Chcąc wykorzystać kondycję zdobytą podczas wędrówki po Beskidzie Niskim, wybraliśmy się od razu na Roztocze. I to był strzał w dziesiątkę! Ruszyliśmy rowerami z Przemyśla i dojechaliśmy do Zamościa. Wybór padł na wschodnią część Roztocza, obfitującą w atrakcje, ale mniej obleganą przez turystów.

Na siodełku (nie w siodle) spędziliśmy osiem dni plus dziewiąty stacjonarnie na zwiedzanie Zamościa. Kolejne etapy wycieczki to:

1. Zaczynamy od dojazdu pociągiem do Przemyśla i spaceru po mieście, którego klimat przywodzi na myśl wspomnienia ze Lwowa. Wieczorem kibicujemy kolarzom biorącym udział w Tour de Pologne, którzy tego dnia pokonują dystans, jaki my mamy zaplanowany na tydzień!

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

2. Ruszamy z Przemyśla na północny-wschód. Najpierw wizyta w arboretum w Bolestraszycach, a potem spacer po znajdujących się w pobliżu ruinach fortu “San Rideau”. Warto mieć w pamięci fakt, że Przemyśl w 1914 roku był jedną z 200 wielkich fortyfikacji stałych w Europie i trzecią co do wielkości twierdzą po Antwerpii i Verdun. To temat na osobną wycieczkę. Pod wieczór dojeżdżamy do Chotyńca, wsi z piękną zabytkową cerkwią pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy wpisaną na listę UNESCO.

3. Dzień zaczynamy od bułki z kabanosem pod miejscowym sklepem. Kierujemy się przez wieś Młyny (cerkiew) w stronę granicy polsko-ukraińskiej i potem na północ do Wielkich Oczu. Zdjęcie pod tablicą z nazwą miasteczka obowiązkowe. Ta część to jeszcze nie Roztocze, jest raczej płasko, rowery same jadą. Mijamy wieś Wólka Żmijowska, dosłownie dwa domy na krzyż (przy jednym osobliwe greckie posągi), z drewnianą cerkwią, przy drzwiach której ktoś napisał kredą MAMA + TATA = LOVE. Widziałam ten napis trzy lata temu i jakoś tak cieszę się, że dalej się trzyma. Kawałek dalej kapliczka przy pięciu sosnach wyrastających z jednego pnia. Jest tu też murowana kaplica i tablica z historią tego niezwykłego miejsca, o które Maryja sama się upominała. Przez Krowicę Lasową (kolejna piękna nazwa!) dojeżdżamy na nocleg do Lubaczowa.

4. Dziś kierunek – Werchrata. Zaczynają się podjazdy, ale o dziwo dajemy radę. Widoki malownicze. Zbliżamy się do granicy i w Radrużu zwiedzamy z przewodnikiem zespół cerkiewny (cerkiew wpisana na listę UNESCO). Kolejny punkt to Horyniec-Zdrój, uzdrowisko z czasów Jana III Sobieskiego. Stąd do Werchraty tu już pagórki na całego i długie podjazdy, na których zdarza nam się prowadzić rowery, ale rzadziej niż bym się spodziewała. Chyba naprawę mieliśmy niezły trening w tym Beskidzie!

5. Pętla na zachód od Werchraty. WJEŻDŻAMY na Dział – trzeci “szczyt” Roztocza. W lasach szukamy bunkrów, które w większości są zabezpieczone i nie da się wejść do środka. Dalej zjeżdżamy w kierunku Starego i Nowego Brusna. Stare Brusno to ośrodek kamieniarski, od wieków znany w całym regionie. Słynne Krzyże Bruśnieńskie widać na każdym rozstaju dróg, a na cmentarzu w Starym Bruśnie można podziwiać kunszt miejscowych kamieniarzy. Nietrudno znaleźć nagrobki z XIX wieku. Dzień wieńczy obiadokolacja znów w Horyńcu w Browarze Zdrojowym “Aleksandrówka” i bogaty w podjazdy powrót do Werchraty.

6. Kolejna pętla z Werchraty tym razem na północny wschód. We wsi Prusie zostawiamy rowery i idziemy pieszo do granicy. Tu zaliczamy drugie na tym wyjeździe spotkanie ze strażą graniczną i wygląda na to, że lepiej znamy znaki i przepisy niż panowie strażnicy… Nasza trasa prowadzi przez Hrebenne. Parę kilometrów dalej natykamy się na cmentarz w lesie. Widać, że dalej jest użytkowany, ale trudno go dojrzeć między sosnami. Niektóre krzyże toną w grubym mchu. Podjeżdżamy do ogromnej cerkwi bez kopuły w Kniaziach i na koniec wracamy pociągiem z Lubyczy Królewskiej do Werchraty (gdzie wysiadamy na trawiastym peronie, który konduktor z dumą nazywa “ekologicznym”).

7. Opuszczamy Werchratę. Przez Narol jedziemy do Suśca i rezerwatu Nad Tanwią. Znajdują się tu liczne stopnie na rzece, przez co tworzą się wodospady zwane szumami; niby niewielke, ale jest ich dużo na stosunkowo krótkim odcinku, więc robią wrażenie. Sporo ludzi, samochody na parkingu z rejestracjami z całej Polski. Czujemy, że wjeżdżamy w bardziej popularną część Roztocza. Nocujemy w Józefowie, który mieni się “rowerową stolicą Roztocza”.

8. Tego dnia ma padać, więc bez marudzenia pedałujemy do Zwierzyńca. Wchodzimy na wieżę widokową przy siedzibie Roztoczańskiego Parku Narodowego. Potem idziemy na żurek i przymusową szarlotkę – przymusową, bo następuje oberwanie chmury. Leje jak z cebra i w ciągu 10 minut w połowie pusta restauracja nad stawem zapełnia się ludźmi. Siedzimy przy oknie w widokiem na Kościół Na Wodzie. Stąd wielu turystów kieruje się do Szczebrzeszyna, ale my ruszamy do Zamościa krótsza drogą. Meldujemy sie w hotelu Ośrodku Sportu i Rekreacji i idzemy na wieczorny spacer po zamojskiej starówce.

9. Stacjonarny dzień w Zamościu zaczynamy od wyczekiwanej przez dzieci wizyty w ZOO. Ogród zoologiczny jest po remoncie, nowocześnie urządzony, bogaty w atrakcje. Następnie przez Bramę Szczebrzeską wchodzimy na teren Starego Miasta. W katedrze zwiedzamy krypty, w których leżą założyciele miasta – Zamoyscy, a potem, patrząc z wieży katedralnej, rozpoznajemy elementy świadczące o pierwotnym charakterze miasta-twierdzy. Na koniec mamy w planach jeszcze zwiedzanie trasy podziemnej.

Tak się kończą wakacje. Wsiadamy w pociąg do Lublina. 300 kilometrów za nami. Może kolarze z Tour de Pologne przejechali to w jeden dzień, ale ile przy okazji stracili!

Katarzyna Nowosielska-Augustyniak