Jak wiadomo, w okresie między Bożym Narodzeniem, a świętem Trzech Króli, nasz nieszczęśliwy kraj pogrąża się w nirwanie. Jedynym wydarzeniem, jakie jest w tym okresie skupić uwagę opinii publicznej, jest “Sylwester Marzeń”, jaki w latach ostatnich urządzały swoim wyznawcom poszczególne stacje telewizyjne. Licytowały się przy tym nie tylko “gwiazdami”, jakie udało im się zwabić, ale również – liczbą widzów, którzy te widowiska oglądali. Ciekawe, że tak samo francuskie arystokratki, a zwłaszcza – metresy – licytowały się toaletami i ekwipażami. Trudno się temu specjalnie dziwić, bo zarówno metresy, jak i telewizje, nie prezentują swoich toalet, ekwipaży, “gwiazd” i zachwyconej publiczności dla siebie, tylko przede wszystkim – dla konkurencji – żeby ją pognębić.

Ponieważ od początku roku 2016, kiedy to Niemcy rozpętały wojnę hybrydową z Polską o odzyskanie utraconych wpływów, centralnym punktem życia nie tylko politycznego, ale w ogóle – publicznego – stał się Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, na którego punkcie coraz więcej osobistości dostaje fiksacji, przełożyło się to również na wspomnianą licytację między stacjami telewizyjnymi. Powtórzyła się akcja bojkotu “telewizji Kurskiego”, za którą stoi oczywiście znienawidzony Kaczyński. Najwyraźniej pokolenie tzw. “milenialsów”, czyli urodzone na przełomie lat 80-tych i 90-tych, też chciałoby przeżyć jakąś heroiczną przygodę – ale oczywiście – żeby się specjalnie nie narażać, tylko co najwyżej – zaimponować panienkom, a jak się trafi – to również wypić i zakąsić na koszt jakichś folksdojczów, którzy zza kulis zdalnie kierują tymi wszystkimi bataliami. Historia tedy powtarza się jako farsa, ale mówi się: trudno. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, a poza tym – każdy ma taki heroizm, na jaki zasługuje.

Ale prezes Kurski nie jest dziecko, tylko fersztejen, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, więc w tym roku za jakąś bajońską sumę ściągnął Murzyna, co to w mondzie zażywa reputacji wielkiego artysty.
Ponieważ konkurencyjny “Polsat” stać było tylko na Dodę i panią Kozidrak, które, nawiasem mówiąc, dlaczegoś wystąpiły na estradzie w wieczorowych majtkach, więc Sralon uchwalił, że Sylwester w rządowej telewizji nie może podobać się nikomu, kto chce zachować reputację człowieka przyzwoitego, co to drugiego przyzwoitego rozpoznaje po zapachu.
Ta forma walki klasowej zaostrzyła się nie tylko ze względu na postępy socjalizmu, ale również dlatego, że od organizowania tegorocznego Sylwestra, odstąpiła w tym roku TVN. Rzeczywiście – albo organizuje się wesołe widowiska, albo w wymownym milczeniu cierpi prześladowania ze strony faszystowskiego reżymu “dobrej zmiany”. Wprawdzie pan prezydent Duda nawet nie odważył się skorzystać z uniku w postaci skierowania “lex TVN” do Trybunału Konstytucyjnego, tylko 27 grudnia w podskokach ją zawetował, zapewne licząc, że Amerykanie tę jego skwapliwość zauważą i docenią – ale było już za późno, by TVN zdążyła cokolwiek zorganizować. Toteż Sralon w czambuł potępił “Sylwestra” rządowego, a również w ocenie “Sylwestra” w Polsacie, zachował chwalebną powściągliwość. W rezultacie dostało się nawet biednej pannie Roksanie Węgiel, bo wystąpiła w “Sylwestrze” rządowym, w związku z czym muzyczni smakosze zarzucili jej, że stylizuje się na osobę, jak na swój wiek, nazbyt dojrzałą.

Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze dobrzej. Otóż gdy prokuratura wystąpiła do niezawisłego sądu o zastosowanie aresztu wobec pana mec. Romana Giertycha, ten ujawnił, że był inwigilowany przez zakupiony dla ABW izraelski system inwigilacyjny “Pegasus”. Mnóstwo osób zwietrzyło w tym okazję do zaprezentowania się opinii publicznej w charakterze męczenników za demokrację, między innymi – Wielce Czcigodny poseł Łajza. Pojawiły się też oskarżenia o sfałszowanie wyborów, a odezwała się nawet pewna pani prokurator, że też była tym “Pegasusem” inwigilowana w ramach akcji “me too”. Ale chociaż wysyp męczenników za demokrację dopiero się zaczyna, nie można zapomnieć, że pierwszą ofiarą zbrodniczego systemu był pan mec. Giertych. Może to być przypadek, ale może nie być, bo skąd możemy wiedzieć, czy ze względu na kraj pochodzenia producenta “Pegasusa”, system nie został skalibrowany pod kątem osobników podejrzewanych o antisemitismus? Naturalnie pan mec. Giertych obecnie wyłazi ze skóry, by odciąć się od sprośnych błędów młodości i nieugięcie stoi na nieubłaganym gruncie jasnej strony Mocy, ale przecież “Pegasus” mógł być kalibrowany w czasach, kiedy ta metamorfoza jeszcze nie nastąpiła – no i stąd te niespodzianki.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Podobno system “Pegasus” został zakupiony od Izraela za 25 mln złotych, pochodzących z pozabudżetowego Funduszu Sprawiedliwości. To jest zbrodnia dodatkowa, bo ABW może być finansowana tylko z budżetu, więc pewnie specjalna parlamentrna komisja śledcza będzie to wyjaśniała do końca kadencji. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że rządowi dygnitarze z Ministerstwa Sprawiedliwości już teraz chronią się za murami tajności, podobnie jak pan red. Michnik podczas przesłuchań w sprawie “afery Rywina” chronił się za murami sławnej “tajemnicy dziennikarskiej”. Nawiasem mówiąc, na “Pegasusa” z żarłocznością hieny rzuciła się “Gazeta Wyborcza”. Oficjalnym powodem jest oczywiście “obrona demokracji”, ale nie można wykluczyć, że redakcyjny Judenrat mógł zostać też obarczony sekretnym zadaniem pilnowania interesów izraelskiego producenta.

Tymczasem snop światła na całą tę sprawę, a nawet na sprawy inne, rzucił pan mec. Roman Giertych ujawniając, że swego czasu zwrócił się do niego sam pan Zbigniew Ziobro, chcąc zatrudnić się w jego kancelarii. Późniejsze wypadki dowodzą, że pan mec. Giertych musiał pana Ziobrę spławić, co pociągnęło za sobą daleko idące następstwa nie tylko dla pana mecenasa, nie tylko dla pana Ziobry, ale również – dla naszego nieszczęśliwego kraju, a może nawet – całej Europy? Gdyby bowiem pan Ziobro został zatrudniony, to pewnie pracowałby w kancelarii do dzisiaj, nie zostałby ministrem sprawiedliwości i generalnym prokuratorem, nie utworzyłby pozabudżetowego Funduszu Sprawiedliwości, ani za pieniądze z niego pochodzące nie kupiłby w Izraelu zbrodniczego systemu “Pegasus”. W rezultacie ani pan mec. Giertych, ani inne osobistości nie byłyby inwigilowane, a demokracja by się rozrastała “jak grzyb trujący i pokrzywa”. Co ważniejsze – nie byłoby żadnej reformy sądownictwa, nie powstałaby Izba Dyscyplinarna SN, Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie nałożyłby z tego tytułu na Polskę kary w wysokości miliona euro dziennie. W rezultacie pan minister Ziobro nie twierdziłby, że Polska tych kar nie zapłaci, ani nie wzywał do odrzucenia “Zielonego Ładu”, który całej Europie narzuciła banda oszalałych doktrynerów. Zatem, jeśli w przyszłości ktoś będzie badał przyczyny, dla których sprawy polskie i europejskie potoczyły się w takim kierunku, nie powinien zapominać o decyzji pana mec. Giertycha, która spowodowała wszystkie te paroksyzmy. Wygląda na to, że to pan mec. Roman Giertych jest odpowiedzialny również za kryzys w stosunkach Polski z Unią Europejską, podobnie jak panowie Ludwik Dorn i Cezary Michalski są odpowiedzialni za pojawienie się bojowego feminizmu w Polsce.

Stanisław Michalkiewicz