Koniec maja to idealny czas na spływ Czarną Hańczą i Kanałem Augustowskim. Sezon jeszcze się nie zaczął, na Hańczy nie spotkaliśmy ani jednego kajakarza. Rzeka płynie wartko, przeszkody usunięte, ani razu nie musieliśmy przeciągać kanu brzegiem. Pod powierzchnią wody falują już soczyście zielone trawy i wodorosty. To mój ulubiony rzeczny widok. Do tego mogliśmy podziwiać niezwykły spektakl natury – przeobrażanie się ważek. Larwy na naszych oczach wychodziły z wody, ustawiały się na pomoście, żeby wyschnąć, a potem wychodziły z nich dorosłe osobniki. Na początku miały całkiem pogniecione skrzydełka, powoli je prostowały i suszyły na słońcu.

Na Kanale Augustowskim wszystkie śluzy są czynne. Wspominaliśmy, jak dwa lata temu kilka było remontowanych (na 200-lecie kanału, które przypada w obecnym roku), co oznaczało dla nas mało przyjemne przenoski. Zwłaszcza jedna utkwiła nam w pamięci – przez najwyższą podwójną śluzę Paniewo. Teraz też ta śluza pozostanie w naszej pamięci. Wpłynęliśmy do niej, wrota zamknęły się za nami, a po chwili zaczął padać deszcz. Nadciągnęła taka ulewa, że czuliśmy jak woda płynie nam po brzuchach. Niestety moment śluzowania to nie czas, by szperać w workach i wyciągać kurtki, więc pokornie przemokliśmy do suchej nitki. Padać przestało oczywiście chwilę przed opuszczeniem śluzy. Potem suszyliśmy się na pomoście w Płaskiej, wszystko dobrze się skończyło.

Katarzyna Nowosielska-Augustyniak

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU