Minęła Barbórka i minęły rocznice związane bezpośrednio z dramatem 1981 roku. I Boże Narodzenie minęło. Minął też pan Sylwester, wędrujący przez glob ziemski pod pachę ze świeższym od oseska Nowym Rokiem, płci dotąd nieznanej.

        Ci ostatni (ten i ta?) coś ponoć wykrzykiwali, coś o zdrowiu, pomyślności i nadziei. Nie słyszałem. Zresztą oseski raczej drą się, niż wykrzykują. O ile rzeczywiście ich głos pojawił się na naszym łez padole, to raczej z powodu zawartości we krwi pana Sylwestra szamponów, to jest szampanów, oraz innych takich “alkoholów”, zbliżonych właściwościami, a nie z powodu zdolności profetycznych występujących ewentualnie u czyniącego harmider. Czy u młodzika, ściskanego pod pachą przez tego pierwszego.

        Wiadomo: nie warto mieszać, wszelako ci, co mieszają i tak powstrzymać się nie są w stanie. Pozostając zwykle w stanie wskazującym na nadmierne nadużycie. Czy tam spożycie. Zużycie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

KURCGALOPEK

        Proszę mi tutaj nie krzywić się. Informuję świat cały bardzo radośnie, o czym moi Czytelnicy doskonale wiedzą, albowiem – sądząc przynajmniej po twarzach niektórych przedstawicieli nadwiślańskich elit – wielu naszych reprezentantów wciąż niespecjalnie orientuje się co do aktualnej daty. Co tam zresztą elity, skoro nikomu i nigdzie nie może już towarzyszyć pewność, że doczeka następnego grudnia? A kiedy już – a to lada dzień będzie – przemknie obok nas gromadka sześciu króli, wiedzionych na manowce przez niejakiego Ryszarda (jak ten gość miał na nazwisko swoją drogą? Palikot? Niesiołowski?) i zaraz pojawi się na horyzoncie Święto Ofiarowania Pańskiego (Matki Boskiej Gromnicznej) – wówczas rok 2023. ruszy na całego.

        Ruszy z kopyta. Pędem. Przechodząc w galop i cwał. Kurcgalopek odstawi taki, że nie ma to, tamto. Że zatęsknimy za jesiennym spacerem. Tak będzie. – I co z tego, że tak będzie? – zapyta ktoś. – Rok w rok miesiące te same mijają, a czas przed siebie gna, lata płyną, skaleczonych lecząc, a nie skaleczonych doświadczając. Czyli zwyczajne życie i domiar w postaci prozy codzienności, od zawsze. Więc?

        – To z tego będzie – odpowiem takiemu – że nie sposób pozytywnie oceniać natury człowieka, skoro rzeczywistość zależna od ludzi mrocznieje z dnia na dzień. Od zawsze, to prawda, lecz aktualnie jakby coraz prędzej. I że w takiej sytuacji ponuro patrzę. Czy tam widzę ponuro.

        – Ponuro już było – powie mi wtedy głos. Mój głos. Tak sądzę, że tak mi powie. Dawno głosu nie słyszałem. – Będzie mroczniej? – wykorzystam okazję. Głupi by nie wykorzystał, by głos sprowokować. – Mroczniej też już było – usłyszę, dostatecznie mocno sprowokowawszy. – Czyli, że będzie jak? – przycisnę jeszcze niespodziewanego gościa. – Czyli, że będzie tak samo tylko bardziej – głos wyjaśni mi, co sam ogarniam znakomicie.

AZALIŻ BYŁBY

        – Jedyną zmianą rzucająca się w oczy, co w najmniejszym stopniu nie zaskoczy ludzi rozsądnych – dopowie rozgadany głos – będzie zwiększona różnica między liczbą ujętą pierwszymi cyframi zapisanymi w naszych peselach, a tą ujętą cyframi pisanymi na końcu roku 2023. A różnica okaże się większa o jeden.

        Tak powie, mądrala. Z drugiej strony, mądrego siebie samego to i posłuchać niekiedy warto. Tylko ów głos odrobinę mnie niepokoi, skoro z mojej głowy wychodzi. Ale co tam, nie obiecywałem nikomu, że będę normalny. Nota bene to, co piszę, niepokoi mnie również. “Światełko w tunelu widać, i nie jest to reflektor nadjeżdżającej ku nam lokomotywy. Nie stoimy na torach, a nie ma na świecie parowozu, który poruszałaby się dokądkolwiek, jeśli drogę pozbawić szyn. Każdy parowóz pędzi w stronę, w którą prowadzą go tory. Rzecz w tym, żebyśmy władali jedyną wytwórnią podkładów kolejowych w okolicy, i żebyśmy równie sprawnie odlewali i układali szyny. My, a nie oni” – notowałem w styczniu 2022 roku. I co? I dziś niegdysiejszym optymizmem zaskoczony czuję się dogłębnie. Wiadomo wszak, iż Ligęzy bywają przesadnie optymistyczne wyłącznie incydentalnie. Albo rzadziej. Wypadek przy pracy byłby to, azaliż, czy prędzej błąd poznawczy?

