Brak koordynacji i jednolitych kryteriów we wprowadzaniu restrykcji na granicach wewnątrz Europy powoduje ból głowy przedsiębiorców i przewoźników. Problemu dotąd nie naprawiły próby podejmowane na szczeblu unijnym.

Jesienią do Europy dotarła druga fala koronawirusa, a wraz z nią, po letniej przerwie, wróciły ograniczenia na granicach pomiędzy europejskimi krajami. Choć ograniczenia nie są jeszcze tak surowe, jak wiosną – większość granic nie jest de facto zamknięta – decyzje podejmowane są zazwyczaj przez każde państwo samodzielnie, na podstawie osobnych kryteriów i przy zastosowaniu różnych środków.

O ile Chorwacja pozostaje otwarta nie tylko dla obywateli UE, ale także np. USA, sąsiednie Węgry są praktycznie zamknięte niemal dla całej Unii. System restrykcji w Niemczech, działający na podstawie danych i wytycznych Instytutu im. Roberta Kocha, różni się od tego w Austrii, gdzie kryteria są inne. Ile jest krajów, tyle podejść.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU
Restrykcje są nie tylko różnorodne, ale potrafią się zmienić z dnia na dzień. W październiku przekonał się o tym Hiszpan Abraham Perez, który odbywał kilkudniową biznesową podróż na trasie Berlin – Zurych. Kiedy wylądował w Szwajcarii, okazało się, że tego samego dnia Berlin został włączony do “czerwonej strefy” przez miejscowe władze, co wiązało się z obowiązkiem odbycia 10-dniowej kwarantanny.
“Planowałem zostać tylko sześć dni, więc musiałem przełożyć swój lot z powrotem do Berlina o kolejne cztery. Co więcej, kiedy już wróciłem do Niemiec, znów musiałem przejść test i kolejną kwarantannę. Lekko mówiąc, nie byłem zbyt szczęśliwy” – mówi PAP hiszpański przedsiębiorca, zajmujący się szkoleniami z zakresu bezpieczeństwa.
“Sprowadzanie firm i instruktorów z zagranicy w obecnym czasie jest koszmarem. Masa testów do załatwienia, formalności, nawigowanie w gąszczu różnych przepisów i restrykcji” – opowiada.
Hiszpan nie jest jedynym, który skarży się na graniczny chaos w UE. Chaos i różnorodność regulacji przyprawiają o ból głowy zarówno pasażerów, jak i przewoźników.
W październiku grupa zrzeszająca europejskie linie lotnicze Airlines For Europe (A4E) ostro skrytykowała “chaotyczne restrykcje graniczne wraz z zamieszaniem wokół kwarantann, formularzy i obowiązków testowych”, domagając się bardziej spójnego i wspólnego podejścia na poziomie europejskim. Grupa zaapelowała m.in. o wprowadzenie wspólnego europejski program szybkich testów na granicach i lotniskach, a także o przyjęcie wspólnych kryteriów i większej koordynacji przy wprowadzaniu nowych regulacji na granicach.
“Nieskoordynowane krajowe decyzje podejmowane przez ostatnie miesiące miały druzgocący wpływ na swobodę przemieszczania się” – zawyrokował prezes grupy i szef linii Air France-KLM Benjamin Smith.
Pierwsze kroki w tym kierunku już podjęto – przynajmniej teoretycznie. 13 października Rada Europejska uzgodniła zaproponowane przez Komisję zalecenie ws. wspólnego podejścia do restrykcji. W dokumencie mowa jest m.in. o stosowaniu wspólnych kryteriów przy podejmowaniu decyzji o restrykcjach, opartych na danych i mapie Europejskiego Centrum Zapobiegania Kontroli Chorób, określającej kolor poszczególnych regionów krajów (zielony, pomarańczowy, czerwony) w zależności od sytuacji epidemiologicznej. Innym jest zobowiązanie się do ogłaszania restrykcji z co najmniej 24-godzinnym wyprzedzeniem, czy uzgodnienie zasad dotyczących kwarantanny dla przyjezdnych. W rzeczywistości jednak przyjęcie dokumentu dotąd niewiele zmieniło. W większości państw proces wprowadzania nowych restrykcji pozostał ten sam.
Użytecznym krokiem, jaki podjęła Komisja Europejska jeszcze w czerwcu, było natomiast stworzenie specjalnego portalu Re-Open Europe, na którym można sprawdzić sytuację epidemiologiczną w każdym z krajów, a także obowiązujące w nim restrykcje na granicach i wewnątrz nich. Platforma nie rozwiązuje, a tylko unaocznia fundamentalny problem: brak spójnego podejścia i skomplikowanie zasad obowiązujących w państwach członkowskich UE. (PAP)