Jutro przyjdzie zbawienie – Wspomnienie o ks. Tadeuszu Porzuczku

Są takie dni, które na zawsze zostaną w naszej pamięci. Dla wielu z nas, którzy znali księdza Tadeusza Porzuczka, dzień 15 stycznia, będzie dniem wspominania, zwykłego ale zarazem i niezwykłego kapłana. W tym dniu Ksiądz Tadeusz odszedł od nas, po długiej i ciężkiej chorobie, zaopatrzony w Święte Sakramenty.

Znałem księdza Tadeusza zaledwie kilka miesięcy, ale myślę że między nami nawiązała się nić przyjaźni. Ksiądz lubił sobie porozmawiać z osobami które go odwiedzały. Nasze rozmowy dotyczyły wielu spraw, w większości jednak, koncentrowały się wokół przeszłości ks. Tadeusza. Opowiadał o swoich rodzicach, o swojej licznej rodzinie, wspominał szczęśliwe dzieciństwo, wojenne dramaty, no i oczywiście swoje kapłaństwo. Tematów było dużo, bo i jego życie, było długie. Można powiedzieć, że w ciągu swych 86 lat, z niejednego pieca chleb jadał a 57 lat kapłaństwa, tak w Polsce, jak i w Kanadzie, było solidną szkołą duszpasterskich doświadczeń.

 

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Dzieciństwo

Ksiądz Tadeusz urodził się 3 lipca w 1934 roku, jako ostatnie dziecko Marii i Adama. Ksiądz czasem żartował, że nie jest pewny czy rzeczywiście był ostatnim dzieckiem, czy może była to jego siostra bliźniaczka, Teresa, która wkrótce po urodzeniu zmarła.

Rodzina Tadeusza była liczna miał on jeszcze cztery siostry i sześciu braci.

Ojciec Tadeusza, po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, po I wojnie światowej przywiózł trochę pieniędzy, których starczyło na kupno dobrze prosperującego gospodarstwa. Rodzice, otaczali swoje dzieciaki wielką miłością i wspaniałą opieką. Można powiedzieć, że niczego w domu nie brakowało. Dla małego Tadzia były to bardzo szczęśliwe lata.

II wojna światowa, rozpoczęła się dla Tadeusza dramatycznie. Kiedy wiejskie chłopaki, na widok nadlatujących samolotów wybiegły przed domy i zaczęły machać rękami do lotników. Niespodziewanie przywitała ich salwa z karabinów maszynowych. Były ofiary wśród chłopców.

Głęboko zapadła w pamięci Tadeusza scena, kiedy jako pięcioletni chłopiec, był bity batem przez Niemca. Ale to był, tylko początek tragicznych wydarzeń, które później nastąpiły.

Na roboty do Niemiec została wywieziona jedna siostra i dwóch braci, z których jeden miał zaledwie 15 lat. Rodzina została wysiedlona z własnego gospodarstwa do okolicznej wsi Czarna – Kolonia, gdzie spędziła resztę wojny. Choroby czasu wojny dziesiątkowały ludność, zabrały także, dwie siostry Tadeusza.

 

Szkoły i seminaria

Koniec wojny, był dla Tadeusza czasem nadrabiania szkolnych zaległości. W dwa lata, skończył cztery klasy. Szkołę podstawową, ukończył  z wynikiem bardzo dobrym i po dalszą naukę udał się do gimnazjum w pobliskiej Kolbuszowej.

Po ukończeniu gimnazjum, jako 16-letni chłopak, został zatrudniony przez swojego wujka na stanowisku magazyniera. Wujek był kierownikiem zakładu energetycznego w Szczecinie i aby go zatrudnić, dodał 2 lata do jego wieku, aby wszystko było zgodne z obowiązującymi przepisami. Trzy lata pracy upłynęły szybko i Tadeusz doszedł do przekonania, że praca magazyniera, to nie jest jego powołanie.

Krótko po powrocie do domu rodzinnego, zdecydował się wstąpić do Małego Seminarium Ojców Franciszkanów w Łodzi. Po uzyskaniu matury, podjął naukę w Wyższej Szkole Policealnej, na kierunku Filozofii i Psychologii. Tam też poznał wielu wspaniałych wykładowców, którzy wpłynęli na jego decyzję wstąpienia do Wyższego Seminarium Ojców Franciszkanów w Krakowie.

21 czerwca 1963 Tadeusz wraz z 43 alumnami otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. biskupa Juliana Groblickiego. W następnym roku ukończył studia teologii pastoralnej.

 

Spotkanie z ojcem Czesławem Klimuszko

Kiedyś, Ksiądz opowiedział mi ciekawą historię, która wydarzyła się, na zgrupowaniu kleryków w Wyszogrodzie, koło Warszawy (chodziło tu zapewne o klasztor przy kościele pw. Matki Bożej Anielskiej).

W tym samym ośrodku, w którym zakwaterowano kleryków, przebywał ojciec Czesław Klimuszko, znany jasnowidz i znawca ziół leczniczych. Któregoś dnia, ojciec Klimuszko powiedział Tadeuszowi, że jego mama niedługo umrze, i żeby poprosił przełożonego o krótki urlop na odwiedzenie rodziny. Tadeusz zgodę otrzymał, z mama się zobaczył i na odjezdnym serdecznie się z nią pożegnał. Trudno powiedzieć, czy tak do końca był przekonany o prawdziwości tej przepowiedni. Jednak kilka tygodni później, nadeszła wiadomość, że mama Tadeusza zmarła.

Jeszcze jedna historia dotycząca Ojca Klimuszko i Tadeusza. Ojciec Klimuszko, zapytany przez przełożonego grupy kleryków, czy oni dotrwają do święceń kapłańskich, miał tak odpowiedzieć, wskazując na stojących niedaleko trzech kleryków. Tych dwóch, nie dotrwa do końca kursu, jeden z nich odjedzie już za dwa tygodnie, a ten drugi, nawet nie doczeka dwóch miesięcy.

A co z tym trzecim, zapytał przełożony. A ten, to będzie dobrym księdzem, odpowiedział Ojciec Klimuszko.

Tym trzecim klerykiem, był Tadeusz. Nie trzeba dodawać, że pozostali dwaj klerycy wrócili do swoich domów, dokładnie jak to przepowiedział ojciec Klimuszko.

 

Kapłaństwo w Polsce

Jego siedemnastoletnia kapłańska droga, prowadziła przez wiele miast na południu Polski, począwszy od Przemyśla, poprzez Lwówek Śląski, Płóczki, Niwnice, Sanok, Dąbrowę Górniczą aż do Szklarskiej Poręby. W wielu parafiach był kierowany do pracy z dziećmi, z biegiem lat rozpoczął głoszenie rekolekcji.

 

Kapłaństwo w Kanadzie

Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ks. Tadeusz, wyjechał na wypoczynek do rodziny w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Bardzo życzliwie przyjął go ks. biskup Alfred Abramowicz w Chicago i zaproponował dłuższa gościnę.  Ksiądz Tadeusz podziękował i jednocześnie odmówił, bo chciał jeszcze odwiedzić swojego brata Stanisława w Kanadzie. Po kilku tygodniach pobytu w Kanadzie, biskup z Peterborough, zaproponował mu objęcia duszpasterstwa miejscowej Polonii.

Pierwszą parafia, na którą ks. Tadeusz został skierowany, była parafią pw. św. Jana Chrzciciela w Peterborough. Następne, były parafie pw. św. Anny i pw. Matki Bożej z Lourdes.

 

Parafia pw. Matki Bożej z Lourdes

Parafia, posiadała cztery kościoły w miejscach od siebie bardzo oddalonych. Oprócz posługi duszpasterskiej, ks. Tadeusz musiał zadbać o remonty tychże kościołów, ponieważ były w bardzo kiepskim stanie. Pomagali mu w tym dziele parafianie, którzy chętnie przyłączyli się do prac remontowych, oraz w miarę możliwości, kupowali potrzebne materiały budowlane. Z pomocą przyszli też wczasowicze z Toronto przyjeżdżający na urlopy w te okolice. Na widok proboszcza, wymieniającego części dachu czy malującego ściany kościoła, sami chętnie oferowali swoją pomoc. Po dziesięciu latach pracy, kościoły zostały odnowione. Ks. biskup James Doyle, w czasie wizytacji był tak uradowany widokiem odnowionych świątyń, że zaproponował pozostanie ks. Tadeuszowi w tej parafii, jak on to ujął, aż do śmierci. Ks. Tadeusz, podziękował za tak zaszczytne wyróżnienie i poprosił o przeniesienie gdzieś indziej. Czas biegł szybko i wiek robił swoje. Odległości między kościołami były spore od 40 do 80 kilometrów, a w niedziele i święta trzeba było odprawić Mszę św. dla wszystkich parafian. Biskup przychylił się do prośby ks. Tadeusza i skierował go do parafii pw. Matki Bożej Wniebowziętej w Peterborough.

 

Parafia pw. Matki Bożej Wniebowziętej

Oprócz posługi w kościele pw. Matki Bożej Wniebowziętej, ks. Tadeusz został oddelegowany, do pomocy w kościele pw. św. Jana Chrzciciela. W nowej parafii, zostały mu powierzone zajęcia katechetyczne dla prawie tysiąca dzieci, z dwóch okolicznych szkół. Ksiądz Tadeusz bardzo cenił sobie pracę z dziećmi i podsumował ten czas, jako bardzo owocny i jednocześnie szczęśliwy.

 

Parafia pw. św Jeremiasza

Parafia św Jeremiasza, była ostatnią placówką gdzie Ksiądz sprawował funkcję proboszcza. Miało to być miejsce odpoczynku, po siedmiu latach wyczerpującej posługi na poprzedniej parafii. Stan zdrowia już nie pozwalał na bardziej intensywną pracę. Po dwóch latach posługi, ks. Tadeusz przeszedł na emeryturę.

 

Posługa kapłańska w Toronto i okolicy        

Przez następne dwadzieścia lat, ksiądz Tadeusz, w miarę swoich możliwości, pomagał w różnych torontońskich parafiach. Wraz z pogarszającym się stanem zdrowia, jego kapłańska pomoc była coraz bardziej ograniczona.

Warto nadmienić że będąc już na emeryturze, ks. Tadeusz był zapraszany jako kapelan na liczne pielgrzymki. Miał okazję zwiedzić nie tylko sanktuaria w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych ale także wiele pięknych miejsc w Europie i Południowej Ameryce.

 

Ostatnie miesiące

Ostatnie dziewięć miesięcy było dla wielu z nas wielkim i trudnym doświadczeniem. Gdy wszędzie zamykano bramy na cztery spusty, Ksiądz Tadeusz, widząc potrzeby wiernych pozostawionych samym sobie, otworzył swoje drzwi na oścież. Wierni potrzebowali pociechy i sakramentów. Ksiądz wyszedł naprzeciw tym potrzebom, jak przystało na troskliwego pasterza. Pomimo swego wieku i licznych chorób, nie bał się umówić na spotkanie, pocieszyć, wyspowiadać i rozgrzeszyć czy też odprawić Mszę Św. w pilnej intencji. To co czynił, było najlepszym i pięknym świadectwem Jego powołania. Robił to, co kapłani zawsze robili w chwilach trwogi. Niósł Pana Boga i Nadzieję do potrzebujących. Widać było, że w tych dniach, życie na nowo wstępowało w niego. Chciał posługiwać jak najwięcej, nie zważając na swoja chorobę czy fizyczne słabości. Po prostu czuł się bardzo potrzebny i był bardzo potrzebny.

 

Jutro przyjdzie zbawienie

Ostatnie tygodnie życia Księdza, były przepełnione bólem i cierpieniem, najpierw pobyt w szpitalu, a później dwa miesiące w domu, aż do dnia śmierci. Lekarze nie dawali żadnej nadziei, choroba postępowała szybko, co było widać z dnia na dzień. U boku Tadeusza była najbliższa rodzina, a także grupa znajomych.

Pomimo strasznego bólu, Ksiądz nie chciał brać leków przeciwbólowych. To stara zanikająca tradycja, że umierający księża ofiarują cierpienia na łożu śmierci za siebie i innych potrzebujących.

Częstymi gośćmi byli kapłani, którzy znali Księdza od lat, a także ksiądz proboszcz z pobliskiej parafii pw. Chrystusa Króla. Oprócz dobrego słowa i pociechy, przynosili oni do chorego Najświętsze Sakramenty.

Dzień przed śmiercią, Ksiądz wyrzekł znamienne słowa: Jutro przyjdzie zbawienie. I tak się stało. Następnego dnia po południu. Ksiądz Tadeusz odszedł od nas, uwolniony od ziemskiego cierpienia.

 

Jaki był Ksiądz?

Przy pierwszych spotkaniach, ks. Tadeusz starał się utrzymywać pewien dystans. Ale lody zostawały szybko przełamywane. Okazywało się, że za tą trochę oficjalna postawą, kryje się bardzo sympatyczna, pełna ciepła i humoru postać, która nie znosi przesadnej ceremonii. Był on bardzo bezpośredni w kontaktach z otoczeniem. Z drugiej strony, trzeba powiedzieć, że potrafił stanowczo zaakcentować swoją opinię, nawet jeśli inni nie podzielali jego zdania.

Ksiądz nie narzekał pomimo swej choroby i ciągłych bólów. Na pytanie jak się czuje, zawsze odpowiadał tak samo; nigdy lepiej się nie czułem.

Zapamiętam Księdza, jako wielkiego patriotę, który żył na co dzień polskimi sprawami. Kiedy coś w Polsce nie szło dobrym torem nie mógł spać po nocach, martwiąc się o przyszłość naszej Ojczyzny. Codziennie oglądał polskie kanały TV, a szczególnie telewizje TRWAM. I chyba stamtąd przejął to znane powiedzenie “Alleluja i do przodu” które często powtarzał.

Ksiądz był koneserem dobrej kuchni, sam dobrze gotował, bo pewnie życie po części go do tego zmusiło. Opowiadał że kiedyś dostał parafię na północ od Peterborough, Przyjechał tam 1 stycznia, w środku srogiej zimy. Na plebanii nie było nic do jedzenia, ale dowiedział się od biednych parafian, że w osadzie jest jeden gospodarz, który ma trochę ziemniaków na sprzedaż. Ksiądz następnego dnia udał się do niego i zapytał o te ziemniaki. Z pieniędzmi było krucho, więc gospodarz popatrzył na Księdza z politowaniem i podarował mu jeden worek ziemniaków, który starczył aż do wiosny. Na moją uwagę, że to musiało być strasznie monotonne jedzenie ks. Tadeusz gwałtownie zareagował i powiedział że jestem w błędzie, bo te ziemniaki przyrządzał na różne sposoby, a znał ich wiele.

Ale żeby nikt nie myślał, że tylko ziemniaki lubił jeść ks. Tadeusz, to warto wspomnieć, że nie gardził innymi smacznymi potrawami. Z wielką rozkoszą delektował się dobrymi ciastkami i plackami.

Jeśli chodzi o napoje, to słynął z powiedzenia “najlepsza herbatka jest u Księdza Tadka”. I rzeczywiście, herbatka musiała być przy każdym spotkaniu. Posiadał także receptury na wyborne nalewki i wino domowej roboty.

Myślę, że wszyscy ci, którzy znali Księdza, są mu bardzo wdzięczni za jego kapłańską posługę, za to że był dobrym i czułym człowiekiem który służył radą i pocieszał kiedy była taka potrzeba.

 

To jedno wydarzenie…

Po napisaniu tych wspomnień, chodziła za mną taka myśl, że być może coś ważnego pominąłem. Przypomniałem sobie jedno z kazań, które wygłosił znanym, niedawno zmarły, polski rekolekcjonista ks. Piotr Pawlukiewicz. Opowiedział on taką historię.

Filatelista, zbierający od lat znaczki, zmuszony był do sprzedania swojej kolekcji z powodów finansowych. Była to dla niego straszna i bolesna sytuacja. Poszedł więc do handlarza, który zajmował się wycena i skupowaniem znaczków i zapytał, które z nich chciałby od niego kupić. Handlarz, bez emocji przejrzał całą kolekcję i wskazał palcem na jeden znaczek. Filatelista poruszony faktem że pozostałe walory nie znalazły uznania w oczach handlarza zaczął protestować i jednocześnie zachwalać inne znaczki. Ale handlarz nie zmienił zdania, i tylko potwierdził, że ten jeden znaczek jest dla niego cenny.

Tym filatelistą, jest każdy z nas, stojący z bagażem swojego życia przed Panem Bogiem. Handlarzem w powyższej opowieści jest Pan Bóg, który patrzy na nasz życiowy dorobek i być może wybierze z niego tylko to jedno wydarzenie które z Jego punktu widzenia jest najwartościowsze i decydujące o naszej wiecznej przyszłości.

Mam taką nadzieję, że kiedy ks. Tadeusz stanie przed Panem Bogiem to nasz Sędzia szybko przeglądnie jego księgę życia, być może zatrzyma się na chwilę na stronach, gdzie opisane są te ostatnie miesiące i być może powie:

– Wystarczy, więcej nie muszę przeglądać. Wejdź Tadeuszu do mojego Królestwa.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci, na wieki wieków. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.

Marek Teczar