        “Gnaj człowieku ku otchłani, albo otchłań przyjdzie po ciebie. To twój wolny wybór, więc wybieraj” – napisałem także przed rokiem. Usłyszał i pobiegł? Na pewno? W sensie, czy aby na pewno to, co pobiegło, to człowiek był? A w tym samym kontekście: “Umiera, kto sumienie traci, choćby cały świat pozyskał”, głosi przekaz ewangeliczny. Tymczasem nadwiślańskie środowiska lewicowe zawnioskowały o przyznanie Orderu Orła Białego niejakiemu Hermaszewskiemu Mirosławowi (zmarł w grudniu). Natomiast samemu pogrzebowi, zdaniem lewicy, należałoby nadać charakter państwowy i podkreślić pełnym ceremoniałem wojskowym.

SUMIENIA I CZELUŚĆ

        Zabrakło niewiele. Charakter państwowy był, wojsko udało się na ćwiczenia w zupełnie innym kierunku, czyli zachowało się jak trzeba. Mniejsza z tym, proszę sobie tylko wyobrazić to żądanie. Toż po temu nawet puste miejsce po sumieniu należałoby samemu sobie do kości wypalić.

        Co tam sumienie. 13. grudnia ubiegłego roku zmarł Walter. Mariusz Walter. Pan, obarczony na wieczność (pomijając wszystko inne), ksywą “Chcecie mi stację wyp… w powietrze?!”. Nijak nie mogłem wyzbyć się skojarzenia: Urban, Kwaśniewski, Walter. Co tych panów za życia połączyło ze sobą, ktoś pamięta? Pamięta ktoś prezydenta Kwaśniewskiego z Piatichatek pod Charkowem, rozchwianego nad grobami polskich oficerów pomordowanych przez NKWD z powodu “dysfunkcji pourazowej goleni prawej”?

        Wstrzymajmy teraz oddechy, przez chwilę nurzając się we wspomnieniach “gwiazd kojarzonych z TVN”. A to, gdyż niektóre wypowiedzi po śmierci Waltera “wprost chwytały za serce”. Portal plejada-pl informował: “Gwiazdy żegnają swojego dawnego pracodawcę, przyjaciela po fachu. Piszą o wielkiej stracie i prawdziwym przyjacielu”. Kogo tam mamy? Zajrzyjmy w czeluść. Byle ostrożnie, uprzedzam, gdyż w podobnych okolicznościach tak zwanej przyrody czeluść korzysta z okazji, by zajrzeć w nas. Co z kolei kończy się różnie. Więc.

        Pieje więc Wojciechowska Martyna: “Przez lata mojej obecności w telewizji pozwalał mi rozwijać skrzydła i realizować nawet te najbardziej szalone pomysły”. Więc smuci się Rusin Kinga: “Żegnaj, panie Prezesie. Gdyby nie pan… Zapamiętam humor, anegdoty, klasę i wszystkie dobre rady. Dziękuję”. Dalej dyszy Olejnik Monika: “Żegnaj, Mariuszu kochany! Stworzyłeś więcej niż telewizję, współtworzyłeś demokracje! (…) dzięki tobie od pierwszego dnia mojej pracy w TVN, wierzyliśmy, że możemy zdobywać świat, pracując w wolnych mediach”.

PRZYZWOITOŚCI W TWARZ

        Dalej pląsa Nowak-Ibisz Anna: “Zawsze byłam pod wrażeniem niesamowitego uroku, klasy, ciepła, dowcipu pana prezesa. Onieśmielały mnie jego komplementy”. Dalej łzy przełyka Gardias “Nadal czuję ten wiatr” Dorota. Dalej Drzyzga Ewa, a jeszcze dalej Kraśko Piotr. I Janiak Oliver (“Łzy ciekną mi po twarzy, stratę czuję ogromną i pustkę, bo Mariusz Walter nie tylko był legendą polskich mediów, wybitną postacią, ale i człowiekiem, który wielu ludziom stworzył warunki do rozwoju, ofiarował im perspektywę, przyszłość”). I jeszcze Kuligowska Marta: “Odszedł mistrz”. Ta to już jakby pięścią w stół rąbnęła. Jakby w twarz przyzwoitości napluć O, tak. Mistrz zaiste, w rzeczy samej mistrz, mistrz mistrzowski jak sama jasna cholera z dżumą, pląsawicą i ebolą w kupie. Ebolą w wersji zairskiej. Tej najgroźniejszej.

Kogo to niejaki Urban rekomendował niejakiemu Kiszczakowi, zamierzającemu “ocieplać wizerunek”? Wolne media normalnie, wiadomo, a w nich między innymi Mariusz “Chcecie mi stację wyp… w powietrze?!” Walter i jemu podobni. Sławiński, Subotić, Miszczak, Miecugow, Kraśko, Sianecki, Ziminski, Chincz, Kurczab-Redlich, Radziszewska (i Radziszewski). I tak dalej. I w ramach zjełczałej wisienki na skwaśniałym torcie “wolnych mediów”: Pieczyński Adam, przy nim zaś ciekawostka: Łukasz “Razprozak” Winiarski, zapowiadając książkę “Tresura. Kulisy lewicowej indoktrynacji”, przytacza na łamach “Najwyższego Czasu!” jedną z wielu niepochlebnych opinii o tymże Pieczyńskim: “Cyborg z amputowaną inteligencją emocjonalną”. Przyznajmy: laurka to nie jest. No raczej. Zresztą nie tylko ów Pieczyński nie pokaże nam ojców swego ojca. Żadne takie, boć wygląda na to, że oni wszyscy uczuleni są na “grzebanie w życiorysach”. Z dużym prawdopodobieństwem uczuleni śmiertelnie. Na takie uczulenie nie pomoże żadna strzykawka ratunkowa, choćby z największą dopuszczalną porcją adrenaliny.

ŻEROWANIE ŚCIERWNIKÓW

        Skoro jednakowoż uważam dziś tak właśnie, jak dziś właśnie uważam, czemuż uwagę Czytelników ogniskuję na mdłościach, przytaczając wypowiedzi przedstawicieli bandy nierozumów, uwikłanych w kompromitującą niewiedzę o przeszłości równie mocno, co ich patron, idol, wódz, kto tam jeszcze… kto wie, czy nie dałoby się rzec, że ich oficer prowadzący?

        Dobre pytania. Dlaczego zatem występuję ze wzmiankowaną uwagą i ogniskowaniem? Już wyjaśniam: przytaczam otóż wypowiedzi nierozumów, a przytaczając je, ogniskuję zarazem Państwa uwagę w kierunku na mdłości, bo przypominam tym samym istotę mistrzostwa wrogów. Mistrzostwa manipulacyjnego. Nie u wspominanych nierozumów – tym bowiem wdrukowano uwielbienie dla zła do tego stopnia głęboko i trwale, że sami nie są w stanie nocy od dnia odróżnić, a dobra od zła – lecz mistrzostwo manipulacyjne ich bożyszcza. Bo choćby cały świat pozyskał, pamiętajmy: umiera, kto sumienie straci.

        Dobrze. Zamarudziliśmy aż nadto, teraz poważnie: co czeka nas w roku 2023? Proszę bardzo, już rysuję: czeka nas upiorna wędrówka wskroś cytadel bezmyślności, stawianych na wszechobecnych głazach prostactwa. Najkrócej rzecz ujmując. Oraz, a jakże, czekają na nas stada: “Parszywych ścierwników, żerujących na tym, co w nas umiera” – że pozwolę sobie sparafrazować cytowanego niemal dokładnie przed rokiem, Beksińskiego Tomasza. Innymi słowami, banalne “sevila” nas czeka. Plus barbarzyński domiar z gryzących ludzkie gardła dymów codzienności. Metaforycznie sedno ujmując. Życie nas czeka, Szanowni Państwo. Zwyczajne życie. Niekłamany postęp, ale i nowoczesność do cna załgana. I vice versace. Mdłości, i rozmaite feminatywy także. Porażki, ale i sukcesy. I tak dalej.

***

        Pewnie, że sukcesy, sukcesy przede wszystkim. Wiadomo powszechnie: generalnie dobrze jest, psia krew, i nie powtarzajcie bzdur, że nie jest, bo rok 2023. takich traktować zamierza witkacyzmem prima sort: “Dobrze jest, psia krew, a kto powie że nie, zaraz go w mordę i poszedł won z piaskownicy!”.

        Nie będzie czyli lekko, nielekko czyli będzie. Bo, wyjaśniają, chili dobre jest na wszystko. No sam nie wiem.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl