Święty Bartłomiej, Apostoł, wymieniany jest w Piśmie Świętym również jako Natanael. Według apokryfu, miał głosić Ewangelię w Armenii, gdzie został umęczony i ukrzyżowany z rozkazu króla Astiagesa.
To jego postać została upamiętniona na jednym z witraży, które od niedawna zdobią Kościół Misyjny św. Piotra na Ninth Line w Mississauga.
Zdjęcie witraża podesłał Rycerz, Brat Mietek, bo tenże witraż ufundowany został, jak zresztą głosi napis, przez Rycerzy św. JPII-go, goszczących od prawie dwóch lat w siedzibie Misji Oblackich, którym dyrektoruje sam Ojciec Adam Filas.
Witraży jest kilka i każdy zakupiony został przez jedną z grup, które działają na terenie Misji.
Witraże miały się pojawić na zeszłoroczną uroczystość św. Piotra i Pawła, która zbiegła się z dwóchsetleciem istnienia kościoła. Jednak trudności logistyczno-transportowe spowodowały kilka miesięcy opóźnienia. Tym niemniej, warto pojawić się tam na mszy, aby oprócz wysłuchania Słowa Bożego głoszonego przez Ojca Adama, również udelektować oczy.

W naszym kościele na Koszutce koncert kolęd. To już naprawdę ostatki okresu Bożonarodzeniowego. Kilka dni temu byliśmy na podobnej gali kolędowej w Częstochowie.
Znikną z kościoła choinki z gwiazdkami i światełkami, a z repertuaru kolędy. Pan Damian, w ramach lekcji pianina też wałkował ze mną dwie kolędy. Teraz przechodzimy do innego repertuaru. Sęk w tym, że te kilka kolęd wyparuje mi z głowy zanim doczekam kolejnych świąt, chyba że co jakiś czas się je zagram. Niby proste, ale z praktyką jest już gorzej.
20-go stycznia, w włoskim Civitavecchcia odsłonięto 3- metrowy pomnik św. Jana Pawła II-go wykonany w brązie. Upamiętnia on wizytę papieża w marcu 1987, w święto liturgiczne św. Józefa Rzemieślnika. Wspominam o tym, bo jednym z dwóch pomysłodawców pomnika jest Rycerz św. JPII-go Alessandro Scotto. Pisałem o nim w październiku, kiedy to w Krakowie został przyjęty do Zakonu.
To wspaniały przykład przeciwwagi trendom, które próbują usunąć tego papieża z przestrzeni i ze świadomości publicznej.

Tucker Carlson szykuje się do wywiadu z Putinem. Twierdzi, że społeczeństwa zachodnie są niedostatecznie poinformowanie o wojnie na Ukrainie, ponieważ oficjalne media nie wypełnią właściwie swego zadania.
– „Nie jestem w Moskwie dlatego, że kocham Putina, jestem w Moskwie dlatego, że kocham Stany Zjednoczone” – twierdzi Tucker. Ale nie wszystkim się to podoba. „Politico”, na przykład, używa w stosunku do niego określenia „pundit”, i drapię się w głowę o co tu chodzi? Bo możne to oznaczać eksperta, ale też można to przetłumaczyć jako „mędrek”. W tekście użyto przymiotników typu kontrowersyjny albo prowokator.
Tucker urasta do pewnego symbolu niezależnego dziennikarstwa i zapewne może być wzorem dla wielu, którzy uosabiają się z podobnymi wartościami etyki zawodowej.
Gdy myślę o Panu Carlsonie, w którego żyłach płynie niemało krwi kanadyjskiej, przychodzi mi na myśl tylko jedno nazwisko; Oriana Fallaci. I choć z osobnych, wydawałoby się, biegunów przekonań, ma tych dwoje dziennikarzy coś wspólnego; drążenie prawdy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Stary katowicki dworzec kolejowy, który ledwie pamiętam z wczesno-młodzieńczych wypraw do Krakowa czy Ropczyc, jeszcze kilka lat temu straszył dziurami w oknach i wydawać się mogło, był ruderą do wyburzenia. Ale tak się nie stało. Powoli jest odremontowywany i zyskuje na blasku jakiego chyba nigdy w przeszłości nie zaznał. Do własności przyznaje się śląska firma Opal Maksimum.
Funkcjonuje tu już Restauracja Tajska i inne. Po stronie przejścia podziemnego na ulicę Wojewódzką, pod torami, jest Mijuba Sushi Bar. Pomni niedawnej uczty sushi u samego Generała, decydujemy się na powtórkę. Ma to polski koloryt, i być może, jest nawet bliższe oryginału niż to co znamy z Toronto. Zamawiamy po dwie rolki, które są większej średnicy niż te najlepiej nam znane i na dodatek po miseczce Ramen. Trochę się obawiam zupy, bo te potrafią być bardzo tłuste, ale Pani Basi wszystko dziś smakuje. Czterech rolek nie dajemy rady zjeść i resztki na drogę lądują w gustownym pudełeczku.

Ostatni tydzień mojej gimnastyki on-line, która rozpoczęła się w połowie sierpnia. To głównie Pani Basi pilnowała, abyśmy nie opuszczali zajęć i słałem co tydzień raporty, również z ilością przespacerowanych kilometrów. Teraz czekam na kopię raportu, który wyląduje też u mojego lekarza. Ale przy kościele jest w środy aerobik. Pani Basia wraz z Panią Stenią ochoczo przerzuca się na tą opcję, ja jednak czynię, jak na razie, uniki. Wiosna blisko, mam nadzieję na opcję joggingowo-rowerową.
Muszę się walnąć w piersi, i to mocno. Tuż po przyjeździe do Polski nawiązałem kontakt z Wydawnictwem św. Macieja Apostoła, a w zasadzie z jego szefem, redaktorem Przebieraczem w sprawie wydania tomiku wierszy. Nie tylko moich, bo wspólnie z Panią Kasią Banaszak z Misssissauga i z „Grubym” Krzysiem z Toronto. Wszystko szło błyskawicznie, ale potem nawarstwiły się inne sprawy lokalne i wszystko stanęło. Zapadło też głuche milczenie ze strony mych współautorów, a takie bywa równoznaczne z – co najmniej – z wotum nieufności. No i skupiam się i sprężam i cały pakiet ląduje w końcu na podwórku wydawnictwa. Jest jednak dalej pod górkę, bo redaktor pojechał do sanatorium. Znowu poczekamy kilka tygodni.
Przy okazji zapraszam tu na blog Krzysia; „Kafejka u Grubego”…
https://kafejkaugrubego.blogspot.com .

Sen o Bianchi nie zakończył się niczym. Okazuje się, że w Rybniku, niezbyt daleko od Teściówki, jest sklep rowerowy z licencją na tą właśnie markę. Jeszcze raz się sprawdza, że najciemniej jest pod latarnią, bo jakżeby to; rowery Bianchi w Rybniku, a jednak…
Posyłam im specyfikację na Bianchi Sprint. Sprint to rower troszkę mniej sportowy od Oltre, ale nam wystarczy. Jedną z różnic jest geometria ramy. Dzisiejsze profesjonalne wyścigówki wymuszają niejako, bardzo niską, aerodynamiczną pozycję rowerzysty. My wolimy pozycję nieco bardziej wyprostowaną. Różnice są niewielkie, bo kilkucentymetrowe, ale jest  wygodniej a przecież nasze kręgosłupy nie mają po dwadzieścia lat.
Ciągle też debatujemy z Patrykiem na temat rozmiaru ramy, bo to jest pytanie za sto milionów, no, za kilkanaście tysięcy. To było jedną z dwóch przyczyn, dla której poprzedni zakup nie wyszedł, a wtedy od poważnych kosztów przesyłki zwrotnej uratował mnie i Patryk, i fakt, że rower, który przysłano nie był zgodny ze specyfikacją i że firma zaakceptowała moje tłumaczenie. To też pokazuje ułomność zakupów on-line, które się wciskają przez wszystkie szczeliny.
Kilka dni temu, szukając konkretnej pary butów, trafiłem do sklepu eobuwie, nie wiedząc co to w zasadzie jest? Metody marketingowe amerykańskich sprzedawców samochodów zostały ubogacone o mój numer telefonu. Procedura zakupu w eobuwie zaczyna się – ponoć-od dokładnego pomiaru stopy. Na podstawie tego, eobuwie chce zarzucić mnie – klienta – bogactwem wszystkich butów jakie są w tym rozmiarze. Tu kłania się słynna powieść Josepha Hellera, Paragraf 22, bo jednak jest haczyk. Haczyk polega na tym, że muszę najpierw podać im numer telefonu. Inaczej stopy nie da się zmierzyć!
Z trudnością naprowadzam młodego subiekta na mój sposób myślenia: poszukuję butów ocieplanych, konkretnego producenta, rozmiaru 41. No i nie mierzymy stopy, ale butów też nie znajdujemy.
W końcu lądujemy w CCC obok. Buty się znajdują, ale nie w tym rozmiarze co trzeba. Ekspedientka jest jednak bardzo usłużna i oferuje nam nieodpłatną przesyłką do domu w dniu następnym. Zgadzamy się. Ale w końcu, trzeba i tak podać numer telefonu…
Równocześnie próbujemy kupić patelnię mamie Pani Basi. Powinna być lekka, średniej wielkości. Koło nas jest sklep firmowy nieznanej nam firmy Zepter. Wchodzimy, otaczają nas radosne starsze panie. Patelnia 18 cm, nie ma problemu, jedyne 1300 zł! Zepter to firma szwajcarska. Jednak wychodzimy. Starsze panie są jakby zdziwione.
Przypominają się nam pierwsze miesiące w Toronto. W polskim światku nowoprzybyłych imigrantów sprzedawały się dwa produkty; garnki z grubym dnem firmy AMC i Encyklopedia Britannica. Encyklopedii nie kupiliśmy, ale kupił ją nasz znajomy. My za to kupiliśmy garnki.
Różne bogobojne i zacne skądinąd fundacje użalają się, że pan Hołownia popiera LGBT i tym podobne. Nie wiem, dlaczego się użalają? Przecież to oczywiste, że jedyną religią pana Hołowni, wbrew temu co on utrzymuje, jest wybieralność w następnych wyborach, a szczególnie chyba na Prezydenta „Bantustanu” (Nie mogę się uwolnić od terminologii Pana Michalkiewicza, ale mam nadzieję, że mi to wybaczy, bo wydaje mi się, że taka nazwa jest adekwatna do sytuacji).
Po necie krąży filmik, w którym pan Marszałek dość detalicznie opisuje, jak rozprawi się z Kościołem w tym kraju, gdy już go wybierzemy! To dalej wierność tej samej „religii”, czyli popularności wyborczej. Rozmaite występy przed publicznością to takie swoiste mini-igrzyska w Koloseum, kciuk w górę albo w dół. Zwycięstwo albo polityczna banicja. A na arenie, wilcze doły, tygrysy i zgraja gladiatorów, zupełnie jak w tamtym filmie. Jak się to ma do tej rzekomej katolickości pana Marszałka, czy jakoś tam? No to zależy, czy przysporzy mu wyborców czy nie. I wydaje się, że pan Hołownia stawia, póki co, bardziej na wyznawców drag queen i waginy niż na nudnych „katoli”. No, może jednak „katole” powinni się też przechrzcić, wszak różne gazety i radia, i telewizje utrzymują, że pan Hołownia jest w sztosie, a „Historię piszą zwycięzcy”. Albo może, ci co go popierają, powinni przejrzeć i zobaczyć, że króliczek jest bardzo skąpo odziany?
Tu znowu kłania się Thaleb z „Antykruchością”, o której wspominałem kilka miesięcy temu. Pan Hołownia (inni robią podobnie) sprawdza nas, aby zobaczyć, która bajeczka przysporzy mu najwięcej popularności. W kontekście Thaleba, pan Hołownia inwestuje na rynku opcji. Ale zamiast kupować kartofle czy banany, próbuje zakupić nasze głosy, a Youtubowy, czy Facebookowy system łapki w górę świetnie się do tego nadaje. No i sprawdza, czy lepiej mu pójdzie z rozhisteryzowanymi paniami, czy z wyznawcami trzech, albo nawet „sześciu” króli. Na koniec ma nadzieję na wielką wygraną.

Nie wiem, czy pan Hołownia jest gotowy na opcję publicznego posypania głowy popiołem? Jest okazja, bo Popielec tuż. Może by to zagrało? Kilka tygodni później, Tucker Carlson, facet z tych nie najgłupszych, powie przemawiając do światowego forum ubermenschów, że „pokora jest oznaką mądrości”. Bingo.

Leszek Dacko