym, po jesiennym przesunięciu czasu z rana jest jaśniej, bo cofnęliśmy czas o godzinę, to przecież po południu zmrok zapada wcześniej i pod koniec tego burego okresu, tuż przed Bożym Narodzeniem, ciemno się robi już przed 4-tą (po naszemu 16-tą). To nie na darmo wypatrujemy w Wigilię pierwszej gwiazdki na niebie, aby zasiąść do wigilijnej wieczerzy. A zasiadamy wyposzczeni, więc i głodni. Co prawda o cnotach tego wyposzczenia coraz częściej zapominamy (bo to takie nienowoczesne), ale jeszcze nasza Wigilia jest bezmięsna. Mięsiwem, szyneczkami i wszelkiego rodzaju pasztecikami zajadamy się dopiero w święto Bożego Narodzenia. Ale zanim tych radosnych chwil doczekamy, mamy listopad. Jak sama nazwa wskazuje jest to listo pad. Co prawda większość języków europejskich miesiąc listopad wywodzi swoją nazwę od łaciny i dziewiątego miesiąca ‘novem’ w kalendarzu rzymskim. Kalendarz się zmienił, ale nazwa miesiąca została. I to we wielu językach, także i w angielskim ‘November’, czy francuskim ‘novembre’. Wolę nasz poetycki listopad. Ładne słowo i tyle w nim treści. Porównajcie to sobie z takim November. Nic w tym ostatnim nie ma. [? Nazwa naszego miesiąca (według Aleksandra Brucknera) pochodzi od opadających jesienią liści. Podobnie jest w czeskim ‘listopad’, białoruskim ‘лістапад’ ukraińskim ‘ листопад’. Po chorwacku zaś ‘listopad’ to października. Właśnie w tym listopadzie, listo pad nadwyręża mi grzbiet. Na pytanie jednej córki, czemuż to chodzę taka zgaszona, odpowiedziałam, że nadwyrężyłam sobie grzbiet w polu. Za nic nie mogła zrozumieć co to znaczy ‘nadwyrężyć sobie grzbiet w polu’. Wytłumaczyłam, ale nie wiem z jakim skutkiem. Na razie czekam, czy ktoś zjawi się do pomocy w grabieniu i pakowaniu liści do papierowych worów (bo tylko takie papierowe wory z ogrodowymi odpadkami są zbierane w Toronto). Niby to praca łatwa i przyjemna, ale jak się ma dużo liści (bo sporo drzew) to i grzbiet można nadwyrężyć. Ale nic nie przysłoni poezji i zapachu, a i odgłosu suchych już liści w listopadzie – byle z umiarem. A spadające liście w słoneczny dzień napawają nas nadzieją, że i listopad może być piękny.

MichalinkaToronto@gmail.com         Toronto, 12 października, 2022

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU