Mam biznesową wspólniczkę. Razem prowadzimy dobrze prosperujący biznes. Nasze sprawy prywatne są w tłe. No ale, skoro ten biznes idzie nam dobrze, pomimo covidowych zwolnień na giełdzie, to i co nieco o sobie wiemy. Zawsze wydawało mi się, że moja partnerka biznesowa jest przykrywaczką rzeczywistości, co miało swoje dobre strony, bo ja wszystko widziałam za bardzo tak jak jest. I podczas kiedy ona mozoliła się nad szczególikami, które mnie po prostu mierziły, to ja świetnie pływałam w planowaniu, przewidywaniu, nawiązywaniu kontaktów i szukaniu kontraktów.  Takie uzupełnienie. Wynikało to z naszych osobowości. Także nasze życie osobiste przejawia się w tych różnicach. Ona przez lata pamiętała, co jej ktoś zrobił złego, i dobrego też, ja patrzyłam na życie przez pryzmat ogólniejszy. Było mi niejako łatwiej, bo jak pijak, to nie ma co sobie głowy takim zawracać, a ona upatrywała w takim piciu jakichś przyczyn, i koniecznie chciała go naprawić. Na nic zdały się moje przekonywania, że pijak wychodzi z pijaństwa sam (jeśli chce), a jak nie, to wciąga wszystkich innych dookoła w swój toksyczny świat matactwa, udawania, kłamstwa, zapominania, czyli ogólnej nieodpowiedzialności. Ja miałam sprawdzonych znajomych, bo z nieżyczliwymi i zainteresowanymi się nie kolegowałam, ona zawsze była otoczona dziwnymi ludźmi, najczęściej takimi, którym chciała pomóc (często była to jej misja), Nie muszę dodawać, że wielu z nich wykorzystywało bezwzględnie jej naiwność.  Ale biznes szedł nam dobrze, i jeszcze lepiej. Z wiekiem, zaczęłyśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Niedawno była w wielkim dołku. Mąż się wyprowadził do jakiegoś tłuka. Moim zdaniem w chamski sposób, bo jak wróciła z biura, to zastała opędzlowane mieszkanie. Po dwóch dniach dostała e-mail. Nawet nie miał na tyle odwagi, żeby jej to powiedzieć. No cóż zawsze był tchórzem, takim bojącym się własnego cienia. Jedynej osoby, której się nie bał, to ona, dlatego też na nią zwalał wszystko, i obwiniał ją za wszystkie swoje niepowodzenia – a miał ich bez liku. Taki psuja, za co się nie zabierze, to zepsuje. Wyprowadzając się zabrał nawet jej książki, biżuterię, ubrania. Zabrał wszystkie gwoździe i narzędzia, także ogrodowe. Nie wiadomo po co, bo wyprowadzał się do kochanki do blokowiska. W garażu pozostały jedynie zardzewiałe i połamane gwoździe. Pozabierał to wszystko z czystej złośliwości. Powiedziała mi o tym, wyrażnie podłamana, że osoba, z którą spędziła ponad 20 lat życia mogła być taka…No jaka? No podła, co jej nawet nie przeszło przez myśl. Dalej go usprawiedliwiała, a już siebie obwiniała. Próbując ją postawić na nogi i znające tego jej karlika, mówię dla pocieszenia.

        –  Przecież to nie pierwszy raz robi ci on takie numery.  Różne wredne numery robił ci już wielokrotnie

        – Jakie? – pyta zdziwiona.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        No szlag mnie trafia, bo jak można do tego stopnia zaprzeczać rzeczywistości?  Ślepa, czy co? Więc zaczęłam wyliczać niektóre tylko sprawy z tych, o których wiem.

MichalinkaToronto@gmail.com      29 maja, 2022