Dokładnie czternasta rocznica. A pytania wciąż te same. I ciągle bez odpowiedzi. Dodajmy kolejne: jak długo można? 

Długo można. Dla rządzących czas jest najprostszą rzeczą. Weźmy to: co można powiedzieć, o kraju, którego służby nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa państwowej elicie? I którego władze rezygnują z niezależnego ustalenia okoliczności i przyczyn katastrofy?

To już czternasta rocznica, powtórzę, gdy fraza “dziesiąty kwietnia” brzmi w Polsce dokładnie tak, jak fraza “jedenasty września” w USA. Owszem, oba wydarzenia dzieli niemal dekada, mimo to oba utkwiły w ludzkiej pamięci, pętlą niedowierzania, zaciśniętą na tchawicach. Choć i zasadnicze różnice widać coraz wyraźniej. Albowiem USA traumę przepracowały. Co więcej, wymierzyły winnym sprawiedliwość. W każdym razie przyświeca Amerykanom przekonanie, o skutecznym ukaraniu mocodawców. Nad Wisłą tymczasem kurtyna szczelna niczym nielimitowana wylewka ze stali magnitogorskiej nadal zakrywa chaszcze rozciągające się przed smoleńskim lotniskiem. Zmarli w katastrofie czy zostali zamordowani? Nie wiemy i nie dowiemy się, między innymi dlatego, że za każdą z możliwych odpowiedzi ukrywają się siły przeciwstawne, tym niemniej o równym jak się wydaje, potencjale medialnym. W efekcie narzucona Polsce równowaga kłamstwa ogarnęła nas i trzyma w śmiertelnym uścisku.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Czy coś istotnego przy tej okazji należałoby uwypuklić dodatkowo? Proszę bardzo: zmarły przed dwoma laty pisarz, krytyk literacki, poeta, tłumacz, publicysta, profesor nauk humanistycznych Jacek Trznadel, niedługo po katastrofie sformułował pewną myśl, czyniąc to słowami prostszymi od igieł: “Żadne silne, suwerenne państwo nie pozwoliłoby sobie na to, co robią teraz z nami Rosjanie” – powiedział. Fakt. Tak jak dziś, tak wtedy Rosją kierował były agent KGB. Z nie byle jakimi koneksjami. Wnuk Spirydiona (ten kucharzył Leninowi i Krupskiej, a później karmił Stalina). Syn enkawudzisty, członka spec-batalionu tejże formacji, bynajmniej nie zajmującego się w czasie “Wielkiej Ojczyźnianej” dostawami zaopatrzenia na front. Jednakowoż niczego nie wiemy na pewno. Krystyna Kurczab-Redlich w książce “Tajemnice Rosji Putina”, pisze: “Przepadł w mrokach historii szewc Wissarion uchodzący za ojca Josifa, przepadł też hulaka Płaton Priwałow, który najprawdopodobniej spłodził Władimira. Gdzie ich groby – nie wiadomo”.
“Anodina, córka Burdenki?” – pytałem sam siebie przed laty, co prawda również nie znajdując odpowiedzi. Kto takaja “generał Anodina”, pamiętamy. Natomiast Burdenko Mikołaj, członek słynnej na cały świat sowieckiej Akademii Nauk, przewodniczył: “Specjalnej komisji ds. ustalenia i przeprowadzenia śledztwa okoliczności rozstrzelania w lesie katyńskim polskich jeńców wojennych przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców”. To właśnie “komisja Burdenki”, 24. stycznia 1944 roku opublikowała raport, stwierdzający “w sposób nie budzący żadnych wątpliwości”, iż “wnioski, wypływające z zeznań świadków i ekspertyzy sądowo-lekarskiej, że jeńcy wojenni – Polacy rozstrzelani zostali przez Niemców jesienią 1941 r., znajdują całkowite potwierdzenie w dowodach rzeczowych i dokumentach, wydobytych z grobów katyńskich” (Burdenko zmarł w listopadzie 1946 roku, pod koniec życia przyznając, że polskich oficerów rozstrzelało NKWD w roku 1940).
Dlaczego zatem, wszystko powyższe mając na uwadze, wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej scedowaliśmy na Rosję? Z jakiego powodu polski rząd nie apelował o powołanie międzynarodowej komisji, która zajęłaby się wyjaśnieniem jej przebiegu i określaniem przyczyn? I wreszcie, czemu zgodziliśmy się, by “czarne skrzynki” przez kilkanaście pierwszych godzin pozostawały w rękach Rosjan, a potem powędrowały do Moskwy? Wiktor Suworow: “Przecież rzeczą oczywistą jest, że w tej chwili informacje w niej zawarte są całkowicie niewiarygodne. To dokładnie tak, jakby dać nóż z odciskami palców na 15 godzin w ręce potencjalnego mordercy”.
I tak dalej, i tak dalej. Raz jeszcze: zgodziliśmy się, by przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu wyjaśniali potomkowie oprawców z Katyńskiego Lasu, wskazani przez spiritus movens – prawdopodobnie projektodawcę i nadzorcę – ataków terrorystycznych na budynki mieszkalne w Riazaniu, Moskwie oraz Wołgodońsku, onegdaj byłego oficera KGB, a następnie szefa oprawców z Buczy czy Irpienia. Jak pszenicę szczurom rzucić byłoby utrzymywać, że wspomniana postawa władz III RP wszystkich nas zhańbiła bezpowrotnie. To już lepiej nic nie mówić, tak to oczywiste.

***

Ktoś pamięta wypowiedziane nocą z czwartego na piąty czerwca 1992 roku słowa premiera Olszewskiego? Ja pamiętam. Takie słowa pamiętać należy: “Dzisiaj widzę, że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć”. Wkrótce Jacek Trznadel, Jarosław Rymkiewicz, Marek Nowakowski i Zbigniew Herbert (oraz wielu innych) podpisali się pod listem, w którym domagano się lustracji “agenturalnej przeszłości osób odpowiedzialnych za kierowanie państwem”. I co? I nic. Skisło.
…Czyja będzie Polska, to dopiero musi się rozstrzygnąć? Czy dziś aby nie widać, że wzięło się i się rozstrzygnęło?

Krzysztof Ligęza 
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl