Wojna między obozem “dobrej zmiany”, a obozem zdrady i zaprzaństwa o położenie łapy na zasobach państwa, w miarę zbliżania się terminu wyborów prezydenckich coraz bardziej się zaostrza. Podłoże tej wojny jest oczywiście głębsze, bo najważniejszą jej przyczyną jest pragnienie odzyskania w Polsce wpływów przez Niemcy. Raz próbują one osiągnąć to pod pretekstem walki o demokrację i przy pomocy “ciamajdanu” – jak to miało miejsce w grudniu 2016 roku, innym razem – pod pretekstem walki o praworządność, do której udało im się wciągnąć i zwerbować w charakterze aktywistów spore grono niezawisłych sędziów. Utworzyli oni partię polityczną jako tzw. “sędziowie starzy”, co to “samego jeszcze znali Stalina” (“Stary towarzysz, zasłużony, samego jeszcze znał Stalina. Fakt, że ma głupawego syna, ale to zawsze syn rodzony…” – tłumaczył komendantowi milicji Maczudze generał Tumor, prosząc, by podczas pacyfikacji kombinatu “oszczędził” syna sekretarza partii Wardęgi, Aleksa, co to miał mieć “mózgowe zwoje” i w którego osobie sportretowany został pan red. Adam Michnik), która to partia walczy z sędziami “młodymi”, to znaczy – mianowanymi przez prezydenta na wniosek nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Nawiasem mówiąc, właśnie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że status sędziego mianowanego przez prezydenta nie może być przez nikogo podważany – co niewątpliwie uderza w partię “sędziów starych”. Ciekawe jakie krętactwo oni teraz wymyślą i jakie remedium znajdą na to niemieccy inspiratorzy walki o praworządność w Polsce oraz –  jakimi zadaniami obarczą niezawisłych sędziów – ale o tym dowiemy się w swoim czasie, jak już niezawiśli sędziowie zaczną dokazywać. A że zaczną, to rzecz pewna, bo przecież kwestionują oni również kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, więc tylko patrzeć, jak będą “z własnego prawa brać nadania” – do czego zresztą zachęca komunistyczna piosenka masowa. Ale to jest tak zwane głębsze tło, na którym zaostrza się walka między obydwoma obozami: “dobrej zmiany” oraz – zdrady i zaprzaństwa o położenie łapy na zasobach państwa.

Toteż kiedy tylko wybuchła afera z maseczkami, a której – jak głoszą fałszywe pogłoski – zmontowaniu miał brać udział, usiłujący przedostać się z ciemności zewnętrznych na jasną stronę Mocy pan mecenas Roman Giertych, obóz zdrady i zaprzaństwa uczepił się ministra Łukasza Szumowskiego, nieubłaganym palcem wytykając mu coraz to nowe grzechy. “Każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęcie złamie, powyskrobuje” – prorokował Gałczyński. Pokazały się na mieście billboardy z wizerunkiem pana ministra i z napisem: “szumo-winy” – jako że w tak zwanych “sprawach rozwojowych” miała brać udział również rodzina ministra, jak się okazało – bardzo rozgałęziona. Prześladowcy ministra Szumowskiego doliczyli się aż 200 mln złotych w postaci subwencji, jakie rodzinne firmy miały dostać z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju – ale sejmowa komisja zdrowia właśnie sprzeciwiła się wnioskowi o wotum nieufności wobec ministra. W tej sytuacji jego losy bliższe i  dalsze  zależą od Naczelnika Państwa, który na pewno rozważa w sercu swoim, czy bardziej opłaca mu się bronić pana ministra, czy też zdmuchnąć go, niczym gromnicę, bo chyba afera trochę wpłynęła na pogorszenie notowań pana prezydenta Andrzeja Dudy.

Tymczasem wybory nieubłaganie się przybliżają, bo w Senacie, który swoim zwyczajem cierpiał na obstrukcję, właśnie doszło do zgniłego kompromisu między obozem “dobrej zmiany” i obozem zdrady i zaprzaństwa, dzięki czemu Sejm będzie mógł zająć się stosowną ustawą, a jak już ją uchwali, to i pani marszałek Elżbieta Witek będzie wreszcie wiedziała, co myśli. Wszystko to jednak może się też rozstrzygnąć w całkiem innych kategoriach, bo właśnie pan Jan Zbigniew Potocki, co to uważa się za prawdziwego prezydenta Rzeczypospolitej zapowiedział, że 6 sierpnia władza zostanie “przejęta” i to w dodatku – “za zgodą narodu”. Więc jeśli nawet z tymi wszystkimi prezydentami sytuacja robi się poważna, to widać, że nie brakuje w niej też elementów krotochwilnych. Na razie jednak pan prezydent Duda ma poparcie w granicach trochę ponad 30 procent, a na drugim miejscu plasuje się pan Trzaskowski, czując na plecach gorący oddech pana Hołowni, Potem nieśmiertelny kandydat “ludowców”, czyli minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, potem pan Krzysztof  Bosak z Konfederacji, a po nim przywódca polskich sodomitów pan Biedroń i przywódca “strajku przedsiębiorców” pan Tanajno. Za nimi podąża grono kandydatów egzotycznych o poparciu nieznanym.  Ponieważ jednak termin wyborów – o którym jedni mówią, że przypada 28 czerwca, a drudzy – że właśnie 6 sierpnia – nie został jeszcze ogłoszony, to pan Trzaskowski oficjalnie nie może zbierać podpisów. Są one jednak zbierane nieoficjalnie, a poza tym krążą po mieście fałszywe pogłoski, że każdą ilość gwarantowanych podpisów można zwyczajnie kupić na wolnym rynku, więc nie ma strachu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

O powadze sytuacji, przynajmniej z punktu widzenia pana prezydenta Dudy, świadczy zmiana tonu organu prasowego obozu “dobrej zmiany”, czyli “Gazety Polskiej”. Jeszcze do niedawna nieubłaganie piętnowała ona Konfederację, jako “ruskich agentów”, którym w dodatku “śmierdzą onuce”, a teraz powiada, że w drugiej turze wyborów, do której w tej sytuacji może dojść, Konfederacja nie ma wyjścia innego, jak poparcie prezydenta Dudy. Trochę to dziwne, bo w jakim celu “ruscy agenci”, którym – i tak dalej – mieliby stawiać przeszkody panu Trzaskowskiemu, który na stanowisku prezydenta Polski w ciągu roku przekształci ja jeśli nawet nie w “strefy relaksu”, gdzie człowieki z wszystkich 77 płci będą się relaksowały, to w Sodomę i Gomorę, gdzie dla odmiany będą się samorealizowały? Toż Putinowi tylko takiego prezydenta potrzeba, bo załatwi on Polskę na amen i nawet nie trzeba będzie przysyłać tu żadnych “zielonych  ludzików”. Logiki w tym nie ma – jak 1968 roku mówił Aaronek, przyłapany przez dyrektora szkoły na boisku podczas lekcji. Wyjaśnił mu mianowicie, że brak logiki polega  na tym, iż po tym, jak on się zesmrodził, pan nauczyciel wyrzucił go z klasy. No i on teraz chodzi sobie po świeżym powietrzu, podczas gdy reszta, która się nie zesmrodziła, w tym właśnie smrodzie musi siedzieć – co dedykuję panu prof. Grabowskiemu, co to odkrywa coraz to nowe dowody polskich zbrodni. Ale czy jest miejsce na logikę, kiedy sytuacja staje się na tyle poważna, że wszystkich zainteresowanych “napawa trwogą, że im zdobycze zabrać mogą”? A widać, że obóz zdrady i zaprzaństwa, który od 2015 roku się wypościł, nie może się już doczekać, kiedy znowu będzie mógł wypić i zakąsić, z pewnością w rozmiarze jeszcze większym, niż te głupie 200 mln, jakie wyliczył panu ministrowi Szumowskiemu.

Tedy w kręgach “dobrej zmiany” pojawiła się “koncepcja” utworzenia państwowego “Polskiego Holdingu Spożywczego”, w którym synekury mogą zostać poobsadzane zawczasu , do szczebla kierownika sklepu – bo holding ma też dysponować siecią sklepów – włącznie. To się przyda nawet, gdyby – wbrew zapowiedziom pana Jana Zbigniewa Potockiego – 6 sierpnia władza jednak nie została za zgodą narodu “przejęta”. Te nowe synekury bowiem zapobiegną pojawieniu się objawów uwiądu starczego w środowisku “dobrej zmiany”, bo będzie mogła napłynąć do nich świeża krew – a poza tym – dzięki tej inicjatywie można będzie połączyć pożyteczne z pięknym, jako że będzie ona całkowicie zgodna z linią polityczną przedwojennej sanacji, w której Naczelnik Państwa najwyraźniej szczególnie sobie upodobał.

        Stanisław Michalkiewicz