Redaktory, nie reaktory. Redaktory i redaktorzyce. Oraz zarodki prawdziwe i nieprawdziwe. A każdy z zarodków ludzki, że hej.

Ale zaraz, zaraz, opuśćmy na moment rogatki. Czy tam szlabany. Redaktorzyce, to wiemy. Redaktorów paru znamy. Co z tymi zarodkami? Jak to sztuczne ludzkie zarodki nieprawdziwe? Oszalałem? Tak, odpowiadam bez zbędnej zwłoki. To znaczy nie oszalałem, tylko w rzeczy samej pojawiły się “sztuczne ludzkie zarodki”. Pojawiły i co teraz im zrobić? Z nimi? Proszę to sobie wyobrazić. To znaczy tę konstrukcję leksykalną. Sztuczne czyli nieprawdziwe, ponieważ bez mózgów i serc. W ogóle bez narządów. Więc szał?

        Gdzie tam, szału właśnie nie ma. Czegóż moglibyśmy spodziewać się po człowiekowatych, wybierających sobie przedstawicieli akceptujących ślimaki w roli ryb czy tworzących instrukcje pokonywania drabin? Więc szał nie, lecz sztuczne zarodki ludzkie tak, znaczy nieprawdziwe zarodki, a obok tuż panie posłanki i panowie redaktory, i panie redaktorzyce, i panowie posłowie, tłum normalnie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Weźmy to ujęcie, gdy akurat ocierają pot ściekający im z czół. Czy tam skąd tam. Bo to w pocie czół przecież, w zgrzycie trzewi, czy tam w innych znojach, okrutniejszych niż obiad w restauracji sejmowej i “afterek” w sejmowym hotelu, przybliżają ignorantom współczesnym osiągnięcia nauki jeszcze bardziej współczesnej. Posłanki i posłowie. Tacy owacy. Redaktorki i redaktory. Elyta. A każda członkini, i każdy członek, wszyscy w komplecie, z kompletem narządów, ze zdrowymi sercami, a nawet, tak sądzę, z prawidłowo ukształtowanym przodomózgowiem. Podzielonym wedle właściwości i jak należy na kresomózgowie i międzymózgowie – co następuje wszak już w piątym tygodniu ontogenezy. Czyli rozwoju osobniczego. A mimo to z rozległymi pustaciami w miejscach, w których oczekiwać należałoby obecności rozumów. Nie wykształcili zalążków, albo powiodło się i to, tylko pozwolili sobie ukraść. Tertium non datur.

***

        “Od razu trzeba uściślić: zarodki nie miały serca, mózgu ani żadnych innych organów. Osiągnęły jedynie stadium gastruli – to moment w rozwoju zarodkowym w okolicy 14. dnia ciąży, kiedy komórki po raz pierwszy zaczynają się różnicować” – wyjaśnia ewentualnym ignorantom niejaki Kapiszewski Jakub, z zawodu redaktor, z miejsca pracy złonetowiec, że: “Nikt nie wszczepiał też stworzonych w ten sposób zarodków kobietom”. Co z kolei jego zdaniem oznacza, iż mowy nie ma o: “Próbie stworzenia alternatywnej metody dla powstawania ludzi”.

        Aha, aha. Nie ma jak odpowiedzialność. Oto przed nami nowy, dostojny świat. Kury mleko dają a krowy jajka niosą. Znoszą. Czy jakoś podobnie. W takim razie, po co właściwie prowadzić takie badania? Kapiszewski wyjaśnia: “Przede wszystkim po to, żeby uzyskać wgląd w to, co dzieje się podczas najwcześniejszych tygodni rozwoju człowieka”. No i tu brzdęk dzwoni nam, że aż bębenki pękają.

        Brzdęk, powtarzam, pokrywka skacze jak miło, a mleko kipi niepowstrzymanie. Ktokolwiek zaś dotarłszy do tego miejsca, nie rozumie nadal, w czym rzecz i o co toczy się gra (napisano wprost: badamy, co dzieje się z człowiekiem w jego najwcześniejszych tygodniach rozwoju), ten swoim rozumieniem rzeczywistości oraz sobą samym pozwoli manipulować w dowolny sposób. Do śmierci, a i później. Takiego absztyfikanta czy absztyfikantkę, pociągnę temat feminatywnie, można w sekund parę przekonać do tezy o rozmaitej przydatności naukowej ludzkich zarodków. Przy czym tych “nieprawdziwych”, boć “prawdziwe zarodki” są “passe”. Czemuż to? Kapiszewski: “Ten etap obecnie naukowcy mogą bowiem podglądać wyłącznie z wykorzystaniem nieinwazyjnych technik na prawdziwych zarodkach (czytaj: schowanych w brzuchu matki)”. Natomiast zarodki nieprawdziwe (ludzkie zarodki w stanie gastruli) są okay, a nawet bardziej? Najwidoczniej. Więc.

***

        Gdyby więc, cóż za postępowe marzenie, odrzucić ograniczenia, i gdyby rozwój zarodkowy nieprawdziwych ludzkich zarodków można byłoby: “Legalnie i bez obaw etycznych obserwować w laboratorium”, byłaby to: “Prawdziwa rewolucja”. Kapiszewski w swym wywodzie przytoczył też – co do “sztucznych zarodków” – opinię innego specjalisty, jakoby embriologa: “Jeśli idzie o badania nad wczesnymi etapami rozwoju człowieka, to uważam, że to jedyna możliwa droga”. No nie wiem. Jak często embriolodzy zakłamują pojęcie ontogenezy, jak zacytowany wyżej cymbał?

        Moim zdaniem to żadna rewolucja, to oczywiste deficyty intelektualne ludzi kapiszewskopodobnych na wierzch wyłażą. Niczego nie rozjaśniając, rozmywają co się da. Natomiast niekłamana rewolucja zaczyna się dopiero wtedy, gdy odpowiednio użyte słowa zmieniają znaczenia terminów i pojęć po to, by zakłócić naturalną epistemię człowiekowatych. Niestety, kiedy zakłócenia tego rodzaju przyjmą postać trwałą, poznawczych zdolności jednostki ocalić się już nie da.

        Podsumowując temat z profilu, en face, i w ogóle: właściwe słowa na właściwych miejscach potęgą dla właściwego rozumienia znaczeń są i basta, co rozumieć winien każdy wałek do ciasta. Nie musi być przy tym napakowany sztuczną inteligencją jak nasz dzisiejszy antybohater.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl