Autokar mknie płynnie szosą, my zaś obserwując po jednej stronie wody zalewu solińskiego, a po drugiej wzgórze pokryte lasami zmieniającymi swą szatę z letniej na jesienną, z zaciekawieniem słuchamy opowieści naszej przewodniczki, opowieści – legendy wyjaśniającej etymologię nazwy Bieszczady.

        ,, Nad tymi ziemiami panował kiedyś Bies, a służyły mu małe diabełki o nazwie Czady. Bies sprowadzał nieszczęścia i dawał się we znaki ludziom mieszkającym na tych terenach. Do walki z nimi stanął młody, szlachetny San. Walka była krwawa i zacięta, ostatecznie obaj znaleźli śmierć w nurtach rzeki. Odtąd ludzie mogli żyć spokojnie i cieszyć się pięknem gór ciągnących się od zachodu ku wschodowi.’’

        Okolicy tej wyjątkowego uroku dodają dwa zbiorniki wodne na Sanie, o urozmaiconej linii brzegowej. Liczne zatoki, fiordy i wysepki stwarzają niepowtarzalny pejzaż. Jezioro Solińskie o pow. 22 km 2 oraz Jezioro Myczkowieckie o pow. 2 km 2 zasilane są przez dwie rzeki: San i Solinkę. Gęsta sieć rzek i potoków, wzniesienia i grzbiety gór z połoninami tworzą jedyny w swoim rodzaju widok. Ziemia ta, słabo zaludniona, przesiąknięta krwią niewinnych ludzi, wiąże się z tragedią tych, którzy musieli ją opuścić.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        W ten obraz pełen ciszy i spokoju wkomponowane są cerkiewki, tworzące charakterystyczną aurę. Od wieków stanowią one nieodłączny element tej ziemi. Cechuje je wielorakość form i różnorodność stylów. Najstarsze drewniane cerkwie pochodzą z XVI i XVII w. Należą do nich : cerkiew grekokatolicka w Międzybrodziu pw. Trójcy Świętej, wzniesiona w latach 1899 – 1900, obecnie kościółek rzymsko – katolicki, w Kluczu z 1510 położona na szczycie stromego wzgórza Dębnik, w Rzepedzi pw. Św. Mikołaja, wzniesiona w 1824 r., w Wylkowyi z częściowo zachowanym ikonostasem.

        Na szczególną uwagę zasługuje cerkiew w Komańczy grekokatolicka z 1802 r., pw. Najświętszej Maryi Panny. Świątynia ta była wielokrotnie remontowana. Z dawnego wyposażenia pozostał w niej jedynie ikonostas. Cerkiew wraz z dzwonnicą stanowiły i stanowią jeden z trzech zachowanych przykładów wschodnio – łemkowskiego budownictwa sakralnego.  Dnia 13 września 2006.roku wybuchł pożar. ,, To było straszne ! Najpierw przez dziury w kopułach cerkwi wydostawał się dym, a za chwilę w ogniu stanął cały dach.’’ Taką wypowiedź mieszkańców Komańczy przytoczył Piotr Subik w swym reportażu. W artykule o symbolicznym tytule ,,Łzy nie ugasiły cerkwi’’ informował o tragedii, jaką przeżyli mieszkańcy małej wsi w Bieszczadach.

        Ten fakt wywołał w nas, katolikach, pewne skojarzenia i wspomnienia. Komańcza bowiem nierozerwalnie wiąże sią z Prymasem Tysiąclecia. ,,Zapiski więzienne’’ Kardynała Stefana Wyszyńskiego rozpoczynają się od daty 25 września 1953 .r i dotyczą aresztowania Kardynała: ,, Jeden z panów podał papier, zawierający decyzję Rządu, mocą której mam natychmiast być usunięty z miasta..’’ I tak aresztowany Prymas Stefan Wyszyński znalazł się w Rywałdzie Królewskim. Po jakimś czasie przewieziono Go do Stoczka Warmińskiego, następnie Prudnika Śląskiego, a w dwa lata później, to jest 27 października 1955. r. do Komańczy w Bieszczadach.

W jednym z listów do swojego ojca Prymas pisał : ,,Szczególna wdzięczność od nas obydwu Matce Najświętszej. Zawsze modliliśmy się w naszej kapliczce więziennej o to, by łaska wolności, gdy przyjdzie, przyszła w dzień sobotni lub w miesiącu Maryi [ . . . .] Z tą dziecięcą prośbą Dobry Bóg liczył się, bo opuściłem druty w sobotni dzień Maryi, w Jej różańcowym miesiącu.’’ [ 27 października 1955]. Prymas przebywał w klasztorze żeńskim, a zapytawszy, co ma rozumieć przez miejscowość Komańcza, otrzymał odpowiedź, iż może odbywać spacery po lasach i górach, natomiast nie może wsiąść do auta i wyjechać.

        W książce, zawierającej wspomnienia o Kardynale Stefanie Wyszyńskim pt.,, Czas nigdy Go nie oddali’’, jedna z sióstr nazaretanek tak pisze: ,, Była sobota, wigilia Chrystusa Króla. I odtąd przez cały rok, dzień po dniu, byłyśmy świadkami i współuczestnikami życia tego niezrównanego Człowieka.

        Mogłyśmy uczyć się od Niego niezwykłej sztuki zawierzenia Bogu, umiłowania Kościoła i Ojczyzny, umiejętności współpracy z innymi, zwłaszcza ogromnego szacunku do drugiego człowieka. Uczyłyśmy się również Jego stosunku do świata przyrody, którą odczuwał na wzór św. Franciszka. A wkoło rozciągała się piękna, imponująca panorama gór, pokrytych iglastymi drzewami, zielonych łąk, pełnych wdzięcznego kwiecia. Ksiądz Kardynał patrzył na to piękno, modlił się. Wielbiąc Boga, podziwiał krajobraz bieszczadzki i urocze wieżyczki cerkwi, które powoli znikały z krajobrazu tamtych ziem.

        Pobyt ten tak określa inna sióstra zakonna: ,,Komańcza – zwyczajność i prostota.’’ Była to zwyczajność w porównaniu z rzeczywistością Stoczka i Prudnika , o których towarzysz więzienny Ks. Kardynała, ks. S.Skorodecki, wspomina : ,, W tych ścianach, domach odrutowanych i obstawionych przez żołnierzy, odbywających służbę wojskową i strzegących niewinnego Człowieka, upływał pobyt Ks. Prymasa.’’ W Komańczy zaś można było zwyczajnie żyć, ale ,,nie było światła elektrycznego, nie było dostatecznej ilości węgla, ani odpowiednich mebli, nie było radia i telewizji, nie było więc kontaktu ze światem.’’ – pisze jedna z sióstr.

        S. Niemeczek we wspomnianej książce stwierdza : ,, Ks. Prymas wszedł w tę nową zwyczajność, jak we własny dom. Uczył, że nad całym życiem człowieka czuwa Boża Opatrzność i że w każdej okoliczności dopełnia się odwieczna myśl Boża.’’

        Wierni, dowiedziawszy się o pobycie Ks. Arcybiskupa, gromadzili się w każdą niedzielę w kaplicy klasztornej i dom sióstr stałby się miejscem pielgrzymek, gdyby nie to, że władze włączyły Komańczę w pas graniczny i odtąd bez specjalnych zezwoleń nie można było dojechać do klasztoru nikomu poza biskupami i rodziną.

        Jak wyglądały pierwsze chwile pobytu ,, zesłanego’’? Spójrzmy na nie oczyma Ks. Wyszyńskiego. Pod datą 30 października 1955.r . czytamy: ,,Uroczystość Chrystusa Króla. Ponieważ nie wolno mi czynić ,, wystąpień publicznych’’, dlatego uroczystej sumy mogłem wysłuchać na chórku kaplicznym. Radowałem się widokiem modlącego się Ludu Bożego, który dość licznie przybył na nabożeństwo. Odprawia je miejscowy ksiądz proboszcz. Za wielką łaskę poczytuję sobie to, że mogę brać udział, przynajmniej w tej formie, we wspólnym hołdzie Królowi Wieków, Nieśmiertelnemu i Niewidzialnemu Bogu. . . .’’

        Ksiądz Prymas wędrował po górach, a swe spostrzeżenia w dniu 14 kwietnia 1956 notował tak: ,,Na zboczu góry, wiszącej nad torem kolejowym, weszliśmy na wspaniałą łąkę, pokrytą śnieżyczkami. Wzruszający obraz! Wszystkie kwiatki otwierały swe niepokalane serca, jakby patrzyły na niespodziewanych gości z ufnością, pewne swego nieprzepartego uroku czystości i piękna.’’

        Kochał przyrodę i dlatego tak bardzo związał się z nią w Komańczy. Ona koiła Jego ból i cierpienie. Nie dziwmy się więc, że dziś do Komańczy ciągną pielgrzymi, by zobaczyć to miejsce, w którym spędzał swe samotne chwile Arcybiskup, by własnymi oczyma spojrzeć na te widoki, na które patrzył więziony Prymas Polski.

        Obok takich zachwytów nad przyrodą, gorących modlitw nie brak też informacji o codziennych sprawach i przeżyciach. Pod datą 26 sierpnia 1956 czytamy: ,,Dzień Ślubów Narodu na Jasnej Górze.’’ Teraz wiem prawdziwie, że jestem Twoim, Królowo Świata i Królowo Polski, niewolnikiem. Bo dziś, w dniu wielkiego święta Narodu katolickiego, każdy, kto tylko zapragnie, może stanąć pod Jasną Górą. A ja mam pełne do tego prawo, mam święty obowiązek i któż tego goręcej pragnie niż ja? A jednak, mając tak Potężną i tak Dobrą Panią, mam zostać w Komańczy .’’

        Tymczasem nałożyły się na siebie dwa jubileusze: Milenium, czyli tysiąclecie chrztu Polski i trzechsetna rocznica Ślubów złożonych przez króla Jana Kazimierza u stóp Pani Łaskawej w Katedrze Lwowskiej. Odnowienie Ślubów zaplanowano na 26 sierpnia 1956. roku bez udziału Prymasa Polsk, który w maju napisał tekst ślubowania: ,,Przyrzekamy usilnie pracować nad tym, aby w Ojczyźnie naszej wszystkie dzieci Narodu żyły w miłości i sprawiedliwości, w zgodzie i pokoju, aby wśród nas nie było nienawiści, przemocy i wyzysku.’’

        To On w czasie Wielkiej Nowenny i Milenium Chrztu Polski zachęcał Polaków do pracy nad sobą, nad umocnieniem wiary i odnowy chrześcijańskiej moralności. Wielka Nowenna miała aspekt nie tylko religijny, ale też silny rys społeczny. Sugerowała zwalczanie wad narodowych: pijaństwa, rozwiązłości, marnotrawstwa.

        Niewiele czasu upłynęło i 26 października 1956. r. Ks. Kardynał Stefan Wyszyński został uwolniony z przymusowego pobytu w Komańczy. Wrócił do Warszawy, by objąć urzędowanie. W homiliach oraz rozmowach z władzami upominał się o prawa i wolność każdego człowieka.

        Ewa Czaczkowska w publikacji ,, Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość.’’, wydanej przez Znak , wskazuje na nieznane Jego oblicze. Omawia zasługi Ks. Arcybiskupa, które sprowadzają się do: zachowania przez Polaków wewnętrznej wolności, bez której nie byłoby rewolucji 1980.roku, uratowania wiary Kościoła w Polsce, ocalenia chrześcijańskiej tożsamości. Papieskie słowa podczas I pielgrzymki do Ojczyzny: ,,Ja Syn Polskiej Ziemi, wołam na Placu Zwycięstwa: Niech zstąpi Duch Swięty, niech zstąpi Duch Swięty i odnowi oblicze Ziemi, Tej Ziemi’’ – nie wydałyby owocu, gdyby nie padły na odpowiedni grunt, przygotowany przez Ks. Arcybiskupa. Bez Jego pracy duszpasterskiej, ale i bez obywatelskiego zrywu 1980, nie byłyby możliwe zmiany. Symbolem tej współpracy dwu Wielkich Polaków stała się scena inspirowana podczas papieskiej pierwszej publicznej audiencji dla Polaków, następnego dnia po inauguracji Pontyfikatu. Scena ta, dzięki mediom, obiegła Świat, utrwalił ją Arturo Mari, a następnie zamknął w kamieniu prof. Jerzy Jarnuszkiewicz. Pomnik odsłonięto na dziedzińcu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Nazwano go Homagium, czyli Hołd. Oddaje moment, gdy Kardynał Wyszyński klęka przed nowo wybranym Papieżem Polakiem, a On podtrzymuje klęczącego. Ta wzruszająca scena na trwałe pozostała w pamięci i sercach wiernych, jest dowodem nie tylko Ich wzajemnego szacunku, zrozumienia, przyjaźni, ale i wielkiej wrażliwości.

Nadesłała; Urszula Magdoń  

Tekst; śp Michalina Pięchowa  

Współpraca; Maria Szpara