Felieton ten piszę w Poniedziałek Wielkanocny, przypadający w tym roku 1 kwietnia,  To nielada gratka – kilka świąt w tym samym dniu.

Zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego uczestnictwo we mszy świętej w Poniedziałek Wielkanocny nie jest obligatoryjne. To znaczy, że nie jest grzechem opuszczenie w tym dniu uczestnictwa we mszy św. Nauczyłam się czegoś nowego, bo do tej pory uważałam, że jest taki obowiązek, podobnie jak uczestnictwo we mszy świętej w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, który przecież nie został ustanowiony, żeby był poświęcony wyprzedaży skrzynkowej (boxing day). Ale ponieważ zaniemogłam, więc musiałam przestawić się na zdalne uczestniczenie w wielkanocnym triduum paschalnym. Tak, to jest namiastka, ale jakże potrzebna. Poza tym dodatkowo można uczestniczyć w wybranej świątyni świata. Czyż to nie stwarza możliwości na otwarcie na cały Kościół katolicki? Ta dostępność masowo rozpoczęła się podczas restrykcji covidowych, kiedy to dostęp do kościoła był bardzo ograniczony. Wtedy to zaczęłam uczestniczyć wirtualnie we mszy świętej w mojej rodzimej parafii w Polsce. A także w miejscach, w których mi przyszło kiedyś żyć. Wykluczyłam anglikański kościół Holy Trinity Brompton, w Londynie (UK), do którego kiedyś trafiłam przez przypadek w poszukiwaniu mszy świętej  szukając wsparcia duchowego wcześnie rano. Z błędu dopiero później w ciągu dnia wyprowadziły mnie moje dzieci, które spytały, dlaczego poszłam do kościoła anglikańskiego, a nie do katolickiego? Dlaczego? Widać potrzeba duchowa zaprowadziła mnie do najbliższego przybytku Boga. Z czasem wróciłam do mojej rodzimej parafii w Toronto i fizycznie i wirtualnie. Tak więc w Wielką Sobotę naszykowałam koszyczek, ale nie miałam siły z nim pojechać. Dzieci pracowały. No trudno. No a w Wielkanoc niespodzianka. Było święcone!

Otóż chłopak mojej córki, poszedł ze święconką do kościoła św. Kazimierza. Koszyczek był zrobiony naprędce, w formie gniazda ptasiego, ale w środku było wszelkie jadło jak potrzeba. No i ten chłopak mojej młodszej córki (Sebastian ma na imię i jego ojciec jest Cyganem ze Słowacji) powiózł ten koszyczek do święcenia przez całą ulicę Roncesvalles. I to jak! Na deskorolce, a że mieszka przy Roncesvalles (bliżej Dundas), to mu było łatwo zjechać po ulicy Roncesvalles specjalnie przystosowanej do ruchu rowerowego i rolkowego.
Mówi, że niektóre babuszki patrzyły na niego kusym okiem, bo taki młody, i taki inny, nawet koszyczek przywiózł inny. A ja? Ten młody człowiek mi po prostu zaimponował. Odważny był. Przez całą ulicę zjechał z koszyczkiem do święcenia. To, że niektórym nie było to w sos. No cóż, może gdybyśmy byli bardziej tolerancyjni dla swoich dzieci, to częściej byłyby te dzieci widoczne w kościele? A babuszki i dziaduszki powinni być bardziej tolerancyjni względem koszyczków. To przecież nie same koszyczki, a zawartość jadła do poświęcenia jest istotna. Nic nie było złego w koszyczku przypominającym gniazdo ptasie i bez sztywno wykrochmalonej białej krochmalonej szydełkowej serwetki. Więc z jednej strony mamy nową formę starej treści, a z drugiej stare treści, o których zapominamy. O czym mówię?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W moim domu rodzinnym święto 3-go Maja, było obchodzone także jako święto Matki Boskiej Królowej Polski.
To właśnie 1 kwietnia 1656 roku król Jan II Kazimierz Waza złożył śluby we lwowskiej katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Śluby zostały złożone przez króla, który pierwotnie po najeździe Szwedów uciekł na Śląsk. Wtedy cały kraj był pod najazdem Szwedów i Rosjan. Król postanowił jednak podnieść pałeczkę walki, głównie zachęcony postawą chłopów w obronie swojej wiary. Szwedzi jako protestanci, ze szczególną nienawiścią grabili i burzyli kościoły katolickie i miejsca katolickiego kultu religijnego. To przecież protestanci – protestanci przeciwko wierze katolickiej.
Gdyby nie było katolików, to i protestantów by nie było, bo nie mieliby przeciwko czemu protestować. Król Jan Kazimierz złożył śluby 1 kwietnia podczas mszy świętej odprawionej przez nuncjusza papieskiego, przed obrazem Matki Bożej Łaskawej.
Podczas nabożeństwa król wraz z senatorami powierzył opiece Matki Boskiej Królowej Polski mieszkańców Rzeczypospolitej: Polski, Litwy i Ukrainy. Król oddając Rzeczpospolitą pod opiekę Matki Boskiej obiecał poprawę losu chłopów i mieszczan, kiedy tylko kraj zostanie uwolniony spod okupacji Szwedów i Rosjan. Co prawda i jak zwykle, na poprawę bytu chłopów trzeba było jeszcze długo czekać. Król wkrótce po rozprawieniu się ze Szwedami abdykował. Poza tym po Potopie Szwedzkim kraj był tak wyniszczony, że zajęło to prawie sto lat, żeby wrócił do stanu przedpotopowego.

Takie cofanie się w dobrobycie jest cykliczne i zdarza się także obecnie. Także u nas w Kanadzie. Zapewne wszyscy macie znajomych, którzy postanowili wyjechać z Kanady? Często wrócić do Polski? Mój znajomy prawnik, jest po prostu zasypany sprawami powrotu Kanadyjczyków do Polski. Nie dziwota, w dochodach realnych na głowę cofnęliśmy się prawie o 10 lat! Nie tylko wszyscy to odczuwamy w życiu codziennym, ale jest to potwierdzone, wymierne i zmierzone. Coraz większy procent imigrantów do Kanady postanawia wyjeżdżać. Nasze duże miasto, takie jak Toronto, czy Vancouver (a także Paryż) rozpadają się na naszych oczach, coraz bardziej przypominając rozsypujące się miasta amerykańskie (a także coraz częściej europejskie).

Ale przecież Wielkanoc jest o nadziei… To dobra nowina. Nie psujmy więc tym kwasem całego ciasta oktawy wielkanocnej.

Dzielny chłopak mojej córki, z deskorolką pod pachą, z koszyczkiem w kształcie gniazdka ptasiego, dokonał poświęcenia pokarmów. Jedyne czego mu zabrakło, to pieniędzy do koszyczka – kart kredytowych nie przyjmują. Przy Wielkanocnym Śniadaniu postanowili z córką, że w takim razie złożą donację na pomoc głodującym Palestyńczykom w Gazie. Jest nadzieja? Jest.

Co prawda 1 kwietnia to także prima aprilis, ale tym razem pominę to żartobliwe święto. Tak właściwie, po przeczytaniu tytułu ostatniego numer tygodnika Do Rzeczy ‘Czy jesteśmy gotowi do wojny’  to wcale mi do śmiechu nie jest.

Alicja Farmus Toronto, 
1 kwietnia, 2024